Narada wojenna

506 58 10
                                    

-Ugh, nie możemy dopuścić do tej wojny! -nastoletnia pół-elfka podniosła się ze swojego miejsca. Wszyscy zgromadzeni na ekspresowo zwołanej radzie w Rivendell spojrzeli na nią ze zdziwieniem.

-Blejz, dobrze się czujesz? -lord Elrond zmarszczył brwi. -Zgromadziliśmy się by ustalić kto walczy razem z Wszechmogącą, a kto z Melkorem, a ty...

-Nie jestem z tego świata, dobrze o tym wiecie -przerwała mu dziewczyna. -W moim świecie były dwie, całkowicie niszczące i pustoszące wojny światowe. Tutaj na taką się zapowiada, a ja nie mogę na to pozwolić!

-Mówisz z sensem, nikt nie potrzebuje wojny -odezwał się król Aragorn. -Ale co my możemy?

-Trzeba by było przekonać obie strony do rezygnacji - stwierdził rzeczowo książe Legolas. -Tylko jak?

-Wiemy przez kogo ta wojna się w ogóle ma zacząć? -spytał książe Elladan, na co w sali zapadła martwa cisza. Nie trwała jednak ona więcej niż cztery sekundy.

-Oczywiście, że przez Wszechmogącą! -stwierdził król Thranduil, z typową sobie ostatnimi czasy pobłażliwością. -Gdyby nie napadła na Utumno, nie byłoby problemu.

-A ja stwierdzam, że nie byłoby problemu gdyby nie zaczął się ten cały romans z Melkorem -burknął Gandalf Biały.

-Mithrandir ma rację -pani Galadriel skinęła głową. -To wszystko się przez to zaczęło.

-Wybaczcie, że przerywam, ale my tu ustalamy co zrobić by zapobiedz wojnie, czy obwiniamy dwie osoby za to, że się kochały? -Gimli, syn Gloina przewrócił oczami.

-O cholera... -Blejz nagle zbladła, a Legolas, Haldir i bliźniaki spojrzałszy na nią od razu zrozumieli o co jej chodzi. -Przepraszam, muszę coś załatwić... -rzuciła i wybiegła z sali, a za nią rzeczona czwórka. Wysoka, brązowowłosa elfka posłała pytające spojrzenie Galadrieli i Celebornowi, po czym ruszyła za nimi.

Gdy tylko Amara zamknęła za sobą drzwi, pół-elfka wyjęła z kieszeni telefon i zatelefonowała do kogoś, a cała piątka doskonale wiedziała do kogo.

-Ty! -wrzasnęła nastolatka do słuchawki. -Ty, tak, ty! Za piętnaście minut w komnacie Elrohira w Rivendell, bo inaczej skończy się zabawa i skończy się Śródziemie -syknęła i się rozłączyła. -Legolas, zadzwoń proszę do Saurona, a ty Amara do niej. Niech zjawią się w tym miejscu, którę podałam. Haldir, Elladan, Elrohir, będziecie świadkami i mi pomożecie.

Minął dokładnie kwadrans, co do sekundy, a w pokoju jednego z książąt Rivendell pojawiły się trzy postacie.
Pierwsza z nich w czarnej zbroi.
Druga w jasnoniebieskich ubraniach.
Trzecia w zwiewnej srebrnej sukni.

Dwóch mężczyzn i jedna kobieta.

Mężczyzna w zbroi i kobieta zmierzyli się wściekłym wzrokiem i natychmiast chcieli teleportować się z powrotem.

-Nie tak prędko -dotarło do nich z drugiego końca pokoju. Siedziało tam sześć postaci. Blejz, Amara, Legolas, Haldir oraz bliźniaki-Elladan i Elrohir, słowa zaś wypowiadać ten ostatni. -Nie dacie rady, uszczelniliśmy ściany.

-Zabiję was -Melkor zdawał się nagle urosnąć i stać się dużo straszniejszym niż w rzeczywistości. -ZABIJĘ.

-Nikogo nie zabijesz -warknęła Wszechmogąca, zwracając jego uwagę na siebie. -NIKOGO Z NICH.

-Hej, uspokójcie się... -zaczął Manwe, jednak tym razem przerwała mu Blejz.

-Tak, uspokójcie się. Żadny bowiem powód do waszych kłótni i wojny tak naprawdę nigdy nie istniał w rzeczywistości -pół elfka kiwnęła na Amarę, która podsunęła im trzy krzesła. -Teraz wypowie się winny, a następnie napisze to na czacie, by już nikt nie miał wątpliwości jaka była prawda.

Chat ŚródziemiaWhere stories live. Discover now