Rozdział 2

2.1K 113 42
                                    

   Halt na Abelardzie kierował się do wsi obok lenna. Mianowicie każdy zwiadowca miał za zadanie sprawdzać i pilnować co się dzieje nie tylko w lenie, ale też wsiach obok i do jednej z takowych Halt właśnie się kierował. Miał w głowie, że może być następną ofiarą. To było nawet bardzo możliwe...Hmmm... Jakby to ująć? Halt i Morgarath nie lubili się najbardziej. Morgarath już wolał spotkać Crowleya niż tego mrukliwego zwiadowce. Niestety Halt znalazł się w takiej sytuacji, że jedyną jego szansą na złapanie mordercy było posłużyć się sobą jako przynętą. Nagle uszu Abelard potknął się o coś i z hukiem upadł na ziemię i oczywiście Halt z nim. Zwiadowca uratował swoje życie tylko dlatego, że w odpowiedniej chwili zdążył wyciągnąć stopę z strzemienia. Jednak i tak teraz z bólem leżał na ziemi. Nie zmieniło się to pomimo tego, że wiedział, że musi szybko wstać. Jednak kiedy udało mu się podnieść na łokciu jego uszu dobiegł świst i strzała wbiła się w centymetry od jego ręki. Nie daleko niego na drzewie siedziała postać. Postać w szarym płaszczu. Wróg zeskoczył ze swojej kryjówki. Miał uzbrojenie takie samo jak zwiadowcy. Jedyne co się różniło to kolor płaszcza, ale i ten świetnie krył. Halt już nie czuł bólu. Mógł jeszcze chwilę leżeć i udawać, że go wszystko boli, ale to nie miało sensu.

-Witaj, co cię sprowadza do zwiadowcy Halta. I przykro mi, że znalazłeś mnie w tak niedogodnej pozycji, ale tak się składa, że mój koń się z jakiegoś powodu przewrócił - mruknął Halt.

-Morgarath przesyła pozdrowienia - mruknęła postać. To był jakiś chłopak. Halt spróbował ponownie się podnieść jednak i tym razem nie pozwolił mu na to wróg - Nie wstawaj - syknął chłopak. Halt nie widział, żadnej okazji to zaatakowania. Jedyne na co mógł liczyć to na łaskę wroga.

-Nie musisz tego robić - odparł - Jeśli tylko Sir Rodney, albo ktokolwiek inny cię złapie to... - nie skończył. Zamiast tego podniósł się i skoczył w kierunku chłopaka. Jednak wróg znał tą sztuczkę. Morgarath wyuczył go wszystkiego. Więc skoczył tylko w bok unikając ciosu saksą Halta. Rozpoczęła się potyczka. I chłopak wyciągnął swoją broń. Obrona chłopaka była nie do przebicia. Halt męczył się, żeby zadać mu ranę, ale nie dawał rady. Oboje byli niesamowicie dobrzy. W końcu chłopakowi udało się zadać pierwszą ranę zwiadowcy. Przebił się przez obronę Halta i zadał mu ranę w ramię, czemu towarzyszył krzyk bólu. Jednak Halt nie zrezygnował wciąż bronił ataki. Podczas walki chłopakowi spadł kaptur z głowy. I wtedy Halta prawie zamurowało. Ten chłopak miał szesnaście lat. Jego tęczówki były w kolorze czekolady. Włosy miał brązowe i potargane. Zwiadowca znał tego chłopaka.

   Wiele lat wcześniej Daniel, sierżant w wojsku Araluenu, uratował Haltowi życie i przez to sam zginął. Daniel poprosił go wtedy o zaopiekowanie się rodziną. Kiedy po wielu trudach znalazł w końcu ich wieś kobieta leżała prawie martwa na ziemi. Jedyne co powiedziała to.. ,,Zaopiekuj się Willem". Nic więcej. Zwiadowca wybiegł wtedy z domu. W oddali wojska Morgaratha oddalały się. A wśród nich mały czteroletni chłopiec. Popatrzył raz na Halta. Miał takie same oczy i włosy jak ten chłopak w szarej pelerynie. Wtedy maluch uśmiechnął, choć w jego oczach był tylko strach. Halt wiedział, że nie da rady odbić chłopca. Złamał obietnice daną jego zbawicielowi.

