4. Social Casualty

214 14 9
                                    

5 Seconds of Summer - "Social Casualty"

So tell me, tell me, tell me what you want from me I don't want to be another social casualty.

Po odejściu Scarlett reszta mojego śniadania z Coltonem przebiegła w miłej atmosferze pełnej śmiechu i przyjacielskich wyzwisk. Czyli tak, jak większość naszego wspólnego czasu.
Co do Alyssy... Kiedy ta po kilkunastu minutach nadal do nas nie wróciła z początku stwierdziłam żartobliwie, że automat ją wciągnął. Po chwili czarnowłosy z szerokim uśmiechem na twarzy uświadomił mnie, że to nie automat ją wciągnął, ale rozmowa z jakimś chłopakiem. Z odległości, w której siedzieliśmy mogłam stwierdzić jedynie, że ów chłopak był szatynem. A, no i był wyższy od Lyss, czyli tak na oko miał koło metra osiemdziesięciu.
Jakoś koło jedenastej stwierdziłam, że powinnam iść przebrać się na rozpoczęcie roku. Z początku Wood mnie wyśmiał, bo do ceremonii miałam ponad godzinę, ale kiedy przypomniał sobie nasze spacery po szkole ostatecznie sam stwierdził, że pora się zbierać.

- Ja nie wierzę, że siedzieliśmy tam prawie trzy godziny - powiedział Colton, kiedy wyszliśmy ze stołówki. Bez Lyss, bo ta nadal była pogrążona w rozmowie z tajemniczym jegomościem, a przerywać im nie miałam serca. No i trochę też się wstydziłam. - Co my tam tyle czasu robiliśmy?

- Jadłeś, bawiłeś się puszką po energetyku Alyssy, później jadłeś, potem zrobiłeś proce z sztućców, jadłeś - wyliczałam na palcach. - I głównie to jadłeś.

Chłopak pokręcił głową z lekkim nieco nostalgicznym uśmiechem na ustach.

- Kiedyś to było.

Parsknęłam śmiechem, przez co kilka osób spojrzało na mnie dziwnie.
Colton zdecydował, że odprowadzi mnie do pokoju i tak też zrobił. Do swojego musiał już iść samotnie. Przez jeden, krótki moment zastanawiałam się, czy trafi, ale stwierdziłam, że to nie był do końca mój problem.
Kiedy zostałam sama zaczęłam grzebać w walizce, której nie rozpakowałam jeszcze w poszukiwaniu jakiś ubrań na rozpoczęcie. Przez chwilę zastanawiałam się nawet nad założeniem spódniczki i zrobieniem makijażu. Szybko jednak ten pomysł odrzuciłam, bo po pierwsze byłam zbyt leniwa, żeby pomalować chociażby rzęsy, a po drugie... Nie, nie było drugiego powodu, po prostu byłam leniwa.
Ostatecznie zdecydowałam, że zostanę w moich czarnych jeansach i do tego założę koszulę w czarno-białą kratkę. Po przebraniu się stwierdziłam, że chcę związać jakoś włosy i właśnie przez tą głupią zachciankę spędziłam ponad dziesięć minut przed lustrem próbując zrobić cholernego kucyka. Niby nic trudnego, ale za każdym razem coś szło nie po mojej myśli.
Po uczesaniu się z radością i w eksprrsowym tempie opuściłam łazienkę. Bałam się, że jak spojrzę w lustro to znowu coś nie będzie mi pasować w mojej kitce i zacznę ją robić od nowa.

- To nie zakon, słońce. - Spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami na Scarlett, która stała na środku pokoju z wściekle czerwoną szminką na ustach i wzrokiem na moich piersiach. Oczywiście wszyscy się domyślają, że moja koszula była zapięta praktycznie pod samą szyję. Słysząc w jej głosie tę złośliwą nutę uśmiechnęłam się nad wyraz uroczo i odpięłam najpierw jeden guzik w koszuli, a po chwili również drugi, bo w sumie i tak nie odsłoniłam w ten sposób za dużo. - Jednak umiesz się bawić. Zdumiewające.

Ton jakim mówiła dziewczyna zachęcił mnie do kontynuowania naszej „gry". Z mojej kosmetyczki, która leżała na łóżku wyjęłam lustereczko i czerwoną szminkę, po czym szybko nałożyłam ją na usta. Nie była ona tak wściekle czerwona jak Scarlett, ale efekt był według mnie o tyle lepszy, bo świetnie łączył się z moimi rudymi włosami.

LOST |TEENAGERS #1|☑️Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang