XVIII

826 123 5
                                    

Poczuła jak ktoś chwycił ją za ramię i szarpnięciem wciągnął w zaułek obok.

-Nie wdawaj się z nimi w dyskusje!- usłyszała karcący, męski głos, którego właściciela nie mogła zobaczyć w tym świetle. 

-Z tobą pewnie też nie powinnam rozmawiać- burknęła i spróbowała się wyrwać, ale uścisk był zbyt mocny. 

-Nie zależy mi na konwersacji- odpowiedział jej i mogłaby przysiąc, że usłyszała kpinę w jego głosie- ale musimy uciekać, nie lubią mnie tutaj- nim Mai zdążyła zaprotestować, ten złapał ją w pasie i przewiesił sobie przez ramię. Wszystko dookoła niej się rozmazało, a na twarzy poczuła potężny podmuch wiatru. Postawił ją z powrotem na ziemi dopiero na zupełnie innej ulicy, przed jakąś obskurną kamienicą. 

-Zostaw mnie- zaczęła się wyrywać i szarpać, co zmusiło go do ponownego pochwycenia dziewczyny. Wszedł z nią do budynku. 

-Uspokój się, kobieto- mówił ciągnąc ją w górę po schodach.  Zatrzymał się przed podrapanymi, drewnianymi drzwiami i otworzył je kopniakiem. Wepchnął ją do środka, po czym sam wszedł i zamknął drzwi. Słabe światło żarówki, jak z horroru, rozświetliło małą kawalerkę.  

Mai wreszcie mogła się rozejrzeć i przyjrzeć swojemu rozmówcy, który w sumie zaciągnął ją tu wbrew jej woli. Wiedziała już, że był wampirem, poznała to po prędkości z jaką się poruszał i bladej cerze. Był postawny i wysoki, choć trochę niższy od Erica. Miał gęste, ciemne włosy i wydawało jej się, że może być przed czterdziestką, o czym świadczyły niewielkie, pojedyncze zmarszczki wokół jego oczu, które patrzyły na nią zza szkieł okularów. Tylko po co wampirowi okulary?

-Czemu mnie stamtąd zabrałeś?

-Wolałaś ucinać sobie pogawędki z trupami?- przeszedł do salonu po tym, jak zamknął drzwi na klucz, najprawdopodobniej po to, żeby nie mogła stąd uciec. Poszła za tajemniczym mężczyzną, usiadła w fotelu przy ścianie i obserwowała jak nalewa sobie whiskey. 

-Też chcesz?- potrząsnął szklanką, na co ona pokręciła przecząco głową- twoja strata- rozłożył się na kanapie i upił łyk. 

-Wracając do poprzedniego tematu- zaczęła nieśmiało- w twoim towarzystwie  też nie czuję się bezpiecznie. 

-A powinnaś- odparł niewzruszony- Joseph mnie przysłał, sam jest... Zajęty...

-Kto?- spytała zdziwiona. Jego źrenice się rozszerzyły, gdy zrozumiał swój błąd. 

-Jak przedstawił ci się ten kretyn? Ten co cię do Niemiec zawiózł zamiast dbać o interesy?

-Eric Whitmore?- jej rozmówca pociągnął kolejny łyk ze szklanki. 

-W takim razie Eric mnie przysłał- odpowiedział, a Mai wyczuła kpinę w jego głosie. 

-Co?- zmarszczyła brwi. Nic nie rozumiała- Co się dzieje?

-Nie mnie o to pytaj. Pogadaj o tym- chrząknął prześmiewczo- z Ericem. 

-Ehh... Jak mam się z powrotem obudzić w moim świecie?- spytała zmieniając temat. Była poirytowana niedomówieniami i zaczynała podejrzewać, że Eric coś przed nią ukrywa. 

-Nie znam się na tym- wzruszył ramionami- ale biorąc po uwagę to, że póki tu jesteś muszę tu z tobą siedzieć i cię niańczyć, to może coś wymyślę- mruknął.

-Nie musisz mnie niańczyć- burknęła obrażona- poradzę sobie sama. 

-Serio?- spojrzał na nią z pożałowaniem- chciałbym cię tu zostawić i zająć się wreszcie swoimi sprawami, ale wtedy ty byś zginęła w mniej niż pół godziny, a ten kretyn zabiłby za to mnie. 

-Och jak miło, że pomagasz mi bezinteresownie- warknęła sarkastycznie. 

Była poirytowana i chciała się z kimś pokłócić. Już miała mu coś wytknąć, gdy otworzyła zaspane oczy z powrotem w pokoju gościnnym domu swojego brata. Nie obudziła się sama. Obudził ją ktoś potrząsając jej ramieniem. Ktoś, kto siedział na łóżku obok niej. 

-Alex?- wyjęczała zaspana. 

-Przepraszam. Musiałem z tobą pogadać, miałem wyrzuty sumienia...

-Nic nie szkodzi- podniosła się i przytuliła brata- dziękuję, że mnie obudziłeś. A na to... Coś poradzimy. Wyciągniemy mamę z tego bagna razem. 

-Tak. Przepraszam, że tego nie widziałem. Idź znowu spać, ja też już idę. 

-Nie, nie kładę się znowu. Pójdę na spacer to mi dobrze zrobi. I jakbyś mógł, jutro też mnie obudzić jakoś tak w  środku nocy, byłabym ci wdzięczna- uśmiechnęła się lekko do skołowanego brata. Wstała z łóżka i zaczęła się ubierać. 

-Co? Ale czemu? Gdzie ty chcesz iść o drugiej w nocy?

-Nie ważne. Idź do Ivonne, to wspaniała dziewczyna. Ja przewietrzę się i wrócę.

Wyszła przed dom i opuściła małe podwórko. Jej brat mieszkał w mniej ruchliwej części miasta, w małym dwupiętrowym szeregowcu, w pobliżu parku. To właśnie tam chciała się udać. Nie mogła się oddalać z racji tego, że nie znała miasta i bardzo prawdopodobne było zgubienie się w mieście. 

Park był po drugiej stronie ulicy. Mijała drzewa, ławki i kolejne rozwidlenia ścieżki którą szła. Nie minęła ani jednej osoby. Co jakiś czas słyszała jak samochód przejeżdża obok parku, ale nic więcej. Cieszyła się tą samotnością i delikatnym wiatrem owiewającym jej twarz. 

W pewnym momencie przyjemny chłód zrobił się dużo bardziej dokuczliwy i zimniejszy. Wiatr zawiał jakby mocniej, a kątem oka dostrzegła cień znikający za drzewem. 

Znowu się zaczęło- pomyślała wściekła. 

~*~


PrzeklętaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora