7. KONIEC 1/2

1.2K 69 19
                                    

Byłem przerażony. Alex miał swój magiczny pierścień, dzięki któremu stawał się niewidzialny, który dostał od Hermesa (który musi być fanem Władcy Pierścieni). Ja nie miałem nic. Poza tym on miał walczyć z kilkoma potworami, a ja ze świrniętą dziewczyną, której głownym celem jest zabić mnie. Bardzo chętnie bym się zamienił, ale mój przyjaciel nie miałby z nią szans (bez urazy).

Alex skierował się w stronę wejścia na pokład po drodze zakładając swój pierścień. Ja oddaliłem się od statku i wskoczyłem do wody. Okrążyłem go i zatrzymałem się pod oknem. Kazałem wodzie mnie trochę podnieść, żebym był na wysokości szyby. Spojrzałem do środka. Nikogo nie było. Przynajmniej na widoku.

Wyciągnąłem swój długopis z kieszeni. Skierowałem rysik w stronę okna i odetkałem zatyczkę. Długopis zmienił się w Orkana - mój miecz, tłukąc przy tym szkło. Wsadziłem rękę do środka i otworzyłem okno. Miałem już otwartą drogę. W dodatku nie wydaje mi się, że ktoś mnie usłyszał, więc jest szansa, że nie umrę w pierwszych minutach misji.

Wskoczyłem do środka. Podszedłem do drzwi i delikatnie je uchyliłem. Wyciągnąłem monetę z kieszeni i rzuciłem ją na korytarz, żeby sprawdzić czy nikogo tam nie ma. Tak jak się spodziewałem usłyszałem kroki zmierzające w stronę pokoju, w którym się znajdowałem. Ukryłem się za drzwiami. Zobaczyłem jak drzwi się otwierają, a do pokoju wchodzi jakiś spasiony potwór. Gdy tylko wszedł do środka zatrzasnąłem drzwi. Natychmiastowo się odwrócił. Miał tylko jedno oko. Czyli cyklop. Spoko, powinno być łatwo.

-To ty jesteś tym chłopakiem. - powiedział ze strachem. Otworzył usta jakby chciał zacząć krzyczeć i zawiadomić innych o mojej obecności, ale nie zdążył, bo został przeszyty moim mieczem na wylot. Spojrzał na mnie zaskoczony i rozsypał się w proch.

Powoli wyszedłem z pokoju. Na szczęście nikogo więcej nie było na korytarzu. Po kilku minutach bezcelowego chodzenia zdałem sobie sprawę gdzie jestem. Wszedłem do jednego z pokoi. Był to ten sam pokój, w którym spałem, kiedy wypłynęliśmy po Złote Runo.

Otworzyłem szafkę. Leżał tam zegarek na rękę, wynalazek obozowicza - Beckendorfa, syna Hefajstosa. Z boku znajdował się guzik. Kiedy go nacisnę rozstawiony przez Alexa grecki ogień wybuchnie wywołując zamieszanie na pokładzie, dzięki któremu będziemy mieli większą szansę na bezpieczną ucieczkę (jeśli wogóle przeżyjemy). Alex musiał zostawić tutaj ten zegarek przed chwilą na znak, że ogień grecki jest już ukryty na pokładzie. Teraz pewnie szuka zakładników.

Założyłem zegarek i byłem gotowy wyruszyć dalej. Znałem już drogę do następnego przystanku mojej misji - pokoju ze złotym sarkofagiem. Tym, w którym spoczywał rosnący w siłę Kronos. To było miejsce, w którym spodziewałem się zobaczyć Annabeth.

Zanim jednak wyszedłem z pokoju zdjąłem plecak i wyciągnąłem z niego szklaną butelkę z niebieskim płynem w środku. Kiedy to odkorkuję wystarczy jeden wdech i nadchodzi sen. Schowałem go do kieszeni. Wolałem mieć go bliżej siebie, jeśli będę go potrzebował (a najprawdopodobniej będę).

Już miałem nacisnąć klamkę, kiedy usłyszałem głos zaraz przed drzwiami. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić drzwi zaczęły się otwierać od zewnątrz. Natychmiast skoczyłem za łóżko próbując się ukryć, jednak zrobiłem przy tym mnóstwo hałasu.

Zobaczyłem potwora wchodzącego do pokoju... nie, chwila, to nie był potwór. To był Lukas Rodriguez, obozowicz z domku Hefajstosa. Myśleliśmy, że zginął, ale najwyraźniej przeszedł na złą stronę.

Lukas zamknął za sobą drzwi i powiedział:

- Wychodź ze swojej kryjówki. Wiem, że tu jesteś. Nie byłeś bardzo dyskretny. - uznałem, że lepiej jeśli wstanę i zacznę walkę, niż jeśli zostanę znaleziony, bo wtedy mogę nawet nie zdążyć się podnieść. Jak pomyślałem tak zrobiłem i stanąłem twarzą w twarz przed Lukasem.

- Percy! Nareszcie przyszedłeś. Oczekiwaliśmy twojego przybycia.
- Lukas. Dlaczego? Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Myśleliśmy, że ty z twoją siostrą umarliście. Gdzie ona jest?
- Nie żyje - powiedział szorstko.
- Co? Ale-
- Tej nocy zaatakowała nas zgraja piekielnych ogarów. Nikt nam wtedy nie pomógł. Wtedy nikogo nie obchodziło co się z nami dzieje. Ja wyszedłem cało, ale ona... - powiedział z groźnym wyrazem twarzy. Widać było, że zaraz wybuchnie.
- Przepraszam. Gdybym tylko wiedział.
- Wolałeś zbierać pochwały za zwrócenie pioruna. - po tych słowach rzucił się na mnie. Próbowałem przemówić mu do rozsądku, ale nie słuchał. Nie chciałem zrobić mu krzywdy więc wyciągnąłem butelkę z kieszeni, przygwoździłem go do ściany, zrzuciłem korek i przyłożyłem mu otwór do nosa. Na początku próbował nie oddychać, ale w końcu nie wytrzymał i wziął wdech. Momentalnie usnął. Czyli eliksir działa.

Wrzuciłem go, związanego znalezionymi w szafce damskimi chustami do szafy. Obiecałem sobie, że wrócę po niego. Nie będę już więcej obojętny na jego krzywdę. Zamknałem szafę i wyszedłem z pokoju.

/// Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego macie rozdział. Wiem ostatnio szaleje z tym pisaniem (swoją drogą strasznie długi ten rozdział), dlatego przed ostateczną częścią zrobię krótką przerwę. Następny rozdział pojawi się 19 października (jeśli będę pamiętać), dokładnie 10 miesięcy po wypuszczeniu pierwszego. A tak swoją drogą niedługo wbije 1000 wyświetleń. Dzięki za czytanie ///

Mogę ją odzyskać/// Percy Jackson/// PercabethWhere stories live. Discover now