Rozdział 12

1.1K 88 22
                                    

Siedziałam na schodkach przed domem, nie wiedząc, ile czasu minęło. Okoliczna ciemność była już kompletna, a niebo przykryte dywanem gwiazd wydawało się przemawiać do mnie, niosąc ze sobą pozytywną energię. To uczucie przypływu dobrej siły wypełniło moje wnętrze, choć nie potrafiłam do końca zrozumieć, skąd się wzięło. Być może było to związane z odkryciem dziennika mojej babci, który przypadkowo znalazłam. Może to on napawał mnie determinacją, by stawić czoło demonowi, który miał na swoim sumieniu śmierć Lidii. Wewnętrzne pragnienie pokonania go było tak silne, że gotowa byłam zrobić dosłownie wszystko, by w końcu go zniszczyć. Chętnie stanęłabym mu naprzeciw teraz i skróciła jego cierpienie, ale zdawałam sobie sprawę, że muszę znaleźć sposób, który pozwoli mi się go pozbyć bez zagrażania całej ludzkości. Potrzebowałam planu, który położy kres życiu tego nikczemnika.

- Wracaj do środka, bo się przeziębisz — przede mną stanął Aaron, jego obecność wyłaniając się z ciemności nocy.

- Kurwa! Czy ja mogę być sama od siebie zależna?! - uniosłam głos, czując frustrację rozpalającą się we mnie.

- Czy ty musisz się ciągle wyrażać? - odpowiedział spokojnie, choć w głosie dało się wyczuć zaniepokojenie.

- A ty musisz ciągle łazić za mną?! - krzyknęłam z jeszcze większym napięciem.

- Elizo jestem za ciebie odpowiedzialny i muszę być przy tobie, by cię chronić — usiadł obok mnie, zarzucając mi bluzę na ramiona, aby ochłodzić moje rozpalone emocje.

- Zrozum to, że potrzebuję trochę przestrzeni, ale ty mi jej nie dajesz. Ja się duszę, rozumiesz! - moje słowa wylewały się z ust, wyrażając frustrację, której doświadczałam po sześciu latach spędzonych wyłącznie z jednym człowiekiem.

Przy tej myśli poczułam, jak ciężar samotności spada na moje ramiona. Ale musiałam sobie uświadomić, że Aaron to nie zwykły człowiek – to przeklęty anioł.

- Skoro tak bardzo masz mnie dosyć, to zabij mnie i wtedy będziesz miała, swoją upragnioną przestrzeń — spojrzałam na jego twarz, a moje oczy wyrażały frustrację, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłam.

Wewnętrzny konflikt wypełniał nasze ciała napięciem, a ja miała ochotę wrzeszczeć na niego za te brednie. Pragnęłam tylko jednego – żeby nie łaził za mną w krok, w krok. To było najbardziej męczące.

- Wiesz co? Wal się — wstałam i weszłam do domu, by zniknąć z jego wzroku i zamknąć się w pokoju babci.

Moje kroki były zdeterminowane, a serce wciąż biło szybko od emocji. Jego obecność teraz była jak udręka, a jedynym ratunkiem było schronienie w odrębnym miejscu, by odreagować to, co działo się w moim wnętrzu.

Wykąpałam się w ciepłej wodzie, która rozluźniła napięte mięśnie, a potem położyłam się w zacisznym łóżku, by choć trochę wniknąć w treść dziennika babci. Głęboko wciągnęłam oddech, czując, jak zapach mydła otacza mnie komfortową aureolą. Zgasiłam duże światło w pokoju, by nie drażnić oczu i zapaliłam małą lampkę, która stała przy łóżku. Jej ciepłe światło rzucało delikatne cienie na strony dziennika, tworząc przytulną atmosferę.

Gdy już miałam wziąć dziennik babci do rąk, złapała mnie nagle wizja, jakby przelotny film w głowie. Widziałam młodego chłopaka, który desperacko usiłował uniknąć morderstwa. Moje serce zakołatało, a w myślach pojawił się niepokój.

