XXX

245 22 10
                                    

– Boże, tak się cieszę, że cię widzę– westchnęła i gdy już ściągnęła buty oraz kurtkę, dosiadła się do mężczyzny na kanapie.

– Też tęskniłem, ale Boga w to nie mieszaj.

Przewróciła oczami. Najchętniej powypytywałaby go o istnienie Boga i wszystkie te religijne zagadki, na które mógłby udzielić jej odpowiedzi, ale jakoś nie pałał chęcią rozmowy o teologii. Poza tym miała inne ważne sprawy do przedyskutowania.

– Dużo się dziś wyjaśniło, potrzebuję pomocy szybciej niż myślałam.–  Spojrzała mu w oczy, licząc na wsparcie, ale on się tylko pobłażliwie uśmiechnął.

– Opowiadaj.

– Nie chce mi się– pokręciła głową.– Po prostu zajrzyj w moje myśli i wspomnienia i sam się dowiedz.

Jakoś głupio jej było mówić mu o tym, jak bardzo liczy na jego pomoc i na to, że powie jej co teraz robić. Wiedziała, że prosi o wiele, ale nie mogła być w tym sama. Zwłaszcza po tym, czego się dziś dowiedziała i z tym, że Dorota chce iść na policje. 

Joseph przez chwilę milczał i przyglądał jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Na koniec zmarszczył lekko brwi i pokręcił głową.

– Jeśli ta kobieta pójdzie na komisariat, od razu ściągnie sobie na głowę mafie.

– Wiem! Mówiłam jej to, obiecała, że poczeka. Eric... To znaczy Joseph, powiedz mi, co mam robić?– Zarumieniła się lekko. Wciąż nie potrafiła przestawić się na używanie jego prawdziwego imienia.

– Nie macie pewności, że to handlarze narkotyków zabili tego chłopaka.

– Grozili mu!– przerwała.– Myślisz, że mógł to być ktoś inny?

– Nie, to z pewnością oni. Ale groźby nie wystarczą, aby zamknąć winnych. Nawet jeśli policja zacznie śledztwo, będą oni mieli czas, by was usunąć. Nawet jeśli sprawcy trafią za kratki, to może być większa siatka przestępców, a wtedy również ktoś przyjdzie po was z zemstą.

Westchnęła, bała się tego wszystkiego. A on był taki spokojny, kiedy o tym mówił.

– To co teraz?

– Samosąd.– Jego usta rozciągnął złowieszczy uśmiech, aż Mai przeszedł dreszcz. Jak niby dwie dziewczyny miały pozbyć się groźnych przestępców? Joseph uśmiechnął się jeszcze szerzej odczytując jej obawy.– Ja to zrobię. Wy dwie musicie tylko ich na siebie ściągnąć, co przy dyskrecji Doroty nie powinno sprawić wam trudności.

– Nie chcę przyczyniać się do śmierci. Nie chcę, żebyś dla nas mordował.– Wizja tego mężczyzny siedzącego przy niej, umazanego cudzą krwią wydała jej się niemożliwie straszna. Czy umiałaby po tym spojrzeć na niego tak samo?

– Wolisz sama zginąć? Czy zostawisz sprawę tak jak jest teraz, pozwolisz tej kobiecie iść samej na policje i wpakować się w kłopoty?

– Ja...– zawahała się. Nie podobała jej się sytuacja, w jakiej się znalazła.

– Nie obchodzi mnie co z tym zrobicie. Nie obchodzą mnie czarne interesy tego miasta i życie tych przestępców, tak samo jak twojej koleżanki. Nie zrobię nic, póki mnie nie poprosisz. Ale jeśli sama wejdziesz w to głębiej i ktoś otwarcie ci zagrozi- zakończę to po swojemu. Decyzja należy do ciebie, Mai. Czego byś jednak nie postanowiła, ktoś zginie. I albo to będzie niewinna, naiwna Dorota, albo przestępcy. –Wzruszył ramionami. Wstał z kanapy i przeszedł do kuchni.– Też chcesz herbaty?

– Dobra, wchodzę w to. I skoro już się tak rozgościłeś to tak, zrób i mi.

Po chwili Joseph wrócił z dwoma kubkami i jeden postawił przed zamyśloną dziewczyną.

– Plan jest taki. Jutro z Dorotą robicie wszystko, żeby ściągnąć na siebie uwagę mafii. Prawdopodobnie przyjdą po was dość szybko, lepiej żebyście do tego czasu się nie rozdzielały. Tylko nie mieszajcie w to policji, będzie mniej sprzątania.– Mai zadrżała z obrzydzenia.– Możecie choćby zadzwonić na ten numer, który znalazłyście w telefonie. Póki nic się nie będzie dziać, będę zajmował się swoimi sprawami. Informuj mnie na bieżąco, jak znajdziecie się w zagrożeniu zawołaj mnie w myślach. Przybędę od razu i zakończę problem.

Mai pokiwała głową. Nie widziała, co odpowiedzieć. Bała się konfrontacji z bandytami, ale jeszcze bardziej bała się, co zrobi Dorota, jeśli ona nie wykona ruchu. Ufała demonowi i nie wątpiła, że przyjdzie ją uratować. Strach jednak nie opuścił jej przez cały wieczór.

Przed snem napisała jeszcze wiadomość do Doroty, w której zapewniła, że ma już rozwiązanie. Nie wiedziała, jak kobieta przyjmie ten plan, ale musiała się o nią zatroszczyć, żeby sama nie zrobiła nic głupiego. Odpowiedzi nie dostała. Usnęła z nadzieją, że blondynkę znużył sen wcześniej.

***

Całe zajęcia nie mogła usiedzieć w spokoju. Stresowała się nie tylko akcją, którą miała dziś odegrać, ale w szczególności tym, że Dorota nie odpisywała na żadną jej wiadomość. Próbowała to sobie tłumaczyć na wiele sposobów, jednak wciąż nie mogła przestać się martwić. Jej niepokój zaalarmował Karolinę, która zaczęła dopytywać się o to, co się dzieje z jej przyjaciółką. Gdy ta opowiedziała jej wszystko, dziewczyna załamała ręce.

– Jaka ty jesteś głupia, po co się w to mieszałaś?– Razem wyszły z uczelni.

– Muszę do niej iść, założę się, że stało się coś złego.– Mai ruszyła szybkim krokiem w kierunku zejścia do metra.

– Idę z tobą.

– Nie chciałaś się w to mieszać.– Przystanęła.– I lepiej tego nie rób, poradzę sobie.

– Dalej nie chcę, to niemożliwie głupie i niebezpieczne. Ale jesteś moją przyjaciółką i nie pozwolę ci samej pchać się w gówno. Mam tylko nadzieję, że  ten twój straszny przyjaciel cię nie zawiedzie. A nawet jeśli coś nam się stanie, ominie nas kolos u Kozickiej.–Karolina próbowała rozładować atmosferę. Wzięła Mai za rękę  i razem ruszyły do mieszkania Doroty.

Droga minęła im szybko. Obie stresowały się tym, co zastaną. Mai miała jednak lichą nadzieję, że niepotrzebnie się martwiła, a niedoszła wdowa będzie siedzieć bezpieczna w swoim domu. Obawy nasiliły się, gdy stanęły obie pod jej drzwiami.

– Otwarte.–  Stwierdziła głupio brunetka i popchnęła uchylone drzwi.

To nie wróżyło nic dobrego. Niepewnie weszły do mieszkania. Zaczęły nawoływać imię blondynki, ale ewidentnie jej nie było.

– Nie zostawiłaby otwartego mieszkania, nikt tak nie robi.

Na pierwszy rzut oka nie wyglądało ono podejrzanie. Wszystko stało na swoim miejscu, żadnych szkód. Mai przeszła do salonu, a gdy na stole dostrzegła niewielką karteczkę, zamarła. Zawołała Karolinę i wzięła skrawek papieru do ręki.

– „Pójście na psy to nie zawsze najlepsze rozwiązanie." – Przeczytała drżącym głosem brunetka.

– Idiotka.– Skwitowała Mai.– Myślisz, że ją porwali?

– Z pewnością.– Odezwał się głos Josepha gdzieś obok nich.– Mieszkanie musi być obserwowane. Plany się skomplikowały, ale w sumie wyszło na nasze, poza tym, że ta głupia kobieta jest w niebezpieczeństwie. Macie na głowie mafie, gratuluję.

Dziewczyny spojrzały po sobie przerażone.

– I co teraz?

– Czekacie. Domyślam się, że zaraz przyjdą po ciebie, Mai. Dorota na pewno już im wszystko wyśpiewała.

– Boże, po co ja tu przyszłam.– Karolina zaczęła chodzić w kółko.– Nawet nie mogę uciec, bo już wiedzą, że tu jesteśmy obie. Kurwa!

– Uspokój się, nie denerwuj mnie jeszcze bardziej.– Mai objęła się ramionami. Wtem obie usłyszały kroki na klatce schodowej.



You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 03, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PrzeklętaWhere stories live. Discover now