Rozdział 1

2.5K 125 51
                                    

dwanaście lat później

W karczmie tego dnia było mnóstwo osób. Joe miał zatem dużo roboty.

-Dajcie tu jakieś dobre piwo! - zawołał jakiś mężczyzna stając przy kontuarze.

-Już się robi! - odparł Joe. Dał napój, odebrał pieniądze i zaczął obsługiwać resztę klientów. Naprawdę źle to na początku opisałam... Joe nie miał ,,dużo roboty" tylko ,,mnóstwo"! Przynajmniej interes leciał. Było pewne, że w tym miesiącu nie zabraknie mu pieniędzy na wyżywienie rodziny. W tej chwili drzwi karczmy otworzyły się z hukiem. Chwilę później się zamknęły. Dziwne, pomyślał Joe. I w tej chwili poczuł na szyj metal. Chciał obrócić się, ale doszedł go dźwięk słów. 

-Nie obracaj się - syknęła postać. Goście w karczmie widzieli tego kogoś. Był to niski chłopak w pelerynie zwiadowcy. Zaraz, zaraz... Nie to nie była peleryna zwiadowcy. Oni nosili peleryny w cętki, a ta była cała szara. Jakaś kobieta krzyknęła ze strachu. Parę osób zauważyło mężczyznę z nożem, który zbliżał się w kierunku wroga. Zakapturzona postać przesunęła nóż zabijając gospodarza i rzuciła innym w mężczyznę zbliżającego się do niego. Ściągnęłą kaptur i wszyscy zobaczyli, że ta postać to szesnastoletni chłopak o brązowych i potarganych włosach, a także czekoladowych tęczówkach. Chłopiec podniósł wzrok z nad ciała i powiedział do wszystkich. -Jeśli jeszcze ktoś chce mieć taki sam los jak ci tutaj to zapraszam - nikt się nie zgłosił - Jestem tu na polecenie Morgaratha, więc nie radzę się sprzeciwiać... - Parę osób krzyknęło. Chłopak zobaczył kobietę, która próbowała potajemnie wyjść przez tylne drzwi. Sekundę później leżała na ziemi ze strzałą w boku - Nie polecam próbować ucieczki... - mruknął - Poszukuję waszego zwiadowcy. Radzę wam odpowiedzieć... - wciąż nikt nic nie mówił. Chłopak założył kaptur i zeskoczył ze stołu i poszedł w kierunku wyjścia. Nikt go nie zatrzymywał. No i drzwi do karczmy otworzyły się znowu stanął w nich kolejny mężczyzna w pelerynie. Ten jednak widać było, że jest zwiadowcą. Zwiadowcą Henrym, lenna Morist. Bez ociągania zwiadowca podniósł łuk z nałożoną strzałą i powiedział

-Radzę się poddać - Pewny siebie zwiadowca nie stracił czujności jednak nie miał szans w starciu z wrogiem. Chłopiec skoczył na niego trzymając się blisko ziemi (przez co strzała przeleciała nad nim). W jednym momencie oboje wyciągnęli saksy. Jednak chłopak był szybszy. Zanim zwiadowca zdążył choć zrobić najmniejszy ruch nóż znalazł się w jego piersi

-Sami wybraliście taki los - zawołał chłopak i wyszedł. Drzwi zatrzasnęły się z trzaskiem i cała karczma stanęła w płomieniach

>-------->

   Halt bezszelestnie niczym cień przeszedł przez ulice Redmont. Kierował się do zamku na wezwanie Crowleya, dowódcy korpusu zwiadowców. Stanąwszy przed drewnianymi drzwiami zapukał delikatnie. 

-Wejdź Halt! - rozległ się głos zza drzwi. Zwiadowca przeszedł przez próg. Przed nim przy biurku siedział mężczyzna w takiej samej pelerynie w cętki - Miło cię widzieć! - powiedział Crowley podnosząc wzrok znad papierów.    

-Papierkowa robota nie daje ci spokoju? - zapytał Halt.        

-Jak widać - mruknął Crowley - wezwałem cię w bardzo ważnej sprawie. Usiądź proszę - Crowley na biurku rozłożył ogromną mapę. Mapę całego Araluenu - Ostatnimi czasy w lenach giną zwiadowcy... Na razie zginęło ich trzech...

-Trzech!? - zawołał Halt - To czemu dopiero teraz to mówisz?!

-Bo wszystkie informacje o ich śmierci doszły do mnie dopiero teraz - odparł Crowley.

-Kto zginął?

-Henry z lenna Morist, Woldie z lenna Seaclif i Roll z lenna Meric - odparł Crowley - Za wszystkie zgony zwiadowców odpowiada jedna osoba. Jakiś chłopak w szarej pelerynie. Jak ostatnio ludzie nie chcieli mówić to spalił całą karczmę. Przed tym jednak zabił Henrego, który tam się pojawił chcąc złapać chłopaka, ale nie dał rady. Najgorsze jest to, że to jest niewolnik Morgaratha...

-Można się było domyślić - mruknął Halt - Kiedy mogę wyruszać?

-Jak najszybciej.

   Halt załatwił jeszcze parę spraw z baronem po czym wyruszył z powrotem do chatki. Najgorsze było to, że nie było wiadomo gdzie Morgarath zaatakuje następnym razem. Halt z kubkiem kawy zasiadł przy stole i rozłożył mapę. Lenna były porozrzucane po całym Araluenie. Jedno z zaatakowanych było na południu kraju, drugie na północy, a trzecie na wschodzie. Czyli następny atak pewnie będzie po zachodniej części. Czyli jest możliwość, że następnym lennem będzie Redmont. A jeśli tak to Halt będzie miał poważne kłopoty. Co zrobić? W końcu morderca zwiadowców pewnie sobie na następny cel wybierze właśnie jego.

-Koniec tych rozmyślań - powiedział do siebie Halt. Wiedział, że jeśli teraz będzie jego kolej na spotkanie ze śmiercią to musi być gotowy do walki. Nawet nie wiedział jak szybko ta walka się odbędzie.

Sorry, że taki krótki. Mogły mi się wkraść jakieś błędy...


Zwiadowcy - Nowy początekWhere stories live. Discover now