Rozdział 20

969 76 18
                                    

AARON

Porwał ją, porwał moją Elizę. Nie uchroniłem jej, tak samo, jak Rose. Odebrał mi kobietę, którą darzyłem uczuciem. Kolejny raz sprawił mi ból.

Pokój był w rozsypce. Zniszczone lustro odbijało moje zakrwawione rany, a na ścianie, gdzie Anmeal uderzył, była wyraźna dziura. Odłamki szkła pokrywały podłogę. Widok ten tylko wzmacniał moją frustrację.

- Aaron, gdzie jest Eliza? - do pokoju wszedł Kris, jego spojrzenie pełne niepewności, szybko przemierzało zniszczenia.

- Wyjdź stąd i zostaw mnie samego! - wydarłem się w jego stronę, ledwo opanowując gniew.

- Ale Aaron... - próbował dokończyć, ale już zamykałem za nim drzwi.

Byłem tak wściekły, że roznosiło mnie w środku. Nie mogłem czekać na jakiś ruch z jego strony, bo on nigdy nie nadejdzie. Przemieniłem się w anioła i wzbiłem się ku górze.

Bramy niebios rozbłysły w odbiciu porannego światła słonecznego, ich złociste zdobienia lśniły jak klejnoty na tle nieskazitelnego nieba. Gładkie powierzchnie wrót emanowały jednocześnie potęgą i spokojem, dając do zrozumienia, że przekraczam teraz granice świata ziemskiego.

Kiedy odcisnąłem kawałek mojego skrzydła na nich, poczułem lekkie drżenie w powietrzu, a bramy rozpoczęły majestatyczny taniec otwierając się w szerokiej panoramie. Przede mną ukazał się zapierający dech w piersiach widok.

Niebo rozciągało się nieskończenie wysoko, jego błękit mienił się w odcieniach nieprawdopodobnej głębi. Promienie słońca rozjaśniały każdy zakątek tego cudownego krajobrazu, rozpraszając wszelkie ciemności. Poniżej widniały niesamowite, niemalże nierealne widoki otaczających krajobrazów, góry i doliny złocone promieniami wschodzącego słońca, a na horyzoncie ukazywały się kontury innych niebiańskich domów i pałaców.

To było niebo w swojej pełnej okazałości, miejscem, które łączyło nieziemską piękność z harmonią, spokojem i duchową mocą. Wiedziałem, że nie mogłem tu zostać zbyt długo, ale chwila, w której stałem na progu niebios, na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

Kiedy wkroczyłem do niebiańskiej komnaty, zostałem oszołomiony jej niezwykłą urodą. Promienie słońca przepływały przez ogromne okna, rozświetlając wnętrze jasnym, złocistym blaskiem. Wydawało się, że światło jest jednym z materiałów wykończeniowych tego miejsca. Wszystko tu świeciło i lśniło.

Aniołowie poruszali się po komnatach w perfekcyjnie białych szatach, które migotały w promieniach słońca. Ich kroki były lekkie, a każdy ruch wydawał się być wykonany w doskonałej harmonii. Wyraz zaskoczenia pojawił się na ich twarzach, widząc mnie w tym niebiańskim miejscu. Wszystko wydawało się kręcić wokół jakiejś ważnej rozmowy, której byłem ciekawy.

Przemieszczałem się między nimi, delikatnie i nieco niecierpliwie szturchając ich łokciem. Aniołowie spoglądali na mnie w zdumieniu, zadając sobie pytanie, co mnie tu przyniosło. W końcu dotarłem do końca korytarza, który prowadził do ogromnej sali zgromadzenia najważniejszych aniołów.

Kiedy otworzyłem drzwi, znalazłem się na progu ogromnej, majestatycznej komnaty. Wysokie sufity zdobione były niebieskimi motywami, które przypominały układy gwiazd na niebie. Ściany były pokryte przepięknymi freskami przedstawiającymi aniołów, które przywoływały wrażenie, jakby były żywe.

W głębi pomieszczenia usadowieni byli wyżsi rangą aniołowie, ubrani w jeszcze bardziej okazałe szaty niż pozostali. Ich szaty lśniły w różnych odcieniach bieli, a ozdoby zdobiące kołnierz i rękawy błyszczały jak klejnoty. Byli zaabsorbowani rozmową, wnikliwie dyskutując na temat, który pozostawał dla mnie tajemnicą.

Zmienić przeznaczenie (Zakończone) Korekta Where stories live. Discover now