   Aż tu nagle wiele lat po tamtej przygodzie los sam zesłał go do zwiadowcy. Halt w końcu dał radę powalić chłopaka.

-Will? - zapytał.

-Co? Nie znasz mnie! - zawołał chłopak i zadał mu kolejny cios raniąc kolejne ramię zwiadowcy.

-Will! Morgarath jest zły! Nie możesz robić tego co on chce! - zawołał Halt. 

-I ty to mówisz?! - zapytał Will. W jego oczach pojawił się ból i strach - Czekałem na kogoś kto mnie uratuje, kogoś kto jednak postanowi mi pomóc! I co? Nikt nie przyszedł... Morgarath zaczął szkolić mnie na swojego prywatnego zwiadowce. Kogoś lepszego od was. Miałem być jego maszyną do zabijania. Zawsze kiedy przychodziłem do niego po nie udanej misji bił mnie - Halt dopiero teraz zauważył okropną bliznę na ręce Willa - Ale wy nawet tego nie zauważyliście...

-Willu... - nie skończył bo ból przeszył jego czaszkę. Przed oczami zrobiło mu się ciemno. Halt stracił przytomność. Konik zwiadowcy trącił pana łbem

On chciał ci tylko pomóc  zdawały się mówić jego oczy.

-Nikt nie może mi pomóc - odparł Will i odszedł. Dopiero po godzinie zorientował się, że rozmawiał z koniem. Szedł wiele, wiele godzin kiedy zobaczył w oddali jakiś budynek. Z myślą, że postępuje jak ostatni dureń zbliżył się do budynku. Wszedł do środka stajni. Will przechodził pomiędzy nimi dokładnie je oglądając. Jeden z koni przypomina konia Halta. Idac dalej Will zauważył konika o beczułkowatym ciału. Na desce był wyryty napis ,,Wyrwij". Chłopiec zatrzymał się przy zwierzaku. Wzrok konika sprawił, że Will musiał mu dać jabłko ( po czym także każdemu innemu zwierzęciu w stajni). Podszedł do Wyrwija i przesunął ,,wrota". Koń podszedł do Willa i trącił jego ramię głową. Wyrwij czuł, że ten chłopak nie chce mu zrobić krzywdy.

Będzie dobrze  mówiły jego oczy

-Nie byłbym tego pewien - mruknął Will - Nigdy nie będzie. Ty nie wiesz co ja zrobiłem. Tyle ludzi przeze mnie cierpiało...

Ale już się zmieniłeś

-Ale zrobiłem to za późno - mruknął. 

-Ej! Co ty tu robisz?! - rozległ się głos w stajni. Will obrócił głowę i zobaczył jakiegoś mężczyznę - Czy ty chcesz ukraść mi konia?! Chwila... ta peleryna...

-Wracaj tam! - powiedział pośpiesznie Will - Wróć tam Wyrwiju! - rozkazał Will. Konik nie ruszył się z miejsca.

-Już ja ci dam! - powiedział ostro mężczyzna podchodząc do Willa. Kiedy był już blisko to konik zasłonił chłopaka - Wyrwij odsuń się! Ten chłopak jest niebezpieczny! - konik nie postąpił ani kroku. Trzeba przyznać, że zrobiło to na mężczyźnie wrażenie.

-Ja niebezpieczny! To przynajmniej nie jest pan głupi... chyba -  mruknął Will. Na ten komentarz Wyrwij potrząsnął grzywą.

-Młody człowieku już ma cię tu nie... - nie skończył. Za konikiem nie zauważył nikogo. Chłopak zniknął. Nie było go ani w stajni, ani poza nią. Uciekł do lasu. Will biegł bez tchu. Po dopiero około kilometrze zwolnił. Skręcił delikatnie na zachód. Pora wykonać następną misję. Cel: Redmont i Crowley.

Zwiadowcy - Nowy początekNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