Rozdział pierwszy; Dobrze się ze mną bawisz, prawda?

18.1K 716 294
                                    

Twitter: #lostparadisewatt

Twitter: #lostparadisewatt

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Scarlett

Mówią, że w samotności najgorsze są noce, kiedy pogrążasz się w ciemność sam na sam ze swoimi myślami. Muszę przyznać, że jest w tym ziarenko prawdy, a do niedawna zapewne przyznałabym temu całkowitą rację, ale teraz, kiedy samotność towarzyszyła mi nie tylko po zmroku doszło do mnie, że to dni są znacznie gorsze. Te wszystkie poranki i popołudnia, kiedy musiałam normalnie funkcjonować, udając, że mój własny mrok nie niszczył mnie, wdzierając się coraz głębiej.

Może właśnie dlatego znienawidziłam słoneczne dni, bo one zawsze narzucały konieczność zrobienia czegoś ważnego; istotnego. Każda wpadająca do mieszkania smuga świtała, przypominała mi o tym, że nie powinnam marnować czasu i wpędzała mnie w poczucie winy, sprawiając, że czułam, jakby na moich barkach spoczywał ciężar całego świata. Paskudne uczucie.
Pokochałam za to deszcz, bo gdy padało nikogo nie dziwił fakt, że zamykałam się w czterech ścianach swojej sypialni. Takie dni stały się moim schronieniem; azylem przed wymaganiami świata. Deszcz był jak przyjaciel, który rozumiał mnie bez słów i pozwalał mi na oddech.
Mogłam leżeć w łóżku ze wzrokiem utkwionym w suficie, pozwalając, by moje myśli krążyły nade mną niczym radioaktywna chmura i nikt nie miał do mnie o to pretensji. A co ważniejsze ja nie miałam do siebie pretensji.
Często zdarzało mi się, że nawet nie wiedziałam o czy myślałam; przetaczających się przez mój umysł wydarzeń i dialogów było zbyt wiele, żeby chociaż na moment skupić się na jednym z nich.
Czasami miałam wrażenie, że w mojej głowie rozbrzmiewa więcej, niż jeden głos.

Przez lata uparcie trwałam w iluzji szczęścia, którego nigdy nie udało mi się poznać. Moje życie było wielką farsą, zasłaną sztucznymi uśmiechami i wymuszonymi gestami, a teraz, gdy to do mnie doszło nie potrafiłam znaleźć w sobie ani krztyny prawdziwej radości.
W tym ciągłym samoumartwianiu doszłam do punktu, w którym zaczynałam wątpić, czy w ogóle jestem czymś więcej niż tylko pustą skorupą.

W liceum poświęcałam siły na zdobywanie dobrych ocen, chodzenie na lekcje dodatkowe po to, by dostać się na wspaniałą uczelnię i przejść metamorfozę. Jednak teraz to już nie miało znaczenia, bo, mimo że moja matka dotrzymała słowa i naprawiła to, co zepsułam nie poszłam na Harvard. I wcale nie dlatego, że nie chciałam, a dlatego, że moje wyniki z egzaminów mi na to nie pozwoliły.
Były niewystarczające. Nie, żeby szczególnie mnie to zdziwiło.

— Chryste Scarlett, kiedy ty tu sprzątałaś? — jęk Layli rozbrzmiał, gdy ta weszła do salonu, w którym zalegałam od rana.

Poderwałam głowę słysząc jej głos. Kompletnie zapomniałam, że miała wpaść.

— Chyba we wtorek — wzruszyłam ramionami, unosząc głowę, by rozejrzeć się wokół — Nie przesadzaj, nie jest źle.

Lost ParadiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz