Rozdział 18

299 15 11
                                    

Pożar

SERENA

Dym był wszędzie. Kuł w oczy i drażnił gardło, byłam przerażona dookoła szalały płomienie i spadały gałęzie, biegłam za Lycanrockiem  który był naszym przewodnikiem. Stworek nic nie robił sobie z płomieni i biegł przed siebie. Za sobą usłyszałam głośny kaszel, odwróciłam się w stronę z której dobiega dźwięk. Kilka metrów dalej na ziemi siedziała Bonnie i obiema rękami zasłaniała buzię, w oczach miała łzy.

- Nie dam rady dalej iść! - łkała dziewczynka 

- Już niedaleko dasz radę! - próbowałam ją pocieszyć.

Prawda była jednak taka że nie miałam bladego pojęcia kiedy wyjdziemy z tego lasu. Gęsty dym sprawiał że ledwie widziałam zarys sylwetki Irys stojącej koło mnie. Otworzyłam usta by znów spróbować zachęcić niebieskooką do dalszego biegu, jednak z moich ust wydobył się tylko stłumiony krzyk. Jedno z drzew nie wytrzymało ciężaru płomieni i zaczęło spadać wprost na  zapłakaną Bonnie. Koło mnie przemknęła rudo-biała plama. Lycanrock odbił się od najbliższego drzewa i zderzył się z spadającym pniem. Obaj na ułamek sekundy zawiśli w powietrzu pięć metrów nad głową dziewczynki po czym siła uderzenia posłała ich w przeciwnym kierunku. Stworek z gracją wylądował  na ziemi, w przeciwieństwie do nadpalonego pnia który z hukiem uderzył w glebę posyłając w niebo tysiące iskier. Pokemon położył się koło blondynki, a ta wdrapała się na jego grzbiet. Złapała się za jego miękkie białe futro na szyi, gdy stworek wstał i zaczął biec przed siebie. Nie mając wyboru ruszyliśmy za nim. Po dziesięciu minutach biegu dotarliśmy na polanę. W tej samej chwili przyjechały wozy strażackie i policyjne oraz karetka. Podbiegli do nas sanitariusze. Jeden z nich zdjął z grzbietu stworka na wpół przytomną Bonnie.  Lycanrock od razu po pozbyciu się ciężaru, jakim była dziewczynka, pobiegł na skraj lasu i wbij w niego spojrzenie swoich zielonych oczu. 

ASH


Biegłem przed siebie, jednak to nie byłem ja. Spróbowałem się rozejrzeć, jednak głowa odmówiła posłuszeństwa. Szybko odkryłem że nie mogę też poruszać też innymi częściami ciała. Nagle pewna myśl wpadła mi do głowy. Skupiłem się i spróbowałem nawiązać kontakt z Greninją. 

- Grenija! Grenija! - wołałem w  myślach stworka. 

Jednak moje próby nic nie dały. Pokemon biegł dalej przed siebie. Skupiłem całą swoją wolę i znów zawołałem  przyjaciela, tym razem Greninja zatrzymał się i rozejrzał się zdezorientowany.

- Ash? To ty? - spytał  

- Tak to ja - odparłem 

- Gzie jesteś? Nie widzę cię.

- Potem ci wyjaśnię, teraz nie mamy czasu

- Czemu?

- Bo inaczej zostanę spalony żywcem, co nie napawa  mnie optymizmem. 

- Co się stało? 

Streściłem mu sytuację w jakiej się znalazłem.

- Przyjąłem - powiedział Greninja 

Poczułem coś gorącego na ręce.

- Pośpiesz się! - krzyknąłem i wtedy nasza więź  została przerwana, nastała ciemność. Obudziło mnie szturchanie w ramię, otworzyłem oczy nademną pochylał się Greninja. Wyciągnął rękę i pomógł mi wstać. Ziemia zawirowała i gdyby nie pokemon pewnie upadł bym na ziemie. Stworek zarzucił moje ramię przez swoją głowę i zaczęliśmy iść. Musiałem się wyłączyć ponieważ nie pamiętam kiedy dotarliśmy na skraj lasu.  W tle słychać było syreny.

- Tutaj  już muszę poradzić sobie sam - powiedziałem i schowałem go do pokeballa. 

Poszedłem w kierunku z których dochodziły dźwięki. Po kilku metrach zacząłem strasznie kaszleć a ziemia wirowała mi pod nogami. Upadłem. Ostatnie co zapamiętałem to zielone oczy wpatrujące się we mnie. Potem nie było już nic


**********************************************************************************************************************************************************************************************

Przyznać się kto się nabrał? Mam nadzieję że rozdział fajny. Do zobaczenia!

Pokemon Akademy [1] (Do Napisania Od Początku)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz