Epilog

1.1K 61 144
                                    

  Dedykacja dla każdej osoby, która czyta ten fanfic...

   Krew...

   To pierwsze co zobaczył. Czerwona maź otaczała go z każdej strony. Była na jego ubraniu. Na nożu. Na ręce Will'a. Wszędzie.

   Krzyk...

   Wydobył się chyba z jego ust. Nie był pewny czy to on krzyknął. Wszystkie ptaki ucichły i słychać było tylko jego serce, które zacisnęło się z przerażenia.

   Rozpacz...

   Poczuł ją zaraz po ciosie, który zadał jego uczeń...

   Nie odbierał żadnych informacji. Stał tam i patrzył przed siebie. Dlaczego nie poczuł bólu? A może nie powinien go czuć? Czy to tak wygląda śmierć? Może właśnie tak jest.... Tracisz świadomość otoczenia. Nie wiesz co dzieje się naokoło ciebie i możesz tylko na to patrzeć...

   Podniósł dłonie i zaczął mierzyć je wzrokiem, jakby nie wiedział do kogo należą. Były całe umazane krwią. Nawet jego lewa dłoń, pomimo że rana znajdowała się na prawej ręce. Więc dlaczego przed sobą widział kałużę z szkarłatnej cieczy? Wtedy do niego dotarło...

   Opuścił rękę i... zadał ostateczny cios...

   Teraz Halt widział wystającą rękojeść, wprost z brzucha Will'a i... jego upadające ciało. Dopiero w tej chwili do jego świadomości doszło, że to nie on krzyczał tylko właśnie Will.

   Machinalnie padł na kolana obok ciała swojego ucznia. Łzy spływały po jego policzkach. Nie czuł chęci zemsty, jak było w przypadku Crowley'a. Teraz po prostu czuł rozpacz. Chciał jeszcze raz zobaczyć szczery i szeroki uśmiech bruneta, który z każdą chwilą tracił coraz więcej krwi. W jego głowie pojawiły się słowa bruneta, w których mówił, że on nie jest jedna z tych osób, które po każdym nie udanym dniu biorą nóż i kończą swoje życie... Więc dlaczego on to zrobił? ,,Bo dla niego nie był to jeden dzień, a całe życie" usłyszał odpowiedź w swojej głowie.

-Will... - szepnął - WILL! - krzyknął, kiedy chłopak nie odpowiedział - Zaprowadzimy cię do uzdrowiciela! Tylko nie zamykaj oczu, jasne? Rozumiesz mnie? No jasne, że tak, bo przecież nic ci nie jest... - mamrotał jak nigdy wcześniej. Zawsze był cichy, wolał spokój, a teraz gadał jak najęty, jakby to miało w czymś pomóc. Był gotowy zrobić wszystko byle uratować Will'a, a jednak wiedział, że nie może zrobić nic.

   Jego uczeń umierał... A on nie mógł z tym nic zrobić... Silny, trzymetrowy, Halt był bezsilny... Dwie najważniejsze osoby w jego życiu umarły jednego dnia. Niby był na to przygotowany - wiedział, że tak wygląda wojna. A jednak teraz to było tak trudne do zniesienia.

   Z trudem do jego uszu doszły szczęśliwe okrzyki. Zawsze to najgorsze było w wojnach, że można było ją wygrać... Ale zawsze trzeba było zapłacić tą okropną cenę... Trwała jeden dzień. Skończyła się tak szybko, a przyniosła mu tyle cierpienia co nic innego w ciągu jego całego życia.

-Will... - szepnął - Dlaczego to zrobiłeś? - w odpowiedzi jego uczeń uśmiechnął się tylko. Ostatnie słabe wydechy wydobywały się z jego ust, aż nagle... Zupełnie nie spodziewanie... przestał oddychać. Jego serce skończyło swoją kilkunastoletnią pracę. Halt nie miał siły krzyczeć, dlatego tylko położył głowę na ciele chłopaka i pozwolił wszystkim łzom spokojnie spływać z jego twarzy, wprost na ubrania Will'a.

   Will nie zginął jak bohater... Nie zarzucił swojej woli przed śmiercią.. Umarł. Najnormalniej w świecie... umarł. Ale czy zasługiwał na coś więcej? Niestety tak... Ale życie takie nie jest...

   Słońce powoli chowało się za horyzontem. Z pola bitwy schodziły ostatnie osoby zasmucone śmiercią dowódcy ich najsilniejszej jednostki. Horace jako jedyny został i spoglądał na miecz. Ten sam miecz, którym zakończył życie samego Morgarah'a. Zdziwił się na dźwięk kroków, tym bardziej kiedy jeszcze zorientował się, że są to kroki zwiadowcy - a oni poruszają się bezszelestnie. Chwilę mu zajęło zauważenie ciała na rękach mężczyzny. Jednak kiedy to zrobił zamarł... Popatrzył smutnym wzrokiem na zwiadowce i zasłonił usta ręką.

-Wracajmy do domu - usłyszał tylko. Razem w smutku i rozpaczy odeszli z tego okropnego miejsca, które kojarzyło im się z niczym więcej jak z śmiercią. Jednak wśród tego wszystkiego świtała im jedna i ta sama myśl...

   Że to w tym miejscu zginęli prawdziwi bohaterowie...

...

I tak oto zakańczam ten fanfic!

TU MOŻECIE NAPISAĆ JAK BARDZO MNIE NIENAWIDZICIE! >----------->

Jeśli mam być szczera to końcówkę pisałam już na siłę... Niestety, ale jakiś cas temu straciłam kompletnie wenę i chęci, ale kiedy zobaczył, że mam 200 gwiazdek i 1000 wyświetleń... nie mogłam tego tak zostawić... Więc pora na podsumowanie tego fanfiction...

Uwaga! W danej chwili ten fanfic ma...

19 rozdziałów

214 gwiazdek i...

1197 wyświetleń...

WOW!

Wielkie dzięki! Naprawdę!

I od razu mówię...

NA RAZIE NIE MAM W PLANACH NASTĘPNEGO FANFICTION O ZWIADOWCACH! Jak już wspomniałam ostatnie rozdziały pisałam na siłę ALE.... MOŻE kiedyś napiszę jeszcze jakąś opowieść o tej tematyce. Na razie jednak chce skupić się na książkach własnej twórczości i może fanfiction Baśnioboru,

W takim razie...

Bo nic nie dzieję się przypadkowo. Pisz, Joel Carter.

PS. Napiszcie w komentarzu co byście chcieli z okazji zakończenia tego fanfiction... no i w ramach podziękowań...

Zwiadowcy - Nowy początekWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu