IV. Shazam!

398 27 6
                                    

Billy Batson

Nic nie odpowiedziałem. Staliśmy jak wryci przez co najmniej kilkanaście sekund.

Freddie wyruszył pierwszy, ale go zatrzymałem blokując mu drogę ręką.

- Co ty robisz? - spytałem zwracając wzrok na niego.

- Jak to co? Byłeś kiedyś w takim miejscu? Ja nie byłem - oznajmił nawijając podniecony tą całą sytuacją.

Niby co w tym było super? Jechaliśmy sobie do domu, a tu nagle wylądowaliśmy w jakimś... Nie wiem gdzie.

- Nie możemy tam iść. Nie wiemy co tam jest - oznajmiłem rozglądając się.

- O to właśnie chodzi. Musimy to obczaić - oznajmił entuzjastycznie.

Widząc moją niepewność wymalowaną na twarzy westchnął i odwrócił się do mnie przodem

-Słuchaj - zaczął - może twoje życie jest ciekawe i pełne takich dziwnych akcji - nie jest, pomyślałem - ale ja... ja od 7 lat robię codziennie to samo. Siedzę w domu i chodzę do szkoły. Czasami mogę wyjść gdzieś z Anielle i Marianne. Dzisiaj pierwszy raz od jakiegoś czasu pozwolili mi wyjść do sklepu, w którym i tak nie byłem, bo poszedłem szukać ciebie.

Kiedy skończył mówić westchnąłem.

- Nikt ci nie kazał za mną iść

Nie było sensu mówić nic więcej. Nie musiał za mną iść.

Ale chciał.

Nieważne. Nie obchodzi mnie to.

Nie. Wcale tak nie myślałem. Obchodziło mnie to i to bardziej niż tego chciałem.

- Dobra jak chcesz się obrażać to okej

Spojrzał w stronę ciemnej jaskini i oznajmił:

- Ja idę.

Chwycił wygodniej swoją kulę i zaczął iść. Ja chciałem zostać, ale co, niby miałem robić sam? Poza tym nie chciałem zostawiać go samego.

Przewróciłem oczami i podbiegłem do niego, żeby dotrzymać mu kroku.

Tylko na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Też to zrobiłem, ale tak, żeby nie widział.

To znaczy mam nadzieję, że nie widział.

Szliśmy parę minut. Było ciemno i wszystko było zrobione ze skał.

W końcu dotarliśmy do jakiejś wielkiej sali.

Po jednej stronie między kolumnami były puste miejsca. Wyglądało to jakby miały tam stać jakieś posągi.

Były kolejno podpisane: Pycha, Zazdrość, Chciwość, Nienawiść, Samolubność, Lenistwo, Niesprawiedliwość.

Na końcu sali, po drugiej stronie od wejścia było siedem jakby tronów ze skały. Miały wysokie oparcia i były ułożone w półkole.

Na środku z nich siedział starzec. Miał długą siwą brodę oraz takiej samej długości i koloru włosy. Był odziany w długą bordową szatę ze złotymi zdobieniami, a w prawej ręce trzymał wysoką drewnianą laskę, która na czubku miała niebieskie coś, co świeciło. Nie wiem, jak to opisać.

Obydwoje zatrzymaliśmy się tuż przy tamtym podwyższeniu.

Nastała niezręczna cisza.

W końcu Freddie chrząknął, żeby zwrócić na nas uwagę starca. On otworzył oczy i podniósł się. Zaczął iść w naszą stronę wypowiadając nasze nazwiska.

Then I met you |Billy Batson x Freddie Freeman| ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now