XXIII

804 111 25
                                    

-Co ty wyprawiasz?- burknął mężczyzna przyciągając ją mocniej do siebie. 

- Sama nie wiem, ale chyba właśnie zostałam prywatnym detektywem- uśmiechnęła się lekko i spojrzała na postać stojącą przed nią. Twarz zmarłego rozjaśniała nadzieja i wdzięczność. 

- Nie wiesz w co się pakujesz, nie powinnaś w ogóle z nimi rozmawiać- wampir ruszył do przodu, a dziewczyna owinięta jego ramieniem chcąc czy nie chcąc musiała za nim iść.

- Ale rozmawiałam, czasu nie cofniesz, więc przestań się czepiać i zmieńmy temat. Gdzie mnie zabierasz?

- Niespodzianka- mruknął nie patrząc na nią.

Szli spokojnym krokiem przed siebie, nie zauważyła nawet kiedy przestali już mijać budynki i miejski krajobraz zstąpiły drzewa.

Chodnik, którym szli wcześniej zmienił się w leśną ścieżkę. Zrobiło się jeszcze cie mniej i mrocznej, niż pomiędzy blokami. Odczuła nawet zmianę temperatury. Budynki dawały ciepło, w lesie było chłodniej, ale szła i nie odzywała się, czując, że Eric może być na nią zły. 

- Daleko jeszcze?- spytała, gdyż od kilkunastu minut widziała drzewa i nic poza nimi. 

- Już prawie- mruknął i w tym momencie zauważyła, że zarośnięta drzewami droga się kończy, a wychodzą na polanę. 

 Otwarta przestrzeń porośnięta jedynie przez trawę, otoczona była dookoła lasem.  Nie wyszli na środek, mężczyzna usiadł na kilka metrów przed drzewami, tyłem do nich, a Mai zrobiła to samo. 

- Przyjemnie tutaj, ale po tym co mówiłeś, myślałam o jakiejś większej niespodziance. 

- Poczekaj chwilę, spodoba ci się- spojrzał na nią z uśmiechem. 

Siedziała więc i podziwiała rozciągający się przed nią krajobraz. Chociaż szary i  ciemny, miał w sobie coś tajemniczego i niezwykłego, co naprawdę zachwycało dziewczynę. 

Poczuła jak coś ją trąca w prawe ramie. Odwróciła głowę  do tyłu i zobaczyła przed swoją twarzą psi pysk. Przynajmniej domyślała się, że to pies, bo całe zwierze składało się z czarnego gęstego dymu, o kształcie czworonoga. 

Zjawa wystawiała język i wesoło merdała dymnym ogonem. Mai nie mogła się powstrzymać i wyciągnęła rękę, by pogłaskać czarny grzbiet. Jej ręka nie zapadła się w dym, tak jakby się tego spodziewała, a zatrzymała się na nie do końca zmaterializowanym tworze, który w dotyku przypominał jedwab. Zwierzę zaczęło się do niej łasić, kształtem przypominało owczarka niemieckiego. Nie miało kolorów, było po prostu czarną, dziwną chmurą, którą o dziwo można było dotknąć. 

- Co to jest?- spytała zszokowana. Z lasu zaczęły wychodzić inne zwierzęta. Na kolanie Erica właśnie siedziało coś przypominające wiewiórkę. 

- Wszystkie zwierzęta, które kończą żywot na ziemi, trafiają tutaj. W takiej duchowej formie. 

- To niesamowite- podziwiała konie, pasące się daleko na polanie, niezwracające nawet na nich uwagi. 

- Masz rację. Wszystkie tu nie żyją, ale egzystują w zgodzie. Jest im tu dobrze, mają spokój.  Nie zasłużyły, żeby nieszczęśliwie plątać się po ziemi, jak demony. 

- W takim razie czemu nie są...

- W niebie? Anioły nie chcą zwierząt. Twierdzą, że nie mają one duszy, ale to, co właśnie tutaj widzisz, to są ich dusze. Tylko dusze. Ten owczarek, co właśnie ociera się o ciebie łbem- przerwał na chwilę, by pogładzić psa po głowie- wyciągnął trójkę dzieci z pożaru i zginął, próbując ratować właścicieli. Ale nie chcieli go na górze, tak jak innych. Dla nich, to tylko zwierzęta. 

- Naprawdę? Anioły istnieją? Niebo istnieje? 

- Istnieje, ale na pewno nie takie, jakie sobie wszyscy wyobrażają. 

Mały kotek wdrapał jej się po nodze i położył na jej podbrzuszu. Był jeszcze malutki, wiec delikatnie pogłaskała go palcem po czarnym, puchatym futerku z dymu. 

- I wszystkie tu są? Mój chomik z dzieciństwa też?

- Może nie na tej polanie, ale gdzieś w tym świecie na pewno- uśmiechnął się i objął ją ramieniem. 

- Pewnie nie chciałby mnie widzieć- pociągnęła nosem- nie karmiłam go. 

- Zagłodziłaś chomika?- zaśmiał się wampir. 

- Miałam siedem lat! Nie powierza się siedmiolatce opieki nad żywym zwierzątkiem. 

- Zabierz do domu, któreś z tych. Potrzebują miłości jak niczego innego i nie trzeba ich karmić. 

- Serio? Mogłabym?

-Jasne. Wybierz sobie któreś zwierzę, a gdy się obudzisz, będzie już u ciebie w domu, w bardziej ludzkiej postaci. 

Rozejrzała się po polanie i po wszystkich czarnych chmurkach, które na niej były. Gdzieś w oddali biegły wilki i chyba widziała lisa między drzewami. Na czarnym niebie widziała czarne ptaki. Spojrzała na maleńkiego kotka, który cały czas się do niej tulił.

- A co się stało temu?

- Właściciel utopił go razem z innymi, choć były już wystarczająco duże, by samodzielnie sobie poradzić.

 Od razu posmutniała. Każde z tych zwierząt miało swoją przykrą historię. Wszystkie trafiły w to samo miejsce, gdzie wreszcie mają spokój.  

- Mogę tego kotka? Chyba mnie polubił- uśmiechnęła się blado. 

- Wszystkie cie lubią. Jesteś jedyną tutaj iskrą życia i pogody. Nawet martwym zwierzętom tego brakuje. 

- Przyprowadzisz mnie tu jeszcze kiedyś? 

- Kiedy tylko będziesz chciała- przyciągnął ją do siebie, a ona oparła głowę o jego ramię. Odgłosy życia lasu ją uspokajały, choć tak na prawdę nie żyły, niosły ukojenie i ułudę normalności.

~*~

Przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów, nie miałam weny na to opowiadanie. Nie wiem,  kolejny. Teraz zaczyna się szkoła, idę do liceum i prawdopodobnie będę miała jeszcze mniej czasu niż dotychczas. Mam nadzieję, że nie zaniedbam was za bardzo i rozdziały dam radę napisać raz na jakiś czas <3


PrzeklętaWhere stories live. Discover now