-Chcesz ściągnąć na nas wszystkie hieny z miasta? – Magnus wyglądał na naprawdę poirytowanego.

-Ziarno zostało zasiane, teraz musimy tylko poczekać na plon – Aiden uśmiechnął się ponuro, doskonale wiedząc, że wystarczy kilka dni i będą mieć w garści przynajmniej jednego mnicha.

***

Nie pomylił się. Jak zawsze z resztą. Magnus nie wierzył w powodzenie tego planu. On wolałby wpaść na rynek i bez pardonu wypytywać wszystkich po kolei. Ale tylko spłoszyłby ich przeciwnika. Jak na razie nie wiedzieli z kim przyjdzie im się mierzyć, dlatego wolał zbadać sprawę i dopiero zaatakować. Nie był na dworze Angusa i Antonii, gdzie wbrew swoim zwyczajom, działał zbyt impulsywnie.

Ale to mogło być spowodowane bliskością Aurory Kelly. Bez niej myślał o wiele bardziej trzeźwo. I nie zamierzał rzucać się na każdego w pobliżu. I choć obecność księżniczki sprawiała, że przypominał sobie jak to jest żyć i czuć coś więcej, to jednak teraz potrzebował chłodnego, analitycznego umysłu. Potrzebował być spokojny, racjonalny, ale nie był taki, gdy zaczynał się martwić o Aurorę. A o nią martwił się często. Bez przerwy niemalże.

I nic mu z tego nie przyszło. Ani jej. Aurora zaginęła. Nie dopuszczał do siebie innej myśli już od wielu tygodni. I nie zamierzał odpuszczać.

Niech tylko dorwie tych, którzy przyczynili się do tego całego ambarasu!

Wpatrywał się w tłum przewijający się przez karczmę. Postanowił sprawdzić, czy ziarno już wykiełkowało i rezultaty były obiecujące. Widział zaciekawionych śmiertelnych, wskazujących go ruchem głowy, słyszał rozmowy, czuł na sobie ich wzrok. O tak! Zaczynało się robić interesująco! I sprawa w końcu ruszyła z miejsca.

Soare, jako miasto handlowe pod patronatem króla wampirów, było bogate, a ilość dziwnych indywiduów jaka się przez nie przewijała, sprawiał, że na Aidena nikt nie zwracał uwagi, o ile nie był zainteresowany jego sakiewką lub nie chciał się go pozbyć.

Bo wampir wypytujący o mnichów był do odstrzału. Tak na wszelki wypadek. By nie znalazł czegoś, co mogłoby im zaszkodzić. Aiden doskonale wiedział jak zadziała podobna groźba. Sam musiał się z takimi mierzyć przez pierwsze sto lat pracy dla Gildii. Gdy czuł niepokój jak ktoś o nim wspominał, jak ktoś zauważał, że jego twarz się nie zmienia lub jest za silny jak na zwyczajnego Łowcę. Przekłuł podobne pogłoski w broń. Nie zamierzał chować się za plecami kolejnych Przewodniczących, nie zamierzał ukrywać się przez resztę wieczności, o nie, Aiden wyszedł z cienia. Dał się poznać, stworzył legendę, w którą nikt nie mógł uwierzyć, gdyż była zbyt nieprawdopodobna.

Gdyby był choć trochę bardziej arogancki, pewnie podziwiałby kunszt misternie utkanych kłamstw z prawdy. Tak, miałby do tego pełne prawo. Ale Aiden już dawno przestał być arogancki. Jak ktoś, kto przeżył Cichą Wojnę mógł być zarozumiałym draniem?

***

Wpatrywał się w pole pełne trupów ciągnące się aż po horyzont. Stał unurzany w błocie i krwi swoich przeciwników. Ludzi, wampirów, czarowników, wilkołaków, elfów... Widział martwe wróżki, widział martwe driady, całe pole usiane zniszczonym życiem. Przerwanym przez brutalny atak, przez furię w jaką wpaść mógł tylko czystej krwi wampir.

Co on na bogów uczynił?

***

Nie pozwolił sobie wracać do tamtych chwil. Nie był wtedy sobą.

Raj Utracony Tom II ✓Where stories live. Discover now