XI

3K 240 244
                                    

Rozdział XI — czyli musimy porozmawiać

Jungkook

    Od zawsze wiedziałem, że moje sny nie należą do normalnych. Wizje współpracownika na scenie w skąpej bieliźnie zrozumiem, nawet średniowieczne bijatyki czy latające krowy, ale cholera... Jeszcze nigdy nie byłem własnym obserwatorem. Przez koszmar męczący mnie tej nocy zbudziłem się w dość przedziwnym stanie, maltretując myśli uporczywym poczuciem winy. Widziałem tylko ścinki snu, w których to Jimin rozcinał mi brzuch... Reszty wolałbym nie kończyć, bo na samo wspomnienie realiów aż pot płynie mi po tyłku.

    Uczniowie doskonale widzieli, że na obecnej lekcji ciągle odlatuję w niedostępny dla nich świat. Próbowałem ich jakoś rozśmieszyć, ale uczucie beznadziejności było silniejsze niż bym przypuszczał. Park nieustannie pojawiał się przed zamkniętymi powiekami, raniąc swym pogardliwym uśmiechem. Widziałem jak bardzo próbował ukryć uczucia tym gestem.

    I udało mu się. Starszy jest silniejszy ode mnie psychicznie, wiedząc w jaki sposób doprowadzić moje uczucia do ruiny.

    Gdyby nie tak ważny temat, dawno zniknąłbym za drzwiami toalety, mogąc sobie przyłożyć w twarz. Nieobecność Soo Jin dodawała tylko strachu. A co jeśli boi się przyjść przeze mnie?

    Przerabiana lektura stała się nagle moim znienawidzonym elementem, na którym w domu odpowiednio się wyżyję, ciskając książkę w sosnowy blat. Chciałem tylko wiedzieć czy wszystko u niego dobrze... Zostałem więźniem własnych emocji, zamkniętym przez naganne zachowanie. Zasłużyłem, musiałem go skrzywdzić.

    Już nawet Hoseok stłukł mnie po mordzie.

    A powinien to zrobić Jimin, nie szczędząc sobie siły. Pozwolę mu, nawet jakby miał to zrobić z kastetami. Byle jego spięte ciało w końcu ogarnęła ulga, piękną twarz uśmiech, a oczy blask życia.

    — Zróbcie zadania pod fragmentem tekstu. Myślę, że spokojnie zdążycie do końca lekcji — powiedziałem już załamany, opadając na fotel. Dostrzegłem na sobie pytające spojrzenie blondyna, przez co ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz. Czyżby i on wiedział o moim nikczemnym działaniu wobec matematyka? Ma mi to za złe? A może chodziło o sprawę z Soo Jin?

    Oszaleć można od tego wszystkiego, cholera.

    Odpowiadałem na dodatkowe pytania uczniów, ignorując młodego Kima. Później tylko sprawdziliśmy odpowiedzi, wyjaśniliśmy je zgodnie z wymogami egzaminującymi po czym odczekaliśmy dzwonka. Obserwowałem wychodzących, kulturalnie żegnających się nastolatków, mogąc odetchnąć z ulgą.

    Niestety mój spokój nie trwał za długo. Przerwało mi jedynie trzaśnięcie drzwi oraz blond czupryna przed sobą.

    — Tak? — szepnąłem, odwracając się w stronę Taehyunga, czując dość dużą presję młodzieńczego spojrzenia.

    Ten jednak uśmiechnął się delikatnie, spuszczając głowę. O co może chodzić, cholera?!

    — Ja... Dziękuję za to co pan zrobił dla Soo Jin — odparł niespodziewanie, a ja wypuściłem oddech z ulgą. Jak ten dzieciak mógł mnie tak nastraszyć! — Nie przyszła, bo nie wie jak podziękować. Nie raz dostawała kary, bo no cóż... Jest utalentowana, ale matematyka to jej słaby punkt.

    Teraz mogłem być już spokojniejszy o uczennicę, nie przewidując najczarniejszych zakończeń granego przez życie spektaklu. Pokiwałem jedynie głową, odpowiadając uśmiechem. Czyżby miał coś jeszcze do powiedzenia?

    Zaciekawiony uniosłem brew, oczekując dalszej wypowiedzi.

    — Pomógł jej pan pomimo tak krótkiego pobytu w naszej szkole. My... Wszystko widzieliśmy. Naraził się pan tak ważnej osobie... — zaskoczony słuchałem jak zaczarowany, ale następne słowa sprawiły, że moje serce niemal oberwało mentalnym sztyletem. — Ale nie o to mi chodzi. Wczoraj byłem u wujka i usłyszałem coś niepokojącego. Jest przyjacielem pana Parka i... Rozmawiali przez telefon. Słyszałem tylko jak wujek Nam pyta się pana Parka czy wszystko dobrze i em... Coś o szpitalu, czy mógłby go tam podwieźć.

TEACHER IN LUV │ KOOKMINWhere stories live. Discover now