Chapter IX

559 43 8
                                    


Dwa dni później Laura postanowiła wpaść na komisariat wcześniej by uporządkować wszystkie dotychczasowe sprawy i zająć się dokumentacją.

Kiedy przybyła na miejsce była dziewiąta rano ósmego listopada, dwa tysiące trzydziestego ósmego.
Nie dane było jej jednak skupić się na pracy, bo ledwie usiadła podszedł do niej Brett Norton.

- Możemy porozmawiać?- spytał.

- Gavina po drodze zgubiłeś.- odburknęła kobieta, nie odrywając wzroku od komputera.

- Laura proszę, daj mi chwilkę.- policjant wydawał się nad wyraz przejęty więc zielonooka wstała z krzesła.

- O co chodzi?- powiedziała.

- Chciałem... chciałem cię przeprosić. Za wszystko. Odkąd przyjęli cię do policji chciałem ci dorównać. Nie docierało do mnie, że jesteś i będziesz ode mnie lepsza. Zacząłem kozaczyć z Gavinem i przegięliśmy. To znaczy ja przegiąłem. Przepraszam...- słowa rozmówcy nieco poruszyły brunetkę.

Znała Bretta Nortona jeszcze z czasów licealnych. Potem ich drogi się rozeszły, gdy Laura poszła do akademii policyjnej. Ponownie spotkali się dopiero kiedy drugi rok pracowała w DPD.

- Brett...- rzekła- Miło, że zauważyłeś swoje błędy ale nie wiem czy cokolwiek to między nami zmienia. Wciąż cię nie lubię.-

Mężczyzna posłał jej smutne spojrzenie, westchnął głęboko i dodał jeszcze trochę od siebie.

- Może kiedyś mi wybaczysz. W końcu wiesz, że mi na tobie zależy.- stwierdził, odchodząc.

- Zależy...- pomyślała- Niezła bujda. Od liceum chcesz mi się wpakować do majtek.-

Wtedy młodsza detektyw wróciła do pracy. Udało jej się skończyć wszystko o godzinie dwunastej, więc z ciekawości weszła na stronę z wiadomościami.
Oprócz informacji o zdarzeniach
w klubie Eden, wyświetliła jej się informacja, o niedawnej, drugiej rocznicy wielkiego pożaru kamienicy,
w którym brała udział.

Kobieta westchnęła ciężko i schowała twarz w dłoniach.
Nie chciała tego pamiętać ale przebłyski z tamtego dnia wciąż ją nawiedzały.

Było to szóstego listopada dwa tysiące trzydziestego szóstego.

Jej matka smacznie spała, podczas gdy Laura się uczyła.
O dwudziestej pierwszej trzydzieści do nozdrzy młodszej detektyw dotarł swąd dymu.

Kiedy otworzyła drzwi od pokoju, zauważyła masę ognia i dymu.
Zamknęła drzwi i podłożyła pod nie zwiniętą w rulon bluzę aby niebezpieczeństwo się do niej nie dostało.
Potem położyła się na podłodze
i zadzwoniła po straż.

W międzyczasie zaczęła nawoływać matkę.
Dopiero, gdy do niej zadzwoniła, czerwonowłosa powiedziała jej, że chwile wcześniej wyszła do całodobowego na szybkie zakupy.

Jade Humpries znajdowała się wiec przed budynkiem razem z jupiterami służb ratunkowych.

Te wkrótce, za pomocą megafonu, poinformowały ją, że został przygotowany materac i będzie musiała wyjść oknem.

Kobieta tak też zrobiła ale, gdy znalazła się na zewnątrz całe piętro eksplodowało.

Laura do dziś pamiętała ten ból kiedy szyba rozcięła jej rękę do żywego mięsa.
Pamiętała jak upadła na materac, słysząc trzask własnych, łamiących się kości.
Pamiętała to jakby to było wczoraj.

- Dzień dobry pani detektyw.- do rzeczywistości przywrócił ją znajomy głos.

- Con?- brunetka posłała androidowi zdumione spojrzenie- A co ty tu robisz?-

Y.E.A.R.  Z.E.R.O |dbh ff|Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu