4.

7 1 0
                                    

*Charlie*

- Charlotte? - było już bardzo późno, gdy usłyszała swoje imię. Naciągnęła kołdrę na głowę i mocniej zacisnęła powieki. 

- Charlotte - dlaczego ktoś nie mógł poczekać do rana? Przecież wciąż była noc. 

- Charlie - po jej plecach przebiegł dreszcz. Rozpoznała ten głos. Tylko jedna osoba tak miękko i dźwięcznie potrafiła wymówić jej imię. Dziewczyna obróciła się i lekko uniosła kołdrę. Miała rację. Przy jej łóżku klęczał chłopak w kapturze. Mniej więcej w jej wieku. Albo przynajmniej tak wyglądał. 

- Charlie - powtórzył ze spokojem. Blondynka natychmiast podniosła się do pozycji siedzącej i odsunęła jak najdalej. Czuła, jak głos więźnie jej w gardle. Na twarzy chłopaka pojawił się grymas. Podniósł się i powoli nachylił w jej stronę. 

- Charlie - mruknął, zbliżając się. Dziewczyna przyparła plecami do ściany. Chłopak siedział już na łóżku, a jego ręka bezwładnie opadła jej na kolano. 

- Musiałem cię zobaczyć. To, co mówią, to nieprawda. Charlie, spójrz na mnie. 

Gdy ona nie zareagowała, chłopak zacisnął mocniej rękę na jej kolanie i szybko pocałował ją w usta. Wszystko trwało zaledwie dwie sekundy, bo na korytarzu rozległ się trzask. 

- Kto to tu zostawił? - dotarło do nich pytanie Gina. Oboje popatrzyli w stronę drzwi. Charlie z nadzieją, włamywacz z przerażeniem. 

- Cii - szepnął chłopak. Dziewczyna poczuła jak piżama zaczyna kleić się jej do pleców. Widok tej twarzy, którą kiedyś widywała codziennie. Widok osoby, która była jej bardzo bliska. Widok osoby, która tak bardzo ją skrzywdziła. Spojrzeli sobie w oczy. 

- Charlotte - mruknął z niepokojem chłopak. Blondynka otworzyła usta, zamierzała zawołać brata. Wzrok włamywacza padł na wisiorek na szyi Charlie. 

- Nadal go nosisz? - warknął ponuro. 

- Charlie? - dobiegł ich głos Gina. Był niedaleko. Chłopak w kapturze zacisnął dłoń na wisiorku. W snach Charlie już widziała tę scenę, śmierć przez uduszenie. 

- Gin, dlaczego nie śpisz? - mama też nie spała. Charlie poczuła, że nie może oddychać. 

- Jesteś moja, Charlie, rozumiesz? Moja - powiedział chłopak, a ona poczuła jak traci przytomność. 

*Gin*

- Mamo - mruknął, podciągając kołdrę. 

- Trzeba było spać w nocy, synu. Dochodzi południe - zauważyła kobieta.

- Mamo - powtórzył Gin. Przejechał ręką po karku i zdał sobie sprawę, że nie ma talizmanu. Jeśli matka to zobaczy, zrobi piekło. 

- Dobra wstaję - powiedział, ale kobieta już zniknęła. Ściągnął T-shirt z krzesła. Nie przypominał sobie, by ostatnio miał go na sobie. Zresztą nie miało to znaczenia. Cokolwiek, by nie włożył, dziewczyny lgnęły do niego, jak pszczoły do miodu. Wziął szybki prysznic, rozmyślając o wydarzeniach poprzedniego dnia. Pod wpływem impulsu złamał nos Joe. A co, jeśli faktycznie nie kontrolował swoich mocy?

- Bzdura - stwierdził, wkładając koszulkę. Umył zęby i przegarnął ręką włosy. Idąc korytarzem, zapukał do drzwi siostry. 

- Podwieźć cię? Jadę do centrum - rzucił. Nikt nie odpowiedział. Gin zbiegł do kuchni, zgarnął miskę i wsypał do niej płatki kukurydziane. 

- Gdzie, Charles? - mruknął, wpychając łyżkę do buzi. 

- Mówiła, że idzie do Emmy - odpowiedziała mama. 

- Do Emmy? Okej - powiedział chłopak i odstawił pustą miskę do zmywarki. Chwycił kluczyki od jeepa i ruszył do wyjścia. 

- Gin, a ty dokąd? - zatrzymał go ojciec. Miał na sobie garnitur, krawat wisiał luźno przy kołnierzu. 

- Na kręgle ze znajomymi. 

- Dopiero co wstałeś. 

- Aha. I wychodzę. 

- Gin. 

- Tak, tato? 

- Zgarnij siostrę, jak będziesz wracał. 

- Jest prawie dorosła. Nie mogę ciągle jej niańczyć. 

- Gin. 

- Wychodzę, mamo. 

Czasem ojciec tak bardzo go wkurzał. Z jakiegoś powodu uważał, że Charlie nie jest w stanie sama o sobie zadbać. Nic bardziej mylnego. Gdyby tylko znał prawdę...

- Gin? - właśnie wsiadał do jeepa, gdy ujrzał czarnowłosą głowę. Był pewien, że jeszcze wczoraj Emma miała zielone pasemka, dziś były granatowe. 

- Emma? - zamknął drzwi auta i wbił dłonie w kieszenie. 

- Idę do Charlie. Jest w środku? 

- Do Charlie? Z tego, co wiem, poszła do ciebie. 

- Do mnie? Och, no tak. Zapomniałam. Umówiłyśmy się w parku. Mój błąd. Jak mogłam zapomnieć. 

Odwróciła się na pięcie i czym prędzej ruszyła w przeciwną stronę. Gin obrócił kluczyki na palcu. Nie lubił być okłamywanym. 

- Zaczekaj. Podwiozę cię - oznajmił i nie czekając na odpowiedź, wsiadł do środka. 

*** 

Jechali w kompletnej ciszy. W pewnym momencie Emma nachyliła się, by podkręcić radio, ale nie odezwała się. Gin starał się udawać, że jest skupiony na drodze. 

- To tutaj - mruknęła w końcu, gdy przejeżdżali obok parku niedaleko szkoły. 

- O czymś mi nie mówisz - stwierdził, zamykając drzwi. 

- Właściwie to mamy z Charlie sekrety. Wiesz, takie dziewczyńskie sprawy - powiedziała. 

- Ja i Mike też - po co, o tym wspominał. 

- Jak na przykład talizman? - rzuciła, splatając ramiona. 

- Znajdźmy Charlie - zaproponował Gin, wkładając okulary przeciwsłoneczne. 

Dwadzieścia minut czekali. Przeszukali cały park. 

- Niby w parku? - warknął Gin, niecierpliwiąc się. Emma kopnęła kamyk. 

- Dobra! Nie miałam się spotkać z twoją siostrą. Skłamałam! - krzyknęła. 

- Przecież wiem - zauważył - Wiesz, dokąd mogła pójść? 

- Nie rozmawiałam z nią, od kiedy odstawiłyśmy Joe do domu - odpowiedziała. 

- Joe - szepnął Gin - Co za idiota. 

Wyciągnął telefon i wybrał numer chłopaka siostry. 

- Jest u ciebie Charlie? 


Because I promised (zawieszone)Where stories live. Discover now