22. Lekcja druga

2K 284 347
                                    

Czasem syndrom poniedziałku pojawia się już w sobotę, przez co wiele osób nie może się skupić na odpoczynku. Z Adamem było podobnie, a mimo to po stresującej niedzieli czuł się dużo pewniej, wiedząc, iż wieczór miał przynieść ze sobą kolejną lekcję matematyki — na szczęście nie z panią Koper, chociaż ona również pojawiła się tamtego dnia w szkole. Różnica polegała na tym, że jej zajęcia po prostu odstraszały, natomiast Przybyło wręcz zachęcał swoją emanującą radością do nauki.
   Korepetycje miały być spokojne i bez stresu... przynajmniej do czasu.

   — Widzę go, widzę go, tam —
jęknął Adam, rzucając ścierkę w stronę Adriana. Ten złapał ją sprawnie i powoli zbliżył się do ściany, pod którą spała Aleyna. Nie chciał jej wystraszyć, ale gdyby postanowił ją najpierw przenieść do przedpokoju, gigantyczny stwór podobny do wielkiego komara mógłby zdążyć uciec, a Przybyło nie zamierzał ponownie go szukać. Wiedział, że takie stworzenia nie gryzły i były naprawdę niegroźne (i bardziej niezdarne od Adama), jednak akurat ten uwziął się na włosy osiemnastolatka oraz, z niewyjaśnionego powodu, na twarz szatyna. Nie znosił insektów, owadów i wszelkiego robactwa bardziej niż licealista, który podobno się ich nie bał, chociaż tamtego wieczoru wyglądał na solidnie przerażonego.

   — Wybacz, kiciu —
powiedział Adrian, zerkając przepraszająco na Aleynę, a następnie energicznie zamachnął się ręką, dzięki czemu ścierka trafiła w pseudo-komara, który opadł bezwiednie na podłogę. Wystraszona nagłym hukiem kotka poderwała się z posłania, lecz nie uciekła, mimo że patrzyła na swojego właściciela z przerażeniem i była gotowa w każdej chwili zwiać albo do Adama, albo do innego pokoju. Na szczęście szatyn kucnął oraz uspokoił ją delikatnym głaskaniem, jakby zapominając, po co tak naprawdę znalazł się przy tej ścianie, o czym musiał mu przypomnieć nastolatek.
   — Wziąłeś go? — zapytał, zerkając krzywo na podłogę. — Gdzie on jest?
   Mężczyzna już miał zgarnąć owada, jednak po oderwaniu się od kotki spostrzegł, iż stworzenie zniknęło. Jakimś cudem to przegapił.
   — Nie wiem — odparł zdziwiony, podnosząc się z kucków i przeleciał wzrokiem cały kąt przy kanapie.
   — Czy ona go zeżarła? — Licealista popatrzył na Aleynę, przez co korepetytor zaśmiał się szczerze.
   — Raczej bym zauważył.

   Doszli do wniosku, że nie było sensu szukać owada, który być może przeczołgał się gdzieś za kanapę i zaczynał powoli zdychać. Adrian przyznał, iż nie miał ochoty na przeczesywanie pomieszczenia — mogli to zrobić dopiero po skończeniu nauki, jakiej nie było już za wiele, chociaż została przerwana przez atak, jak to Adam określił, kosmatego potwora, który w rzeczywistości był koziułką warzywną.
   Tym razem czerwonowłosy przygotował się na tyle dobrze, aby zarówno jemu, jak i szatynowi było łatwiej znajdować odpowiednie zadania w zeszycie, a także dodatkowe przykłady w zbiorze. Pozaznaczał wszystko kolorowymi karteczkami i oddał kserówkę, jaką miał wypełnić. Gdyby Przybyło naprawdę chciał go ocenić, na pewno nie zdobyłby piątki, ale połowa równań została poprawnie rozwiązana, toteż chłopak mógł odetchnąć. Mimo wszystko bał się, że pod presją czasu znowu pominie ważne kroki w zapisie i po czterdziestu minutach skończy z pewną jedynką. Nie chciał się jednak do tego przyznawać — Adrian zrobił dla niego naprawdę wiele, chociaż były to dopiero dwa spotkania w sprawie nauki, toteż młodszy nie miał zamiaru zawodzić mężczyzny. Obaj odkryli, iż czas odgrywał sporą rolę, a trzy godziny liczenia były niczym w porównaniu do lekcji z panią Koper, gdzie Adam ledwo co nadążał za tym, co się dzieje i co zrobili zaraz po dzwonku.
   Mimo to musiał dać z siebie wszystko — nie tylko dla samego siebie, ale również dla Adriana.

   Udało im się przerobić kolejne dwa zadania, kiedy Adam kątem oka dostrzegł jakiś ruch na podłodze pod oknem. Jego serce ponownie oszalało ze strachu, natomiast szatyn wzdrygnął się na widok czołgającego się w stronę komody owada. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, osiemnastolatek porwał białą ścierkę w czerwoną kratę, którą zostawili na oparciu kanapy, po czym podbiegł do owada i z całej siły mu przyłożył, wypuszczając jednocześnie materiał z ręki.
   — Myślałem, że się nie boisz — powiedział korepetytor, patrząc na skrzywioną minę swojego ucznia.
   — To... — zaczął niepewnie chłopak. — To trochę skomplikowane — sapnął w końcu i podniósł ścierkę z podłogi, gdzie dostrzegł komara w dosłownej rozsypce. Kilka jego nóg odpadło, tak samo jak skrzydła, przez co Adam jęknął głośno. Adrian zamierzał zająć się wszystkim, jednak tamten był szybszy — wziął chusteczkę z pudełka na komodzie i z wielkim grymasem posprzątał po sobie, a następnie poszedł do kuchni, chcąc wyrzucić zawiniątko do kosza. Gdy szatyn był pewien, że nic nie mogło już im przeszkodzić, usłyszał wyraziste przekleństwo. Wstał z kanapy i poszedł za Przybyszem, który stał z rozpaczliwą miną, trzymając w jednej ręce chusteczkę, a drugą wskazując podłogę.
   — Wypadł — jęknął niczym urażone dziecko, co rozbawiło Adriana do tego stopnia, że aż musiał oprzeć się o ścianę. Nie chciał go w ten sposób obrazić, lecz wyglądał on tak zabawnie na tle całej sytuacji, że starszy nie umiał się powstrzymać przed atakiem śmiechu. Na szczęście dobry humor udzielił się również młodszemu, dlatego bez większego stresu podniósł owada i tym razem trafił do kosza bez problemu.
   — Błagam, zainwestuj w moskiterkę — zaproponował, kierując się do zlewu, aby umyć na wszelki wypadek ręce. — Z nią życie będzie łatwiejsze. Możesz mi też kupić taką na urodziny, nie obrażę się.
   — Chyba tak zrobię.

✔️ "A" do kwadratu | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz