P. III - AMFITEATR W PARKU

114 10 3
                                    

To jak zwykle Mia, narzeczona Shiro, przyszła do nich, obwieszczając złą nowinę, że czas im się skończył i że na dzisiaj wystarczy. Przypomniała im też, że przecież i tak wszyscy zostają na noc, bo w telewizji leciał maraton horrorów, na który wszyscy tak czekali i gdy zaczęli jęczeć, że może zagrają chociaż jeszcze jedną piosenkę, wypomniała im, że to przecież nie ona zarządza czasem i że to oni prosili ją o bycie chodzącym budzikiem. Gdy na to nie znaleźli żadnej logicznej odpowiedzi, uznali, że się wycofają i odłożyli wszelkie sprzęty, które trzymali w dłoniach, już od progu przekomarzając się, kto zajmie które miejsce.

Szturmem ruszyli by zająć salon, w którym Mia, jak przystało na idealną narzeczoną wychwalaną pod niebiosa przez Shiro, rozłożyła im już kanapę, zastawiła stół miskami z chipsami i sałatkami, a obok masą niezdrowego picia w butelkach i kilka dzbanków z domowej roboty kompotami czy herbatą. Na końcu zgrai jak zwykle szedł Keith, ale chłopak po prostu wolał iść ostatni. Na spokojnie odłączył gitarę i odstawił ją na stojak, kończąc nagrywanie i odpinając komputer od całej kosmicznej stacji, jaką sobie zorganizował żeby tylko mieć pewność, że na nagraniu znajdzie się każdy, chociaż najmniejszy dźwięk. Wziął laptopa pod pachę i pamiętając o zgaszeniu światła, opuścił garaż. Czarnowłosy miał lekki problem ze skupieniem się na filmie. Raz, że nigdy za bardzo za horrorami nie przepadał i oglądał je tylko dlatego, że w ich paczce działała demokracja, a on po prostu uwielbiał spędzać czas z przyjaciółmi. Dwa, że co rusz rzucał ukradkowe spojrzenie na leżącego na kuchennej wyspie z tyłu laptopa, na którym mógłby popracować w spokoju. No i trzy, co najgorsze, wciąż nie potrafił zapomnieć o chłopaku z kawiarni, choć zupełnie nie rozumiał dlaczego. W czasie próby udało mu się skupić na muzyce, ale teraz, gdy jego myśli krążyły wolno po wszystkich tematach, wrócił do rozmyślań, o których nie sądził, że w ogóle będą zaprzątać jego głowę.

Mia zwinęła się jako pierwsza, sprawdzając godzinę w telefonie. Z góry też powiedziała im wszystkim, że nie muszą ściszać telewizora, który huczał tak, że słychać go było spokojnie w całym domu, bo zainwestowała w zatyczki do uszu, na co wszyscy niby zareagowali radosnym okrzykiem, ale i tak zmniejszyli głośność. Dziewczyna pocałowała na odchodne narzeczonego i życząc wszystkim strasznej nocy zniknęła w odmętach schodów prowadzących na piętro. Taki, jak na ucznia przystało, potrafił zasnąć w każdej pozycji i w każdych warunkach, więc jedynie głośno ryczący telewizor zagłuszał jego ciche pochrapywanie. Pidge natomiast, posiadała niezwykły talent delikatnego rysowania, więc wystarczyła jej minuta i dorwanie się do pierwszych lepszych mazaków by narysować Takiemu okulary, wąsy i brodę, bez obudzenia go, co Shiro skomentował tylko znaczącym opuszczeniem ramion. Niemniej atmosfera była perfekcyjna i wszyscy doskonale to czuli.

Pidge wystarczyło kilka dni by przekonać wszystkich, że powinni wystąpić w parku. Jej wiadomość, wysłana w trakcie lekcji, nikogo nie zaskoczyła. Nie pierwszy i nie ostatni raz dziewczyna bardziej bujała w obłokach niż słuchała nauczyciela próbującego przygotować ją do matury. Sam pomysł spotkał się jednak ze sporym oburzeniem. Nigdy wcześniej nie grali publicznie. Ba, nawet nie załapali się na przegląd i ich grudniowy występ miał być pierwszym poważniejszym, mimo że grali ze sobą już ładnych kilka lat. Pidge próbowała bronić swojego pomysłu, że przecież taka zajawka im się przyda żeby nie skamienieli ze stresu na scenie. Rzuciła też parę innych logicznych argumentów i wkrótce wszyscy po kolei stawali się pomysłowi coraz przychylniejsi. Wstępnie umówili się na piątkowy wieczór w pobliskim parku. Umawianie się na konkretną godzinę tak wcześnie nie miało najmniejszego sensu, bo wszystko zależało od tego, jak późno Shiro i Mia skończą pracę żeby móc wykorzystać ich auto do transportu bębnów i elektronicznego pianina. Pidge i od razu zaproponowała, że pomoże, jednak narzeczeni stwierdzili, że raczej nie będzie takiej potrzeby. Uwagę Keitha zwrócił natomiast fakt, że Taki nijak nie zainteresował się własnym sprzętem ani dostarczeniem go na miejsce ich pierwszego koncertu, co pozostawiło po sobie lekki niesmak.

VOLTRON - LEGENDARY BANDWhere stories live. Discover now