24. LMLY

53 5 4
                                    

Jackson Wang - "LMLY"

If you don't feel it, too
But whatever you do
Don't leave me, loving you
If you're out of this when I'm all in, I need a warning
Don't leave me, loving you, babe
Whatever you do, babe
Don't leave me, loving you, babe

Z lekkim zaskoczeniem spojrzałam na Lexi, która czekała na mnie oparta o ścianę naprzeciwko wejścia do stołówki. Dziewczyna wyglądała na zmęczoną, skonaną wręcz, ale na mój widok uśmiechnęła się lekko.

- A ty już na nogach? - zapytałam. Wczoraj była pełnia, więc blondynka była cały dzień zwolniona z zajęć. I zwykle z radością korzystała z tego przywileju. - Co cię wyciągnęło z łóżka w twój ulubiony dzień w miesiącu?

- Zagrożenie z łaciny - westchnęła na chwilę tracąc dobry nastrój. - Jak opuszczę jeszcze jedną lekcję już w ogóle nie będę nic ogarniała.

Pokiwałam głową, bo dobrze rozumiałam jej problem. Łacina była przydatna w magii, ale trzeba było ją perfekcyjnie znać, żeby przypadkiem nie rzucić jakiejś klątwy zamiast... No, nie wiem. Poskładać komuś złamaną kość. Lexi potrzebowała ją znać w nieco innych celach niż ja, ale wciąż ważnych.
Razem z blondynką ruszyłyśmy korytarzem w stronę odpowodniej sali. Jak to w dzień, kiedy zmiennokształtni odpoczywali po pełni wampiry czuły się znacznie swobodniej. Niektóre nawet popisywały się swoją szybkością, ale nauczyciele przewijający się przez korytarze widząc takie zachowanie prawie zawsze interweniowali. Jednym z wyjątków był profesor Montgomery. On zwykle jedynie kręcił głową z uśmiechem i odwracał wzrok. Ewentualnie dołączał do wyścigów.

- Boże, oni nadal to ciągną?

Spojrzałam w tym samym kierunku, co Lexi i westchnęłam przeciągle, kiedy zrozumiałam, o co pytała.
Wyglądało na to, że była świadkiem, jak Harry i Scarlett na swój widok zmieniają kierunek, w którym szli byle tylko na siebie nie wpaść.

- Ja już nie mam na nich siły - westchnęłam. - Tłumaczyć im, a oni i tak swoje. Prawie jakbym mówiła innym językiem. - Strzyga z irytacją na twarzy była coraz bliżej nas więc kiwęłam na nią głową i mruknęłam do blondynki: - Uparci idoioci.

- Ja to załatwię. - Spojrzałam z zaskoczeniem na przyjaciółkę. Nie było nawet mowy o tym, żeby się jej udało. Dziewczyna widząc moją minę przewróciła oczami. - Spokojnie, jestem nie tylko rasowym kojotem, ale i poliglotką. Potrafię się dogadać z każdą idiotką. - Zmarszczyła brwi, po czym uśmiechnęła się i rzuciła z zadowoleniem: - Hej, zrymowałam! Cześć, Scarlett!

Dziewczyna słysząc swoje imię spojrzała w naszą stronę. Widząc szeroki uśmiech na twarzy blondynki zmarszczyła brwi i przystanęła koło nas.

- Księżyc wczoraj nie wzeszedł, czy co? - żachnęła się strzyga.

- Coś taka markotna? - zapytałam. - Nie tą nogą spadłaś z łóżka?

Dziewczyna spiorunowała mnie wściekłym spojrzeniem. Kilka miesięcy temu byłabym przerażona, ale ostatnio pozwalałam sobie na coraz śmielsze komentarze. A sytuacja z poprzedniego dnia, kiedy to Scarlett dosłownie spadła ze swojego łóżka wręcz wymagała jakiś docinek na ten temat.
Przypomnę tylko, że strzyga spała na górnym łóżku. To był niezły huk. I żadna nie raczyła ruszyć się, żeby sprawdzić, czy coś się nie stało. Wszystkie dusiłyśmy się ze śmiechu. Nadal na samo wspomnienie humor mi się poprawiał.

- Uważaj, żeby cię ktoś przypadkiem poduszką we śnie nie udusił - sarknęła.

Przewróciłam oczami, bo groźby Scar coraz mniej mnie przerażały. Właściwie zaczynały mnie bawić. Były prawie, jak jej sposób na powiedzenie "dzięki za twoją przyjaźń". A tak sobie je przynajmniej tłumaczyłam.

LOST |TEENAGERS #1|☑️Where stories live. Discover now