Rozdział 19

972 77 28
                                    

ELIZA

Anmeal stanął między mną a Aaronem, a na jego twarzy malował się mroczny gniew. Stałam bez ruchu, osaczona wewnętrznym przerażeniem. Moje ciało wydawało się nieskuteczne i pozbawione siły. Obserwowałam bezsilnie, jak demon i anioł wymieniali się ciosami. Coś krzyczał do niego, ale byłam pozbawiona słuchu przez trans, który pozbawiał mnie siły.

Oboje oddawali sobie bolesne ciosy, raz jeden trafiał, a raz drugi. Moja obecność była nieważna w ich walce. Bezsilnie patrzyłam, jak ciało Anmeala stawało się coraz bardziej zranione. Każdy cios sprawiał mi ból. Przerażało mnie to, że chcieli się nawzajem unicestwić. Nie mogłam na to pozwolić.

Nagle, zebrałam w sobie ostatnie siły i wydarłam się na nich. Moje krzyki były cichym szeptem w porównaniu do szaleństwa ich walki. Jednak oni nie zwracali na mnie uwagi. W końcu odzyskałam kontrolę nad własnym ciałem. Z determinacją wyciągnęłam spod łóżka swój miecz. Aaron trafił przeciwnika kopnięciem w twarz, wykorzystując chwilę nieuwagi. Anmeal otrząsnął się szybko i chwycił Aarona, uderzając go pięścią w twarz. Mój opiekun upadł bezwładnie, a demon nie przestawał go atakować.

Nie mogłam dłużej patrzeć na tę rzeź. Z bólem w sercu sięgnęłam po resztki sił, upadając na kolana. Wyciągnęłam miecz z pochwy i wbiłam ostrze w swój brzuch. Anmeal upadł na ziemię, a ból zdawał się ogarniać mnie jak i jego. Wyciągnęłam z siebie miecz i upadłam. Aaron zbliżył się do mnie, wziął mnie w ramiona i delikatnie położył na łóżku. Jego spojrzenie wyrażało troskę i zrozumienie. Nasza walka jeszcze się nie skończyła, ale teraz nie mieliśmy szansy na regenerację. Krew płynęła z naszych ran i oboje wiedzieliśmy, że już nic nam nie pomoże.

- Dlaczego to zrobiłaś?! - Aaron miał oczy zalane łzami. - Wiesz przecież, że rana od tego miecza jest śmiertelna.

- Wiem, ale nie mogłam pozwolić, by cię zabił - moje słowa były ledwie szeptem, a życie opuszczało moje ciało. - Przepowiednia nie spełni się, zarówno ja, jak i Anmeal umrzemy. Jesteś bezpieczny.

Moje powieki opadły, a ciemność ogarnęła mnie na wieki.

Ocknęłam się, czując pulsujący ból w głowie. Anmeal i Aaron stali nade mną, ich oblicza wyrażały głęboką troskę o mnie. Aaron, zaniepokojony odezwał się pierwszy.

- Mała, nic ci nie jest?

- Wszystko w porządku — odpowiedziałam, choć ból w głowie był wyraźny.

- Co widziałaś? - dopytywał, próbując zrozumieć, co się stało.

- Waszą walkę i swoją śmierć — spojrzałam na Anmeala z wyraźnym przekazem w oczach. — Ty też zginąłeś, bo zabiłam nas oboje, więc lepiej zachowaj swoje emocje w ryzach. W przeciwnym razie naprawdę nas zabiję.

W Anmealu nadal tlił się gniewem, ale nagle Aaron stanął między nami i mnie osłaniał, jakby obawiał się, że Anmeal może mi zrobić krzywdę.

- Słyszałeś, co powiedziała Eliza? - Aaron złapał go za kark i zdecydowanie odepchnął go od siebie, aż odbił się o ścianę robiąc w niej wgniecenie.

Anmeal wstał z determinacją w oczach, a dziwny jęk wydobył się z jego gardła. W sekundę rzucił się na Aarona, a cała scena zaczęła przypominać moją przerażającą wizję. Moje ciało napełniła panika, a serce zabiło mi szybciej. Nie chciałam zmuszać się do zabicia nikogo, a już zwłaszcza samą siebie. Próbowałam zrozumieć, co się dzieje, gdy nagle, nie myśląc, rzuciłam się w wir walki.

Zaczęłam bić pięściami jednego i drugiego, próbując ich rozdzielić, choć sama nie wiedziałam, co dokładnie chciałam osiągnąć. Moje ciało działało automatycznie, a adrenalina pchała mnie do akcji. To było jak walka dwóch wrogów wewnątrz mnie, a ja byłam bezsilnym obserwatorem własnych działań.

Zmienić przeznaczenie (Zakończone) Korekta Where stories live. Discover now