rozdział 1

371 9 2
                                    

Pierwsza noc w Białym Domu była dość dziwna. Ciągle się budziłam i zastanawiałam gdzie ja w ogóle jestem. Spowodowało to, że byłam strasznie niewyspana. Całe szczęście nie musiałam iść do szkoły, dopóki ojciec nie znajdzie odpowiedniego ochroniarza, który będzie mógł pilnować mnie przez cały dzień. Nie zadowalał mnie fakt, że dzień w dzień będzie za mną chodził stary facet, którego kompletnie nie znam.

Około dziesiątej wreszcie wyszłam z łóżka i postanowiłam się ubrać. Wczoraj udało mi się rozłożyć wszystkie rzeczy w garderobie, więc teraz mogłam bez problemu znaleźć to, czego chciałam. Oczywiście z góry miałam nakazane, że zawsze muszę wyglądać schludnie. Mimo ogromnego pragnienia pozostania w dresie, musiałam założyć coś minimalnie eleganckiego.

Najpierw skorzystałam z toalety, umyłam dokładnie twarz i dopiero przeszłam do garderoby. W poprzednim domu mieliśmy naprawdę dużo pokoi i każdy posiadał własną przestrzeń, jednak tutaj to była już ogromna przesada. Wszystko było ogromne i luksusowe, bałam się dotykać czegokolwiek, żeby tylko tego nie zniszczyć.

W końcu zdecydowałam założyć czarną dopasowaną spódnicę oraz czerwoną koszulę bez rękawów, a na stopy wsunęłam czarne tenisówki. Moje blond włosy dokładnie rozczesałam, pozostawiłam je rozpuszczone. Musiałam też zrobić minimalny makijaż, tutaj kładli ogromną presję na świetny wygląd. Strasznie mnie to denerwowało. Nie jestem niechlujna, ale pewne zasady, które zostały mi wczoraj przedstawione, były całkowicie głupie i bezsensowne. Jakby, nie mogę mieć gorszego dnia, bo nie przystoi córce prezydenta.

Kiedy akurat skończyłam się przygotowywać, ktoś zapukał do drzwi.

-Proszę - powiedziałam z lekką chrypą. Masywne drzwi natychmiast się otworzyły i pojawiła się w nich Alexandra. Była to niewysoka brunetka, która została mianowana na moją pokojówkę.

-Prezydent wzywa panienkę do siebie - powiedziała z uśmiechem. Kolejna rzecz, która była dla mnie totalną porażką, to fakt, że na każdym kroku ludzie zwracali się do mnie właśnie w ten sposób. Zupełnie jakbym była kimś lepszym od nich, a wcale nie byłam.

-Więc chodźmy - odparłam.

Wzięłam do ręki mój telefon, po czym poszłam za Alexandrą do Gabinetu Owalnego, w którym znajdował się mój ojciec i dwóch innych mężczyzn. W jednym z nich rozpoznałam kierowcę, który wczoraj zabrał nas ze starego domu. Jak on miał na imię? Mathew? Chyba jakoś tak. W każdym razie miał chyba pięćdziesiąt lat - jeśli nie więcej - i był strasznie ponury. Nie lubiłam ludzi, którzy wyglądali tak jak on. Wiecznie naburmuszony, jakby działa mu się największa krzywda świata. Drugi natomiast siedział na sofie, tyłem do mnie, dlatego nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Miał jednak na sobie garnitur, tak jak oni wszyscy, więc stwierdziłam, że jest takim samym gburem.

-Witaj, Melanie - ojciec podszedł do mnie i ucałował moje dwa policzki. Na jego zmęczonej twarzy nadal panował uśmiech, co sprawiało, że i ja się uśmiechałam.

-Tato - spojrzałam na niego. - Co takiego chciałeś?

-Znasz Mathew, prawda? Od dziś jest on twoim oficjalnym kierowcą - odparł, pokazując na starszego od niego mężczyznę.

Tak, znam Mathew i przed chwilą obraziłam go w moich myślach. Facet teraz stał i uśmiechał się przyjaźnie, przez co było mi głupio. Powinnam spojrzeć na to w inny sposób. Ci ludzie byli po prostu zmęczeni.

-Pan chyba odbierał nas z domu, prawda? - zapytałam, udając, że praktycznie tego nie pamiętam.

-Tak, to dla mnie ogromny zaszczyt, że będę mógł teraz pracować dla panienki - odpowiedział, nadal się uśmiechając. Muszę ich pouczyć, żeby tak do mnie nie mówili. Zdecydowanie wolałam swoje imię.

bodyguard || n. horanWhere stories live. Discover now