Była to noc, w której ciemność zdawała się pochłonąć cały świat. Niebo nad miastem było całe rozgwieżdżone, a gwiazdy migotały jak odległe diamenty na błękicie niebios. Jednak ulica, która zazwyczaj tętniła życiem, była teraz opustoszała. Nawet jedno auto nie przejechało przez nią, jakby wszyscy mieszkańcy uciekli lub schowali się przed czymś nieznanym.

Po opustoszałym chodniku podążał mężczyzna w podobnym wieku do mnie. Na jego głowie spoczywał kaptur od błękitnej bluzy, zakrywający jego rysy twarzy sprawiając, że był niemal anonimowy w tej mrocznej nocy.

Nagle, jak z piekielnych głębin, zza pleców mężczyzny wyłonił się demon. Jego oczy płonęły ogniem, który zdawał się spływać na dłoni, jakby był źródłem wszelkiego zła na świecie. W jego ręku trzymał długie ostrze, które świeciło tajemniczym blaskiem. Rozpoczął brutalny atak na mężczyznę, dźgając go z okrucieństwem godnym samego piekła.

Krzyki bólu i przerażenia wypełniły powietrze. Mężczyzna upadł bezwładnie na zimną nawierzchnię ulicy, krew wydostającą się spod jego ciała malując na niej makabryczny obraz. Jego dusza uniosła się nad ciałem, unosząc się w bezradności wobec nadchodzącej zagłady.

Demon, z dzikim uśmiechem na twarzy, złapał duszę w swoje zdeformowane łapska i w jednym momencie zniknęli razem, jakby wciągnął ją w czeluść ziemi, pozostawiając za sobą jedynie szum nocy.

O Boże! To miało się stać dzisiejszej nocy. Wewnętrzne przeczucie paliło mnie jak żarówka w mroku. Przeklęta chwila, w której nie miałam przy sobie swojego wyposażenia ani miecza. Musiałam działać błyskawicznie, jeśli miało się cokolwiek udać. Zdeterminowana, ubrałam się w pośpiechu, rzucając ubrania na siebie i szybko schodząc na dół, aby zabrać kluczyki do samochodu i ruszyć do domu.

Na szczęście na parterze nikogo nie spotkałam, ale los postanowił dać mi kolejne zadania. Nie mogłam znaleźć kluczyków do samochodu, po prostu zniknęły. Zdesperowana, wbiegłam do pokoju Aarona, który smacznie spał. Ogień akcji wypełnił moje żyły, a ja nie mogłam sobie pozwolić na żadną chwilę zwłoki. Wskoczyłam na jego łóżko, a mężczyzna nagle wybudził się, wstając na równe nogi.

- Co się dzieje? Czy ty już zgłupiałaś do reszty?! - wrzeszczał na mnie.

- Dawaj, kurwa kluczyki!

- Nie wyrażaj się — powtarzał to do znudzenia — Gdzie chcesz jechać?

- Ratować życie, a muszę się przebrać w domu, więc dawaj te pieprzone kluczyki.

- Jadę z tobą — zaczął się ubierać.

- Nie! Tym razem jadę sama.

- Chyba jesteś niepoważna! - wrzeszczał głośniej — Nie ma takiej opcji. Jadę z tobą.

- To ruszaj dupę, bo nie ma czasu — nie miałam ochoty się kłócić, a poza tym nie było na to czasu.

Aaron stał już gotowy, by wyruszyć w niebezpieczną podróż. Wspólnie wsiedliśmy do samochodu, gotowi na trudną misję. Nasza jazda w kierunku domu była szybka i napięta, trwała jedynie dwadzieścia minut. Mimo krótkiego czasu wiedzieliśmy, że musimy działać szybko.

Po przybyciu do domu, w pośpiechu wbiegłam po schodach do mojego pokoju. Przygotowanie zajęło mi dziesięć minut, ale to był czas, którego nie mieliśmy zbyt wiele. Po zakończeniu przygotowań zeszłam na dół, gdzie czekał Aaron, gotów do akcji.

W ostatniej chwili wyskoczyłam z samochodu, gotowa na konfrontację z demonem. Stojąc obok chłopaka, którego zaczynał ogarniać strach, przywitał nas przerażający stwór. Nie miałam czasu na zastanawianie się, co robić. Zamachnęłam się mieczem i z potężnym cięciem przecięłam demona na pół. Upadł na chodnik, zamieniając się w unoszący się w powietrzu pył, który szybko wtopił się w ziemię.

Tuż obok mnie pojawił się kolejny demon, który próbował odebrać mi miecz. Jednak moje umiejętności były wystarczające, by go powstrzymać. Kopnęłam demona w brzuch, a następnie uderzyłam go kolanem w kroczę. Kiedy upadł bezsilny, odcięłam mu głowę. Pył znów unosił się w powietrzu, znikając w ziemi.

Odwróciłam się w stronę chłopaka, który stał tam przerażony tym, co się działo. W jego oczach rozpoznałam człowieka, który kiedyś był moim chłopakiem z liceum, teraz jednak wiedziałam, że nasza misja była ważniejsza niż cokolwiek innego.

- Witaj Kris, wszystko w porządku, nic ci się nie stało? - zapytałam z troską, podchodząc bliżej. Chłopak nadal stał, wpatrzony we mnie.

- Nie podchodź do mnie! - wydarł się z przerażeniem w głosie.

- Kris, to ja, Eliza. Pamiętasz mnie? Chodziliśmy ze sobą w liceum - starałam się uspokoić go, ale mężczyzna spojrzał w kierunku Aarona, który właśnie podjechał autem, a potem znowu na mnie.

- Pamiętam cię doskonale, ale ty zabiłaś dwóch dziwnych ludzi - odparł, trzęsąc się ze strachu. Nie dziwiłam się, bo ja też byłabym przerażona w jego sytuacji.

- Oni chcieli cię zabić, a poza tym, czy widzisz tu jakieś martwe ciała? - zwróciłam jego uwagę na fakt, że nie było ciał wokół.

- Gdzie oni są i skąd się tu wzięłaś? - Kris był całkowicie ogłupiały.

- Przyjechałam, by ciebie uratować - odpowiedziałam szczerze, a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.

- Skąd wiedziałaś?

- Wsiadajcie do auta, zanim kolejni przybędą - krzyknął do nas Aaron. - Pogadacie w domu.

- Ja nigdzie z wami nie pojadę - opierał się Kris.

- Kris, musisz. Inaczej oni cię dopadną - przekonywałam go.

- Ale co ja im zrobiłem? - pytał bezradnie.

- Nic, po prostu chcą twojej duszy - zauważyłam, że tymi słowami bardziej go przeraziłam. - Wsiadaj do cholery, bo siłą ciebie zaciągnę - w końcu straciłam cierpliwość.

- Dobra, ale wszystko chcę wiedzieć.

Kris w końcu zgodził się wsiąść do auta, a my ruszyliśmy w stronę domu mojego dziadka, gdzie mogliśmy spokojnie rozmawiać i wyjaśnić sytuację.

- Wiesz, co, będziesz musiała rano zrobić? - powiedział cicho Aaron, kierując swoje słowa prosto do mojego ucha.

- Nie wiem - odpowiedziałam, zastanawiając się, co ma na myśli.

- Będziesz musiała mu wyczyścić pamięć — on znowu swoje. - Niby jak mam to zrobić? - Aaron wydawał się zaniepokojony. - Nie potrafię - szepnęłam, zdając sobie sprawę, że to zadanie może być niebezpieczne.

- Znajdziesz wszystko w dzienniku Lidii - Aaron spojrzał na mnie z powagą.

- Skąd wiesz? - zapytałam, zaskoczona tym, że wiedział o dzienniku Lidii.

- Mówiła mi ostatnio, kiedy byłem tam na górze - wyznał, patrząc na mnie ze smutkiem.

- Dlaczego o tym nic nie wiem?

- Pogadamy w domu - postanowiłam zostawić rozmowę na później, skupiając się na tym, jak pomóc Krisowi i ochronić go przed niebezpieczeństwem.

Dojechaliśmy do domu Kevina i weszłam z Aaronem i Krisem do środka. W kuchni przygotowałam herbaty dla nas wszystkich, a potem usiedliśmy przy stole. Kris wydawał się być takim samym, ale jednocześnie zupełnie innym człowiekiem. Choć nie zmienił się znacząco fizycznie, to na pewno wydobyła się z niego męska siła i pewność siebie. Nadal był przystojny, ale teraz w jego oczach brakowało tych iskierek, które kilka lat temu sprawiły, że straciłam serce dla niego. Teraz wydawał się bardziej zraniony i ostrożny. Coś w nim się zmieniło, a ja nie mogłam się oprzeć refleksji nad tym, co się wydarzyło w jego życiu w ciągu tych lat.

- Nic się nie zmieniłeś, Kris - przerwałam ciszę, próbując nawiązać kontakt z chłopakiem.

Kris podniósł na mnie swoje oczy. Wciąż wyrażały przerażenie.

- A ty, Elizo, zmieniłaś się bardzo - odpowiedział, patrząc na mnie z lekkim zdziwieniem.

- Musiałam, to było konieczne w obliczu okoliczności.

- Możesz mi w końcu powiedzieć, co się tam stało? - zapytał, próbując zrozumieć to, co działo się wokół niego.

Patrzyłam na Aarona, w jego oczach było wyczuwalne, że nie mogę zbyt wiele powiedzieć.

- Groziło ci niebezpieczeństwo, bardzo poważne niebezpieczeństwo. Chodziło o twoje życie - usiłowałam odpowiedzieć, starając się uniknąć szczegółów.

- Kim oni byli? - Kris był zdecydowany dowiedzieć się więcej.

- Kimś, kogo nie chcesz już więcej spotkać - interweniował Aaron, chcąc ochraniać Krisa. - Idźmy się położyć, a jutro rano porozmawiamy przy śniadaniu.

- Chodź - zwróciłam się do Krisa - Pokażę ci pokój, w którym będziesz mógł spać.

- Chciałbym wrócić do swojego domu - wyznał Kris, ale jego prośba nie została spełniona.

- Nie ma takiej możliwości - ponownie odezwał się mój obrońca - Przez jakiś czas musisz być u nas, dopóki nie uspokoją się te sprawy.

- Dlaczego? - pytał Kris, ale tym razem nie otrzymał odpowiedzi. Aaron wstał i poszedł do swojego pokoju, zakańczając tym samym rozmowę.

Zaprowadziłam Krisa do pokoju, który był tuż obok mojego i delikatnie się z nim pożegnałam. Zastanawiałam się, jak bardzo teraz musi być przerażony i zdezorientowany po tym wszystkim, co się wydarzyło.

Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam rozmyślać. Czy Anmeal, tak jak powiedział, będzie atakować moich dawnych przyjaciół? Jeśli tak, to miałam obowiązek znaleźć ich wszystkich i trzymać w bezpiecznym miejscu, zanim któryś z nich ucierpi.

Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Było już po północy, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, co miało nadejść. Zdecydowałam, że wstanę wcześnie rano i zajrzę w notatki Lidii w poszukiwaniu informacji na temat wymazywania wspomnień. Przebrałam się w luźną koszulkę nocną i położyłam się w łóżku, próbując wyrzucić niepokojące myśli z głowy.

Nie wiem, kiedy sen zaczęła mnie ogarniać, ale nagle zostałam porwana w krainę snu, gdzie napięcie i obawy z dnia ustąpiły miejsca nieskończonym możliwościom śnienia. 

Zmienić przeznaczenie (Zakończone) Korekta Where stories live. Discover now