56. Kolizja uczuć

354 39 23
                                    

— I jak? — zapytała kobieta, trzymając mniejsze lustro z tyłu głowy Adama, aby mógł zobaczyć odbicie w tym większym przed sobą. — Bo dla mnie super.
   Przyglądał się kasztanowym włosom z ukłuciem w sercu. Rzeczywiście, kolor był świetny i naprawdę mu pasował, ale gdy miał pomyśleć o braku czerwonego przez co najmniej dwa lata, robiło mu się przykro.
   — Są piękne — odpowiedział po chwili, siląc się na uśmiech. Fryzjerka zauważyła smutek w jego spojrzeniu.
   — Trochę szkoda, co? — Odłożyła lusterko. — Taka zmiana dobrze zrobi włosom, odpoczną od farbowania. Odrosną dużo zdrowsze, zobaczysz.
   — Tak, wiem. Muszę się przyzwyczaić.

   Wracając, czuł się nieswojo nie tylko ze względu na kolor, ale samo ułożenie się włosów. Fryzjerka robiła to dobrze, lecz nie tak, jak Adam by chciał — zawsze układały się po umyciu same, on jedynie pilnował, by wyschły w miarę prosto, nie plącząc się. Teraz wyglądały zbyt idealnie niczym z okładki magazynu, a to go wkurzało. Nie mógł się doczekać powrotu do domu, aby je zmoczyć pod prysznicem i wysuszenia ich po swojemu.
   Miał wrażenie, jakby stracił część swojej tożsamości... jakby w duszy ktoś zrobił mu dziurę — wyrwał niby niewielki, lecz jakże istotny element.
   Był nikim. Był nudny. Nie to, żeby ludzie bez kolorowych fryzur byli nudni, ale on zawsze wyróżniał się chociażby tą czerwienią na głowie, ponieważ dalej uważał, iż nie miał niczego innego do zaoferowania.
   Boże, co za beznadzieja...
   A potem przypomniał sobie, dla kogo to zrobił, i jeśli Adrian zdecyduje się odejść, wyrwie sobie te włosy i zatka mu nimi usta.

☆☆☆

Nastał wtorek i Adam miał nadzieję, że jego siostra nie szykowała się do żadnych wyjść po szkole, a nawet gdyby, to nie mógł o niczym wiedzieć, skoro wciąż go unikała i nie raczyła nawet powiadomić mamy o żadnych planach na miniony weekend. Nie to, żeby musiała, lecz jej zmiana zachowania była zbyt gwałtowna, by miała ujść czyjejś uwadze.
   Świat walił mu się na głowę. Niby to nie jego kot zmarł, jednak ból Adriana przeszywał go na wskroś do tego stopnia, że nie mógł znieść myśli o rozpaczającym przyjacielu. Mimo to... gdyby tylko potrafił, zabrałby od niego całe cierpienie i przeniósł na siebie. Wolał wylać kolejne tego tygodnia morze łez, ale przynajmniej ze świadomością, iż jego ukochany poczuje się lżej. Poprzedniego dnia wydawał się w lepszym nastroju, chociaż wiadomo, że nie przyszedłby do szkoły w stroju pogrzebowym i z wymalowanym na twarzy bólem. Wyglądał normalnie. Pisali normalnie. Nawet trochę pożartowali.
   A jednak wiedział, że w środku wciąż cierpiał
   Patrzył w sufit, czując wszechogarniającą miłość, ściskającą go za serce, które pompowało nie tylko krew, ale jeszcze łzy, cisnące się do oczu. Powstrzymał je z trudem, wyjmując słuchawki z uszu, ponieważ piosenka U2 zbyt mocno bawiła się jego uczuciami. Nie mógł tego słuchać... nie w takim okresie swojego życia.
   Postanowił, że będzie się trzymał na dystans, ale wydarzenie z zeszłego tygodnia popchnęły go do wizyty u Adiego. Nie doszło między nimi do niczego poza całusami w czoło czy policzki, lecz im dłużej o tym myślał, tym bardziej biczował siebie samego. Obiecał. Cholera jasna, obiecał, że utrzymają dystans... A z drugiej strony miało to nastąpić dopiero, jeśli Adrian postanowi zostać w jego szkole, więc być może podświadomie korzystał z okazji, póki jeszcze kariera mężczyzny stała pod znakiem zapytania. Katarzyna pytała syna niemal codziennie o to, czy w końcu się zdecydował, a jemu głupio było wciąż mówić "nie", zwłaszcza teraz, gdy nauczyciel przeżywał śmierć ukochanej kotki.
   Życie było okropne. W jednej chwili cieszyłeś się ze zdanego sprawdzianu, by za chwilę ujebało ci nogi w wypadku. Co prawda Adam wciąż posiadał wszystkie kończyny, a także nie ucierpiał fizycznie, jednak na autostradzie jego serca faktycznie zdarzyła się kolizja. Zderzyły się ze sobą trzy pojazdy: miłość, cierpienie i strach, a pasażerem miłości, który ucierpiał najbardziej, było szczęście.
   Był zakochany i poszkodowany. Kiedy po szalonej akcji z Edmundem wszystko na chwilę wróciło do normalności, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ciężko mu będzie dotrzymać obietnicy o trzymaniu się na bezpieczną odległość... tylko że nie zamierzał rezygnować z postanowienia, mimo że tak szybko je złamał. Kryzys zawitał do niego zaledwie po kilku dniach, dlaczego miał mu się poddawać?
   Przekręcił się na prawy bok. Tak, kilka dni...
   To nic w obliczu dwóch lat. A jeśli ich uczucie zniknie? Umrze śmiercią naturalną?
  
   Leżał głową w drugą stronę, a stopy trzymał na poduszce. Pomyślał, że będzie musiał zmienić pościel.
   Patrzył bezmyślnie na książki na regale i zorientował się, iż nie posiadał biblii, a później doszedł do wniosku, że nie mają chyba w mieszkaniu żadnej. Jako dziecko myślał o niej jako nieodłącznym elemencie każdego domu, ponieważ pamiętał, że kiedyś wyjmowało się ją i kładło na stół w oczekiwaniu na księdza po kolędzie, a jego babcia przed kolacją wigilijną zawsze czytała ten sam fragment o zwiastowaniu Marii.
   I wtedy przyszło mu do głowy, że w zasadzie nie obchodziło go, co się stało z tą biblią, którą kiedyś mieli, tak samo jak Boga nie obchodziło nieszczęście Adama.
   Ludzie wmawiali innym, że Bóg nie kocha osób homoseksualnych. Czy w takim razie kochał osoby biseksualne? Albo jeszcze inne? Jeśli nie, Adamowi nie robiło to w sumie różnicy.
   On też nie kochał Boga.

✔️ "A" do kwadratu | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz