rozdział 10.

165 6 0
                                    

Melanies POV

Ojciec spoglądał na mnie z ekranu laptopa, w jego oczach widziałam nutkę gniewu. Nie sądziłam, że wieść o złożeniu dokumentów na tutejszy uniwersytet, rozniesie się aż tak szybko.

-Myślałem, że już wszystko w tej sprawie zostało wyjaśnione. Miałaś studiować w Waszyngtonie i być blisko rodziny - powiedział w końcu, potęgując mój stres. Dosłownie czułam jak zaciska mi się żołądek i pragnęłam po prostu zakończyć tą rozmowę.

-Tato, ty tego chciałeś, nie ja. Błagam, pozwól mi spełniać moje marzenia - odparłam, ledwo powstrzymując łzy, które napłynęły mi do oczu. - Louis i Ellie też będą tutaj mieszkać. Nie możesz po prostu mi zaufać?

-Jak mam ci ufać, skoro bez mojej wiedzy podejmujesz takie działania jak dwa tygodnie temu? Nie możesz sobie tak po prostu robić rzeczy, których zapragniesz. Teraz to tak nie działa. - Mój ojciec wyglądał na bardzo zawiedzionego, rozumiałam to po części, jednak dlaczego miałam cierpieć przez jego marzenia związane z rządzeniem krajem? Nie robiłam mu afery, kiedy wygrał i musiałam zmienić swoje życie, starałam się to przyjąć na swoje ramiona i nauczyłam się żyć dalej. Dlaczego więc on nie mógł pozwolić mi na to, czego chciałam?

-Daj jej już spokój, wiesz przez co przeszła - tym razem odezwała się mama, która posłała mi ciepły uśmiech. - To może być dobry sposób, ty również zmieniłeś całkowicie swoje życie, pozwólmy jej na to samo.

-Dziękuję, mamo - odpowiedziałam, odwzajemniając uśmiech. Gniew i rozczarowanie zniknęły z twarzy ojca, dlatego czułam, że jest przynajmniej cień nadziei, aby zgodził się na studia w Chicago.

-Jeszcze nic nie zatwierdziłem - odparł po chwili, po czym spojrzał na mamę, a następnie na mnie. - Musisz zrozumieć, że również potrzebuję czasu na przemyślenia. Teraz przejdźmy do troszkę poważniejszych spraw.

-Coś się stało? - zapytałam, marszcząc brwi. Niall siedział na krześle przy biurku i patrzył na mnie z zaciekawieniem. Przysłuchiwał się całej rozmowie, mimo że rodzice o tym nie wiedzieli.

Ostatnio spędzaliśmy razem bardzo wiele czasu, oczywiście nie tylko w domu, głównie na mieście lub u moich przyjaciół. Jednak nawet zwykłe wyjście do kina sprawiało, że zbliżaliśmy się do siebie, z czego oczywiście bardzo się cieszyłam. Z drugiej jednak strony wiedziałam jak bardzo ryzykuję, zakochując się w nim. Nie potrafiłam jednak zatrzymać tego procesu, mimo że bałam się, iż on mnie w końcu odrzuci.

-W sobotę pewna organizacja charytatywna, którą wspiera twoja mama, organizuje bal. Z racji, że jesteś w Chicago, mogłabyś tam pójść. Oczywiście z pełną obstawą, możesz zabrać przyjaciół i kupić jakąś ładną sukienkę, czy co tam będziesz potrzebować - oznajmił z uśmiechem. - Rozumiem, że się zgadzasz?

-Będziesz mi dawał takie zadania, żeby przekonać się o mojej odpowiedzialności i samodzielności? - zapytałam ze śmiechem, na co on pokiwał głową.

-Raczej tylko samodzielności, bo wrodziłaś się do matki, a ona w twoim wieku nie była odpowiedzialna ani trochę - odparł, sprawiając, że cała nasza czwórka zaczęła się śmiać. Czwórka, bo Niall również się dołączył. Spojrzałam na niego, pragnąc go zabić w tamtym momencie. To właściwie była dość poufna rozmowa, a on tak po prostu wszystkiego słuchał. Moi rodzice dyskutowali jednak o czymś, więc wydawało mi się, że nie zwrócili na to aż tak dużej uwagi.

-Córeczko, będziemy już kończyć. Zjedzcie kolację i idź spać, dobrze? - Mama nawet na odległość musiała być nadopiekuńcza. Dobrego było w tym tyle, że nie mogła mnie kontrolować w tym momencie, z czego byłam bardzo zadowolona.

bodyguard || n. horanWhere stories live. Discover now