Rozdział 8

1K 62 10
                                    

-Przyśpiesz! Co tak wolno?! - Will miał ochotę zamiast tarczy strzelać do swojego mistrza. Był pewien, że Halt nigdy nie strzelił by tak szybko i celnie naraz. Od akcji z kalkarem minął ponad miesiąc. Przez ten czas (ku nie zadowoleniu Willa) już całe Redmont, a nawet kraj, zdążył go nazwać bohaterem.

-To tak jakby gratulowali mi za to, że byłem sługą Morgaratha i doprowadziłem do śmierci trzech zwiadowców! - mówił do Halta i Allys. Will naciągnął cięciwę i strzelił. W mniej niż dwie sekundy zdążył wystrzelić także następne osiem strzał. Opuścił łuk i popatrzył na Halta. Słońce już schylało się ku zachodowi. Od rana (czyli jakoś piątej nad ranem) chłopak ciężko pracował. Najpierw przez pierwsze trzy godziny zajmował się domem. Potem przez cały dzień ćwiczył strzelanie z łuku, rzuty nożami i skradanie się.... Przede wszystkim skradanie, bo to szło mu najgorzej. Nie jakoś okropnie, tylko w porównaniu z innymi umiejętnościami, no... Po prostu nie był w tym mistrzem. Bardzo chciał robić to tak dobrze jak były uczeń Halta, Gilan. Uznawany on był przez wiele osób za najlepszego ( w tej dziedzinie). W korpusie nikt nie był w tym tak dobry jak on. Will, pomimo paru sprzeczności, lubił Gilana, nawet jeśli on tego nie odwzajemniał. Od kiedy Gilan poznał prawdę unikał Willa. Kiedy tylko ich odwiedzał, żeby podzielić się nowymi informacjami, zawsze musiał jakoś pokazać, że nie ufa uczniowi Halta. Kiedy ten uczestniczył w rozmowach Gilan odpowiadał bardzo ogólnikowo. Nie uśmiechał się tak często i zawsze kiedy tylko Will się do niego zbliżał ten od razu napinał się, jakby szykując się na atak. Na próżno szły wszystkie próby przemówienia mu do rozumu (który tak teoretycznie miał) ze strony Halta. Raz chłopak nawet słyszał jak dwaj zwiadowcy kłócili się oto. Nie krzyczeli, wtedy, a mówili nawet ściszonym głosem. Nie wiedzieli, że uczeń zwiadowcy ich słyszał. Ale najgorsze było kiedy Gilan próbował przemówić do rozsądku Haltowi. Wymieniał wtedy wszystkie złe rzeczy, które zrobił Will. A ten wtedy zawsze robił się cichszy. Zazwyczaj dochodził do wniosku, że ,,musi poćwiczyć". W rzeczywistości walił pięściami w drzewo ignorując rany na dłoniach. Halt nie raz się go pytał o te rany, ale ten odpowiadał coś w stylu ,,Potknąłem się" albo ,,Tak się kończy trening na zwiadowcę". Nigdy nie wyznał mistrzowi prawdziwego powodu, choć był pewien, że zwiadowca nie wierzył w jego wyjaśnienia. 

-Nie stój tak! - zawołał starszy zwiadowca - Walgar już dawno zdążyłby cię dopaść!

-Jakby biegł na mnie walgar to nie stałbym i nie patrzył na ciebie - mruknął Will wracając do ćwiczeń. W głębi duszy czuł, że Halt mu nie ufa. Ten mrukliwy zwiadowca najlepiej na świecie krył emocje, ale Will nauczył się je odczytywać. Ale chciałby cofnąć czas i uciec od Morgaratha już o wiele wcześniej! Nie raz wchodził na jakieś drzewa (w czasie tego miesiąca) z planem zeskoczenia z niego. Tylko nie na nogi. Zawsze jednak kończyło się na tym samym. Nie robił tego. ,,Sami sobie nie poradzą w walce z Morgarathem". Władaca gór deszczu i nocy nie raz dawał o sobie znać. Co chwilę wysyłał kogoś do chłopaka, aby się dowiedzieć jak wykonuje on swoje zadania. Will chciał powiedzieć o wszystkim Haltowi, sir Rodneyowi, Baronowi, ale nie mógł. Zawsze kiedy zbierał się na odwagę (,,Zrobię to") i chciał wreszcie wyrzucić ten sekret z siebie nie dawał rady. Tak ciężko było zdobyć ich zaufanie... Choć go ciągle nie miał, ale był na dobrej drodze. Will jedynej osobie, której ufał w tym kraju była Allys. Znała chyba jego wszystkie sekrety. Razem spędzali wszystkie wolne chwilę, których i tak nie było za wiele. Przy niej chłopak zawsze czuł się szczęśliwy. Nie wiedział dlaczego, ale po prostu tak było. Ona potrafiła dotrzeć w nim jakieś dobro, którego on sam nie widział. Wciąż był podwładnym Morgaratha czy tego chciał czy nie. Dlaczego go to spotykało?! Że akurat Morgarath wybrał jego! Przecież było mnóstwo innych osób. Poczuł w sobie gniew. Naciągnął cięciwę i wystrzelił trzy strzały naraz po czym po kolei następne dziesięć. Wystrzelił wszystkie strzały jakie miał po czym rzucił obydwoma nożami. Powoli ochłonął z gniewu. Kiedy pozbierał strzały i noże poczuł na ramieniu czyjąś dłoń...

-Dobra robota - powiedział Halt - Idź odpocząć - chłopak odepchnął dłoń mistrza i lodowatym głosem syknął...

-Świetnie - podniósł łuk i zaczął kierować się w stronę chatki. Tak naprawdę nie wiedział czemu był taki wściekły. Wiedział jedynie, że Halt, Sir Rodney, a nawet Allys nigdy nie zdobędą jego zaufania. Odłożył broń po czym nastawił wodę na kawę. Ten napój stworzyły chyba anioły! Chłopak stał odwrócony tyłem do drzwi, kiedy się otworzyły. Nie wydały nawet najmniejszego dźwięku, ale Will wyczuł, że ktoś się zbliża. Powiedział mu to jego szósty zmysł. Chłopak postanowił zaskoczyć swojego mistrza. W jednej sekundzie wyciągnął sakse i rzucił nią. Trafił idealnie pół metra obok zwiadowcy. Will uśmiechnął się lekko, nawet zdawało mu się, że na twarzy Halta także pojawił się cień uśmiechu. Zwiadowca jednak po jednej setnej sekundy spoważniał i zapytał...

-Co się stało? - ,,A teraz jeszcze śmie pytać się , co się stało?!"

-Nic - syknął Will. Wiedział doskonale, że to kłamstwo było największą ściemą w historii Araluenu, ale zignorował to. Chciał dać do zrozumienia swojemu mistrzowi, że nie chcę z NIM rozmawiać (jak z każdą inną osobą).

-Will... Jeśli coś się stało to mów - chłopak obrócił się przodem do Halta.

-Po co? - zapytał cicho chłopak - Nie ufam ci na tyle, aby opowiadać ci o tym co mnie dręczy. I bądźmy szczerzy. Ty, Baron Arald, Sir Rodney i przede wszystkim Gilan mi nie ufacie. Nie oczekuj, że ja dam wam coś czego wy mi nie dajecie - trzaskając drzwiami wbiegł do swojego pokoju zapominając o kawie. Rzucił się na łóżko ukrywając twarz w poduszce. Dlaczego był dziś taki wściekły?! Przecież oni nic mu nie zrobili! W myślach spoliczkował się. ,,Świetnie" pomyślał. Ale tak naprawdę miał rację. W tym mieście nikt mu nie ufał. Nie miał tam przyjaciół. Zresztą nigdzie ich nie miał. Cieszył się, że informacja o jego przeszłości nie wyszła na jaw. Co by było wtedy?! Po bitwie z kalkarem on, Halt, Sir Rodney, Baron Arald i Gilan jedno głośnie stwierdzili, że lepiej nie informować wszystkich, że były morderca mieszka ,wraz z zwiadowcą w chatce, dziesięć minut drogi od miasta. Czemu życie jest takie trudne? I czemu trafiło akurat na niego?! Will nawet nie zauważył kiedy jego powieki opadły, a jego umysł odpłynął. Chłopak zapadł w głęboki sen.


Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale aplikacja mi się popsuła i nie mogłam nic pisać. Próbowałam milion razy, ale nic. Teraz kiedy już wszystko jest OK będę pisać częściej. Postaram się nadrobić te stracone rozdziały. Jeśli ktoś jeszcze nie widział to zapraszam do przeczytnia mojej drugiej (także nie skończonej) opowieści o Baśnioborze. Już nie zanudzam. Widzimy się, SaoriNeko

Zwiadowcy - Nowy początekWhere stories live. Discover now