36. Afera Koperkowa

1.6K 251 346
                                    

Adam miał ochotę się roześmiać i wyszczerzył się na chwilę, ale jego humor szybko zniknął, gdy zauważył powagę na twarzy rozmówcy. Adrian nauczycielem? Czy nie chciał on czasem uniknąć tej pracy ze względu na stres i przykre wspomnienia? Po cholerę się porwał na taką głupotę?

   — Żartujesz sobie?
   — Nie.
   — Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?
   Adrian nie wiedział, jak się zachować, ale nie chciał go okłamywać. Mimo że robił wszystko w dobrej intencji, nadal czuł, że coś poszło nie tak i Adam będzie na niego zły.
   — To dlatego byłeś taki oschły na korytarzu? Bo nie chciałeś, żeby ktoś cię podejrzewał o spoufalanie się z uczniem pierwszego dnia?
   — Tak — odparł starszy bez wahania. — Zresztą nic nie było pewne. Nie wiedziałem też tak od razu, że będę za panią Koper, ale akurat się zwolniło miejsce — wymamrotał, co uspokoiło Przybysza. Niestety tylko na chwilę. — I ta Natalia jakoś się za mnie wcisnęła dosłownie w kilka minut, o czym powiedział mi Robert, więc musiałem coś z tym zrobić, bo chamsko mnie wygryzła. Nie chciałem też, żebyś pomyślał, że staram się o tę pracę tylko po to, byś przeszedł u mnie do drugiej klasy bez problemu. Chciałem ci tylko pomóc.
   — Przecież już mi pomagasz. — Młodszy zdał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie szatyn mu nie ufał i miał go za takiego, który zleje naukę ze względu na nowe znajomości w gronie pedagogicznym. — Nie chciałem niczego więcej, jestem uczciwy i nawet gdybym wiedział, że będziesz nauczycielem, nie przestałbym kuć na matmę.
   — Adaś, wiem, nie o to mi chodziło.
   — To niby o co? A wiesz, co będzie, jak któryś nauczyciel nas kiedyś zobaczy na mieście i domyśli się, że się przyjaźnimy? — Zdenerwowanie Adama początkowo było bezpodstawne, ale ów argument pojawił się w jego głowie w idealnym momencie. Teraz był pewien, że dobrze zrobił, podnosząc nieco głos.
   — Wiem, ale poradzimy sobie... Chciałem się tylko upewnić, że dowiesz się, kiedy sam będę pewien na sto procent. — Przybyło wiedział, że niezależnie od argumentów nie załagodzi sytuacji. — W innym wypadku mógłbyś się nie skupiać na naszych lekcjach.
   — Przepraszam bardzo, co to ma do rzeczy? Bo chyba nie rozumiem. — Adam tylko utwierdzał się w swoich podejrzeniach, natomiast korepetytor nieświadomie pogrążał się jeszcze bardziej. — Nieważne, kim jesteś, zgodziłeś się mnie uczyć, dziękuję, ale powtarzam, świadomość, że miałbym znajomego nauczyciela, niczego by nie zmieniła w moim podejściu, nie jestem taki.
   — Wiem! — krzyknął Adrian, nie potrafiąc już nad sobą zapanować, przez co Aleyna ocknęła się ze snu i z zaciekawieniem spojrzała na właściciela. — Wiem o tym, nie chciałem, by to źle zabrzmiało. Poza tym korki z tobą były też dobrym przygotowaniem się do pracy, mogłem poćwiczyć. Nic nie powiedziałem, bo nie chciałem, byś czuł się za to odpowiedzialny.
   — Więc mnie tak trochę wykorzystałeś? Bo byłeś bardzo chętny do tych korków od samego początku. Już wtedy wiedziałeś, że możesz uczyć w mojej szkole, co nie?
   Adrianowi wręcz zabrakło słów. Nie mógł uwierzyć, że Przybysz wpadł na taki pomysł, przecież niczego nie udawał. Po prostu nie mówił mu całej prawdy. Chciał go tylko ochronić przed stresem. A gdyby coś nie wypaliło z tą pracą? Gdyby Adam zaczął się o coś obwiniać? Narobiłby sobie niepotrzebnie nadziei? Nieszczęście pani Koper było, o Boże, słodka ironio, jedyną szansą na przyjęcie Adriana na zastępstwo, bo bez tego albo Robert dalej by się męczył w błaganiu dyrektora o jakieś miejsce, albo Adrian wylądowałby z całkowicie inną klasą i pojawiałby się w szkole okazjonalnie, kiedy jakiś inny nauczyciel matematyki miał chwilową nieobecność.
   — Nigdy bym cię nie wykorzystał.
   — A to dziwne, bo właśnie tak się teraz czuję.

   Zdenerwowanie Adama początkowo wynikało z tego, że po prostu się martwił. Wiedział już, jak bardzo poprzednia szkoła wpłynęła na Adriana i bał się, że tutaj stanie się tak samo. Nie chciał, by się stresował, nawet jeśli oznaczało to dużo lepsze lekcje matematyki. Mogły przynieść szatynowi sporo kłopotów, a sama ich relacja wyglądałaby podejrzanie i istniało za duże ryzyko, że informacja ta dotrze do dyrekcji w ekspresowym tempie. Dopiero pod koniec ich rozmowy młodszemu przyszła do głowy tak absurdalna myśl o wykorzystaniu go, ale nie miał sił nawet na zrozumienie własnych słów, dlatego po prostu wstał i zabrał plecak, ignorując przerażoną kotkę, która drgnęła, kiedy ten przeszedł obok niej, po czym bez zbędnego pożegnania wyszedł i ruszył w kierunku przystanku autobusowego. Nie patrzył dokładnie przed siebie, przez co raz omal nie wpadł w jakąś dziewczynkę z podstawówki, a jeszcze chwila i by skończył pod kołami samochodu.
   Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że nie tylko on został skrzywdzony, ale sam zadał cios Adrianowi, przez który obaj mogli ucierpieć. Nie myślał trzeźwo i dopiero podczas czekania na autobus zrozumiał, jak idiotycznie się zachował, dalej czując w sobie trochę złości.

✔️ "A" do kwadratu | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz