Rozdział 22

572 38 13
                                    

Obudziłaś się w swoim łóżku. Musiałaś zasnąć w czasie podróży. Dobra. Nie możesz do jasnej cholery uratować Jasona. Jakie to jest nie sprawiedliwe i cholernie smutne.

Na zegarze jest pokazana godzina 5.40 rano. Nie warto iść spać. Wstałaś i zeszłaś do bat jaskini. Szukamy jakiejś rzeczy w bat komputerze. Cokolwiek co można skopać lub zranić. Nic, zaginął pies, zaginął pies, i kolejny. Chwila. Czy nie jest ich za dużo? Jest tu dokładnie...23 zgłoszenia o zaginięciach psów. Różnych ras. Dobra. Co łączy wszystkie te sprawy? 

-Nudzi ci się?-Usłyszałaś głos Todd'a.

-Nie-Mruknęłaś analizując

-Dlaczego jesteś na mnie zła?-Zapytał smutnie. Spojrzałaś na niego jak na Debila.

-Nie. Po prostu coś sprawdzam. Patrz. Zaginięcia psów. Różnych-Powiedziałaś wskazując na bat komputer. 

-Cena nie jest za nie niska-Mruknął Jay

-Powtórz-Powiedziałaś odrywając wzrok od ekranu

-Ich cena jaką dają właściciele dla znalazcy. Z tego co widzisz 600 zł, 200, nawet ktoś 1200 zł-Powiedział siadając na krześle obok ciebie. 

-Ekhem-Oboje odskakujecie zaskoczeni od komputera-Przyniosłem paniczowi i panience śniadanie-Powiedział Alfred

-Dzięki Alfred-Powiedzieliście jednocześnie wracając na miejsca i jedząc tosty

-Gdzie Bruce?-Zapytałaś kiedy kamerdyner zaczął uporządkować wczorajszy sprzęt Batmana.

-Panicz Bruce będzie dziś do wieczora w firmie. Prosił o nie wpakowywanie się w kłopoty-Powiedział odchodząc i obrócił się od was-Obiecujecie?

-Oczywiście-Odparł Jason. Kiedy zegar się zamknął obróciłaś się gniewnie do Jasona

-Jak mogłeś go tak okłamać?-Spytałaś retorycznie i wróciłaś do pracy. Okazało się, że w ciągu dwóch lat było kilkanaście podobnych przypadków. Ludzie stracili pupile, dali ogłoszenie, kiedy cena była wysoka nagle psy się znalazły. Mruknęliście porozumiewawczo z Jasonem. Ubraliście się na wyjście. Złapałaś jeszcze butelkę wody, notatnik, ołówek i aparat do plecaka. Wzięłaś jeszcze swoją kartkę z kieszonkowym. O ile 4 tysiące miesięcznie można nazwać kieszonkowym. 

Jay wziął cię za ręce i poszliście do centrum. Było tam dużo ogłoszeń. Kiedy nie znaleźliście niczego ciekawego postanowiliście iść do uliczek. Nagle przed jednym z zakrętów było słuchać 2 mężczyzna.

-Ciekawe ile dostaniemy za tego szczura-Odparł gruby, szatyn. Miał w ręce klatkę z psem, który miał kaganiec. Pies lekko kwilił. 

-Bogata właścicielka kochająca ponad wszytko swojego ukochanego psiaka? Oj uwierz, że dużo-Zaśmiał się dobrze zbudowany blondyn, który miał na rekach specjalne ochraniacze chroniące przed ugryzieniem. 

Mężczyźni wrzucili nie delikatnie klatkę z psem do furgonetki. Dosłownie byś ich w tym momencie zajebała gdybyś miała ze sobą kostium. Zwyrodnialcy poszli do przodu zamykając uprzednio (Nie na klucz) tył białej furgonetki.

-Co ty robisz-Krzyknął szeptem Jason kiedy pobiegłaś do furgonetki. Starszy tylko westchnął i pobiegł za tobą. Otworzyłaś tył i weszłaś podchodząc do psa-Bo nie możemy mieć chociaż jednego dnia bez mieszania się do życia superbohatera-Westchnął i wszedł za tobą. Próbowałaś otworzyć klatkę kiedy nagle auto ruszyło a klapa się tyłu spadła i się zablokowała. Jason mruknął jeszcze "świetnie" kiedy usłyszeliście krzyki

-George ty baranie!!! Nawet dobrze klapy zamknąć nie umiesz-Krzyknął jakiś facet.

-Nie moja wina Logan-Krzyknął drugi

Nagle pies zaczął głośniej szczekać i próbowałaś gestami go uciszyć.

-Zamknij się!!!!-Krzyknął. Spojrzałaś na Todd'a, który zrobił swój swój wygląd "Bruce nas zabije". Zignorowałaś go i poszłaś się schować za kocami i miechami, który były w furgonetce. Po chwili za twoim przykładem postąpił Jay.

Po kilkunastu minutach auto się zatrzymało. Minęło dokładnie 7 minut. Jason liczył z tego co widziałaś. Ważna technika podczas porwania. Można wtedy ustalić dzięki maksymalnej prędkości w jakim okręgu miejsca się znajdujemy.

Klapa furgonetki została mocno szarpnięta. 

-Idziemy kundlu-Warknął z tego co kojarzysz głosy George i chwycił klatkę. Zamknął klapę i odszedł. Poczekaliście jeszcze 2 minuty. Kiedy nic się nie stało wyszliście powoli. Byliście w jakiejś starej fabryce na obrzeżach miasta nie daleko morza. Było mocno czuć morską bryzę i smród ryb. 

Poszliście do budynku. W środku było wiele klatek z różnymi rasami psów. Wzięłaś pręt i próbowałaś otworzyć z jedną klatek. Psy zaczęły szczekać. Mocno. 

Po chwili wbiegł porywacze biednych piesków. 

-Proszę, proszę, proszę. Któż się tu szwenda?-Zapytał George. Czyli ten gruby szatyn.

-Ludzie, osoby płci żeńskiej i męskiej-Warknęłaś

-AH!- Nic nie widzisz. Ciemność

Kronika Gotham|| Batfam x readerWhere stories live. Discover now