Rozdział dwudziesty czwarty; Miłość wymaga odwagi...

9.4K 428 449
                                    

Jeden z dłuższych rozdziałów więc zapewne znajdą się jakieś literówki!

Jeden z dłuższych rozdziałów więc zapewne znajdą się jakieś literówki!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

🎧 Dean Lewis - Half A Man

Ethan

Uderzałem worek gołymi pięściami, czując mrowienie w palcach, które zdawało się przenikać w głąb mojej duszy. Wściekłość i frustracja płonęły we mnie jak rozszalałe płomienie, a każdy cios był wyrazem mojej bezsilności i przypomnieniem moich niedoskonałościach, które tak uparcie starałem się ukrywać przez całe życie. Serce waliło mi w piersi tak, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej, a spływający po moim czole pot mieszał się z gorzkimi łzami.
   Czułem się tak cholernie słaby. Chociaż nie. Nie czułem się słaby, ja byłem słaby. Na tyle słaby, że nie byłem w stanie zapanować nad szalejącym oddechem, który raz po raz ugrzęzał mi w gardle, sprawiając, że nie mogłem normalnie oddychać. Moje płuca zdawały się być zbyt małe, by pomieścić całą tę złość i smutek, które wypełniały mnie po brzegi.
Przez lata uparcie okłamywałem wszystkich, a najbardziej samego siebie, że sobie radziłem; że ta cała zbroja, którą stworzyłem była nie do zdarcia. Prawda jednak była taka, że tak, jak każda stworzona przez człowieka rzecz była niedoskonała; miała wady, skazy i w końcu kiedyś niszczała.
   Moja rozpadała się za każdym razem, gdy myślałem o ojcu. Nigdy nie zrozumiałem, dlaczego mnie nie kochał, a nawet nie starał się polubić. Obserwowałem relacje kolegów z ich ojcami i zazdrościłem im każdej nawet najmniejszej wymiany zdań czy spojrzeń. Mój tata nie tyle co ignorował każdą moją próbę kontaktu, a karał mnie za nią. Wrzeszczał, uderzał, popychał, zostawiał złamania, siniaki i blizny.
I tak dzień w dzień. Kara za karą. Blizna za blizną.

   To nawet zabawne, że po tylu latach spędzonych na ringu i przyjmowaniu ciosów to właśnie własny ojciec zostawił na moim ciele najwięcej śladów.
    I może dlatego nie potrafiłem go z siebie wyrzucić.
    Bo pomimo zakrycia blizn czarnym tuszem one nie zniknęły. Czułem je na każdym kroku, mimo że już dawno się zabliźniły i ukryły pod cienkimi liniami ciemnego atramentu.
   Co było nawet zabawniejsze od taktyk wychowawczych mojego ojca to, fakt, że ja nawet nieszczególnie lubiłem tatuaże. Nigdy nie chciałem skończyć jak pobazgrana strona zeszytu po nudnej lekcji ani przyciągać ludzkich spojrzeń. A więc czemu tak się stało? Odpowiedź była prosta; zakryłem całe swoje ciało nic nieznaczącymi malunkami, bo to sprawiało, że patrzenie na własne odbicie stawało się mniej odpychające. Nadal trudne, ale nie niemożliwe do zrobienia.
   Spośród setek, a może i tysięcy czarnych i szarych linii na moim ciele, tylko te na przedramieniu tworzące obraz najpiękniejszych niebieskich tęczówek, jakie w życiu widziałem miały dla mnie znaczenie. Tylko one zrobione zostały z myślą o czymś pięknym i prawdziwym.
Tylko i wyłącznie one.

    Uderzyłem w worek po raz kolejny. Wyprowadziłem serię mocnych i szybkich ciosów, po czym złapałem go i zatrzymałem w miejscu, opierając o niego swoje mokre od potu czoło. Chociaż ból w moich mięśniach był nie do wytrzymania nie mogłem się ruszyć. Nie potrafiłem zejść z ringu. Chciałem znów poczuć się na nim dobrze. Przed laty to właśnie jego liny stały się moją bezpieczną przystanią; miejscem, gdzie nie dosięgał mnie chaos, demony przeszłości ani żelazna pięść ojca. Teraz jednak nie potrafiłem poczuć tego spokoju. Nie było go tu.
Czyżby ojciec odebrał mi również, i to? Sprawił, że już nie było miejsca, gdzie czułem się bezpiecznie?

Lost ParadiseWhere stories live. Discover now