This is the end. Part 2

578 28 14
                                    


Clarke

Zimna i niewiarygodnie ostra stal ponownie zatopiła się w mojej skórze. Nie mogłam powstrzymać krzyku. Wydobył się z mojej krtani odbijając się przeraźliwym echem po ścianach jaskini. Po raz kolejny spojrzałam w twarz Bellamiego szukając w niej zaprzeczenia słów, które padły z jego ust. Niestety nie znalazłam nic. Ani śladu uczuć czy żalu. Patrzył ślepo przed siebie z wyrazem zniecierpliwienia na twarzy i choć było widać, że sytuacja go przerasta, nie mogłam dłużej mieć złudzeń, że to co do mnie czuje to coś więcej niż przywiązanie. Bellamy, którego znałam, ten któremu naprawdę na kimś zależy nie patrzyłby na to wszystko tak spokojnie, z takim wyważeniem i chłodem. Odpowiedź nasuwała się sama. Albo tak bardzo się zmienił, albo wcale nie byłam mu bliska. Obie możliwości sprawiały, że moje serce przeszywał chłód bardziej dotkliwy niż cięcia sztyletu zadawane przez Echo.

- Skończyłaś? Co chcesz udownić? - zapytał Bellamy bez śladu emocji. Patrzył na swoją byłą z mieszanią niecierpliwości i znużenia.

- Dopiero zaczynam Bellamy. - odpowiedziała z ponurym uśmiechem brunetka. - Chyba mnie nie doceniasz. Chcę żebyś przyznał się do swoich łgarstw, chcę prawdy ty pieprzony hipokryto i wydobędę ją z ciebie choćbym miała pozbawić Clarke głowy na twoich oczach! - krzyknęła.

Bellamy przewrócił oczami i spojrzał na nią wyzywająco. Choć bardzo starał się to ukryć, przez jego twarz przemknęła nuta złości.

- Powiedz mi co chcesz usłyszeć, skoro prawda, którą wyznałem jest dla ciebie niewystarczająca.

- Och Bell nie musisz nic mówić, tylko patrz. Sam się zdradzisz prędzej czy później. - mówiąc to Echo odwróciła się w moją stronę. Wiedziałam co za chwilę nastąpi i nie byłam pewna jak długo jeszcze zdołam to znieść zanim sama poproszę o śmierć.

Bellamy jakby czytając w moich myślach gwałtownie szarpnął się w łańcuchach. Tym razem nie próbował ukrywać swojej złości.

- Zabijesz ją! Nie widzisz tego? Ona więcej nie wytrzyma. - wycedził przez zęby.

Trudno było patrzeć na torturowanie drugiego człowieka. Wiedziałam coś o tym. Wiedziałam też, że prawdopodobnie nie znaczyło to nic więcej niż człowieczeństwo. Współczucie, litość, poczucie bezsilności. Nic ponad to.

Echo zbliżyła ostrze do przegubu mojej dłoni. Nie byłam pewna czy czuję większy strach czy ulgę. Moje cierpienie mogło zaraz się zakończyć. Być może po wszystkich latach zmagań, byłam skłonna pogodzić się z tym, że moja walka dobiega końca. Pomyślałam jednak o Madi. Wiedziałam, że moja matka się nią zaopiekuję, ale nie miałam pojęcia jak poradzi sobie dziewczynka kiedy straci jedyną osobę, którą zna i której ufa.

- Zabrałaś mi wszystko na czym mi zależało. Przywłaszczyłaś sobie jedyną osobę, którą byłam w stanie pokochać. Weszłaś z butami w moje życie i nigdy Ci tego nie daruje. - wyszeptała wprost do mojego ucha. Słowa Echo ociekały jadem i nienawiścią. Wiedziałam już z całą pewnością, że nie miała zamiaru mnie oszczędzić, że cokolwiek bym zrobiła czy powiedziała jestem na straconej pozycji. Tak samo jak Bellamy. Jego najwyraźniej też nie miała zamiaru słuchać. Chciała zemsty, nic więcej nie miało dla niej znaczenia. Jakby w odpowiedzi na te myśli przeciągnęła ostrzem po mojej skórze. Z rany natychmiast obficie wypłynęła czarna ciecz.

- Nie! - usłyszałam przejmujący krzyk Bella. - Co zrobiłaś?! Co kurwa zrobiłaś?! - Jego głos się załamał. Zaczął szarpać się w łańcuchach niczym opętany.

Nie spodziewałam się tej reakcji. Była tak odmiena niż to co widziałam do tej pory... Wyglądało na to, że coś w nim pękło, coś się zmieniło. Jednak ja powoli zaczynałam odpływać. Docierały do mnie pełne rozpaczy krzyki Bellamiego, ale wiedziałam, że cokolwiek zrobi nie będzie już miało znaczenia. Nie czułam bólu, jedynie dziwny spokój, gdy przyglądałam się niezwykle szybko powiększającej się kałuży krwi. To koniec. Nie ma już odwrotu. Prawdopodobnie po raz ostatni spojrzałam na Bellamiego. Moją bratnią duszę, najlepszego przyjaciela, miłość mojego życia. Na jego twarzy malowało się bezgraniczne cierpienie. Po nienaturalnym spokoju, który tak bardzo mnie przybił, nie pozostał już nawet ślad. Może jednak się myliłam, może to wszystko co mówił, zrobił by dać nam więcej czasu, by mnie uratować. Może jednak kochał mnie równie mocno jak ja jego. Niestety nie miałam już szansy się o tym przekonać. Zapadła nieuchronna ciemność i nie czułam już nic.

▪This is not the end▪Donde viven las historias. Descúbrelo ahora