^33^

2.5K 136 8
                                    

_Ruth_

Od naszej kłótni, nieporozumienia minął tydzień. Przez ten czas spędzałam z Isaac'iem całe dnie i noce. Oczywiście razem z nami był Matt, a wraz z nim Melody i reszta rodzeństwa Isaaca. Blondyn od rana siedzi w gabinecie i załatwia sprawy związane z watahą. Musi się przygotować do roli przywódcy, tak twierdzi jego ojciec. No cóż, zdanie alfy. Wzięłam obiad z kuchni i uśmiechając się do mijających mnie wilkołaków, ruszyłam powoli do ukochanego, aby go nakarmić. Nie pozwolę, aby mi się zagłodził. Kiedy stanęłam przed drzwiami gabinetu alfy, zdałam sobie sprawę, że nie będę potrafiła otworzyć drzwi, nie wylewając niczego. No bo jak? Jestem człowiekiem, nie wilkołakiem, a trzymam tacę, na której jest duży talerz pełen ziemniaków, sosu i trzy kawałki dużego mięsa. Obok talerza są dwie szklanki i sztućce. Nie wiedziałam, co Isaac by chciał do picia, więc do jednej szklanki wlałam zwykłą wodę, a do drugiej mleko. Westchnęłam. Mleko to chyba sama wypiję... Rozejrzałam się. Głupi ma chyba zawsze szczęście! W moją stronę szedł Jack. Uśmiechnęłam się do  niego szeroko, zrobiłam słodkie oczka i wskazałam głową na tacę trzymaną w rękach i drzwi. Mężczyzna raczej to zrozumiał, ponieważ pokiwał głową i uśmiechnął się.

- Isaac nie przyszedł na obiad? - zapytał, stając obok mnie.

- Nie. Zajmuje się sprawami watahy. Wiesz, jego ojciec chce przygotować Isaaca do roli przywódcy. Z gabinetu od dwóch dni wychodzi późnym wieczorem,. - odpowiedziałam. Jack otworzył drzwi i z uśmiechem poszedł w swoją stronę. Uśmiechnęłam się delikatnie i popchnęłam drzwi ramieniem. Wchodząc do środka, zaczęłam mówić:

- Kochanie, przyniosłam ci o... - zamarłam. W jednej sekundzie moje serce się zatrzymało, po czym wybiło swój rytm dwa razy szybciej, łamiąc się na kruche kawałeczki. Jak szkło. Taca wypadła mi z rąk i uderzyła na podłogę, przez co talerz i szklanki się potrzaskały. Oczy miałam pełne łez, widząc ukochanego w objęciach innej. Isaac odepchnął wysoką blondynkę i spojrzał na mnie ze złością w oczach. Po chwili złość zamieniła się w ból i strach. Spojrzałam na kobietę. Wysoka, włosy długie i piękne do łopatek, pełne i duże usta, obfity biust. Typ Isaaca... Uśmiechnęła się do mnie wrednie. 

- Skarbie... - spojrzałam na mężczyznę. Zaczął powoli do mnie podchodzić. Czułam się jak ofiara, do której zwierze podchodzi powoli, aby jej nie spłoszyć, żeby na końcu wbić swoje kły do jej gardła. Odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z pomieszczenia.

- Ruth! Skarbie! Poczekaj! - łzy lały się po moich policzkach. Biegłam i potrącałam osoby, które obserwowały wszystko. Wbiegłam do pierwszego, lepszego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Zamknęłam je na klucz, po czym oparłam głowę o drewno. Odczekałam chwilę i cofnęłam się o krok do tyłu. 

- Ruth! Otwórz te drzwi i porozmawiaj ze mną! - krzyczał z żalem w głosie Isaac. 

- Co, Isaac cię już nie chce? A może boisz się wysłuchać prawdy, którą chce ci powiedzieć? - usłyszałam damski głos zza pleców. Odwróciłam się szybko i spojrzałam prosto w oczy blondynce, która całowała mojego mate. W pomieszczeniu oprócz nas dwóch, znajdował się jeszcze Oscar, młodszy brat Isaac'a. Musi to być pewnie jego pokój. Tylko co ona tutaj robi?! Jakim cudem znalazła się tutaj przede mną?! Spojrzałam na młodego.

- Co ty gadasz głupia pindo? - zapytał Oscar. Zrobiłam wielkie oczy, słysząc jego słowa. On ma dopiero trzynaście lat!

- Oscar! Jak ty mówisz?! 

- No co? Wkurza mnie i mówię prawdę! Jest głupia! - powiedział głośno, po czym usiadł na łóżku. Blondynka podeszła do mnie powoli. Usłyszałam ciche warczenie od strony łóżka. Nie zwracałam uwagi na Isaac'a, który cały czas dobijał się do drzwi. 

Nie musisz się mnie bać  |Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz