VIII

1K 35 3
                                    

Pov Czkawka
-I jak patrole? - zapytałem, będąc na arenie wśród jeźdźców.

-Nic nie wskazuje na to, żeby ten Mallaroy szykował się do walki z nami. Może nie chce walczyć... - zaczęła Aslaug.

-Wie, że mamy nocną furie i uciekła z nami Astrid. Ma powody do ataku. - przerwałem jej.

-Gdyby miał z nami walczyć, już dawno by to zrobił. - stwierdziła.

-No właśnie... - szepnąłem.

-Co mówiłeś? - zapytała Torvi.

-Już dawno by zaatakował gdyby chciał, ale nie chce... Może po dokładnym przemyśleniu uznał, że jest za słaby na walkę z nami. - zacząłem głośno myśleć. - Czekając na niego, tylko dajemy mu czas na wymyślenie planu.

-Jeśli już tego nie zrobił. - dodał Rollo.

-My powinnyśmy zaatakować. Dopóki mamy przewagę nad nim. - zasugerowałem.

Zapanowała chwila ciszy.

-To chyba jedyne, najlepsze wyjście. - zgodziła się ze mną Aslaug.

-Może powinniśmy z nim spróbować porozmawiać? - zaproponowała Torvi.

-Tak jak Czkawka chciał z Drago? Z takimi samymi skutkami? - zapytała zdenerwowana Aslaug. - Musimy pokonać go dopóki możemy, Torvi! Nie ma na co czekać!

-Wyruszamy jutro rano. Dotrzemy tam kiedy będzie już ciemno. Przygotujcie wszystko do tego czasu. Powiadomcie ludzi. - rozkazałem. - Szykujemy się na wojne.

Pov Astrid
Obudziły mnie głośne hałasy z zewnątrz. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Ludzie zachowywali się jakby nadchodziła jakaś apokalipsa. Błyskawicznie ubrałam się, a włosy zostawiłam rozpuszczone z powodu braku czasu na związanie ich.

Wybiegłam z chaty i zapytałam się pierwszej lepszej osoby, co się dzieję.

-Nic nie wiesz, panienko? Wojna się zbliża. Jutro rano wyruszamy. - odpowiedział wiking i odszedł w nieznanym mi kierunku.

Jaka wojna? Przecież Mallaroy nie atakuje. Pobiegłam, więc szukać Czkawki. Skoro jest wodzem na pewno mi wszystko wyjaśni.

Po jakimś czasie ujrzałam go kłócącego się z Torvi.

Pov Czkawka
-Wojna to nie rozwiązanie! - krzyknęła Torvi, która już od jakiegoś czasu próbuje odwieść mnie od tego pomysłu.

Szkoda, że nie wie jak bardzo irytuje mnie swoim gadaniem. No, a przecież jej tego wprost nie powiem.

-Nie spodziewa się nas. Dlatego wygramy. Nie masz o co się martwić. Ze smokami, wyćwiczonymi ludźmi, którzy są w stanie zginąć za Berk oraz smokami, pokonamy Mallaroya. - zapewniłem ją mając nadzieję, iż w końcu da mi spokój.

-Zamiast wszczynać wojnę porozmawiaj z nim! Rozkaż mu się poddać.

Odynie, pomóż mi.

-Nie, Torvi. Ostatnia rozmowa z wrogiem zakończyła się fatalnie.

-Ale to był Drago! Mallaroy to inny przeciwnik... - krzyknęła, po czym odwróciła mnie w swoją stronę.

-Posłuchaj mnie, Torvi. Wiem, że ciężko ci przyjąć do faktu, iż rozpoczynamy wojne, ale to jedyne wyjście. Nie zamierzam z nim rozmawiać, aby potem stracić bliską mi osobę. Skończyłem z tobą. - warknąłem i wróciłem do przygotowań.

-Czkawka!

Zignorowałem zapewne Torvi i ruszyłem dalej.

Ta dziewczyna zdecydowanie potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi. Później pójdę ją przeprosić. Zbyt agresywnie zareagowałem i mam wyrzuty sumienia.

W pewnym momencie ktoś szarpnął mnie za ramię. Okazała się być to Astrid.

-Co tu się dzieje? - zapytała zła.

Następna?

-Chodź w bardziej ustronne miejsce. - powiedziałem po czym złapałem ją za rękę.

-Nie, Czkawka. Nigdzie z tobą nie pójdę. Masz mi w tej chwili wyjaśnić o co chodzi. - rozkazała, biorąc swoją rękę.

Bogowie chyba się na mnie uwzieli.

-Lecimy jutro na wojne z łowcami. - odpowiedziałem.

-Ty sobie chyba kpisz...

-Gdyby miał nas zaatakować zrobiłby to, ale wie, że nie ma z nami szans. Wygramy to. - rzekłem pewnie.

-Nie, Czkawka. Nie znasz go. Jeśli tam polecimy spiszesz wszystkich na straty! - krzyknęła zdenerwowana.

-Mamy smoki, wyćwiczonych wojowników i mnóstwo broni. Mamy przewagę. Wykorzystamy element zaskoczenia. - próbowałem ją uspokoić.

-Nie rozumiesz. On się nas na pewno spodziewa. Jest gotowy na nasz atak. - krzyknęła.

-Nie, Astrid. To ty nie rozumiesz. Mam wszystko pod kontrolą. Polecimy tam, zwyciężymy i wrócimy. - powiedziałem delikatnie wyprowadzony z równowagi.

-Czkawka... Przegramy do cholery! Nie zwyciężymy tego! - wrzasnęła.

-Ja już zadecydowałem. - warknąłem.

-Nie możesz tego zrobić!

-Mogę. Jestem wodzem, więc rozkazuje ci wrócić do chaty. - krzyknąłem wściekły.

-Nie masz prawa! - krzyczała czerwona ze złości.

-Owszem mam. Idź do domu, bo inaczej rozkaże cię tam zamknąć. - zagroziłem.

Wkurzona blondynka odeszła, przeklinając pod nosem.

Zbyt ostro ją potraktowałem. Teraz muszę przeprosić jeszcze ją. Ale ze mnie tępy burak.

Spojrzałem na siebie z Szczerbatkiem i wróciliśmy do poprzedniej czynności.

Pov Astrid
On jest po prostu głupi! Straci wszystko! Smoki, ludzi i wolność. Nie wygra tej wojny. Na pewno nie w ten sposób. Wściekła idę przed siebie. Poszłam do stajni Szczerbatka i Kai. Zastałam tam moją przyjaciółkę i jej dzieci.

-Czy ty rozumiesz to, że ten dureń prowadzi wszystkich prosto do paszczy Mallaroya?

Smoczyca w odpowiedzi spojrzała na mnie wystraszona.

-Tak, też wiem, że przegrają. - westchnęłam. - Oprócz tego posłużył się swoją pozycją i rozkazał mi pójść do chaty!

Załamana usiadłam naprzeciw Kai.

-Co ja mam zrobić, kochana? - zapytałam i przyłożyłam swoje czoło do jej.

Po chwili usłyszałam silne trzaśnięcie drzwiami od stajni. Zerwałam się i podbiegłam do nich. Próbowałam je otworzyć jednak były zamknięte. Wystraszona zaczęłam w nie walić i krzyczeć, aby ktoś nam otworzył. Kilka godzin później miałam już zdarty głos. Nie kazałam Kai otwierać drzwi, bo to zapewne wiatr i się zatrzasnęły.

Nagle poczułam... ślinę Koszmara Ponocnika. Myśląc, że to smok odsunęłam się od drzwi i podeszłam do Kai oraz młodych. W pewnym momencie usłyszałam jakby dźwięk palonego drewna.

Chwile później cała chata zaczęła płonąć. Nie wiedziałam co robić. Głos miałam zdarty. Gdybym kazała Kai strzelić plazmą cała stajnia poleciałaby na nas. Schowałam się z Atisem, Mitisem i Nilą pod skrzydłem. Próbowałam je uspokoić. Było to prawie niemożliwe. Gorączkowo myślałam jak się stąd wydostać. W końcu wpadłam na pomysł, aby Kaja zaryczała, wołając Szczerbatka. Jej młode przyłączyły się do tego.

Dymu przybywało, coraz trudniej było mi oddychać i traciłam przytomność. Ostatnimi siłami, przyciągnęłam dzieci Kai do siebie, chcąc je w jakiś sposób ochronić. Z ledwo otwartymi oczami, spojrzałam na Kaje i wyszeptałam ciche 'przepraszam'. Następnie odpłynęłam...

Szczęśliwa, dzięki miłości | Hiccstrid Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz