Chapter VIII

469 47 8
                                    


Jakiś czas później cała grupa wylądowała w pobliskim parku.

Hank skorzystał z okazji, kupił alkohol i usiadł na ławce.

Laura wiedziała, dlaczego wybrał to miejsce. Kiedyś przychodził tu z małym Colem.

Serce kobiety krajało się na to wspomnienie.
Zdecydowała się jednak skonfrontować porucznika z tym, co znalazła w jego domu.
Kazała Connorowi zostać aucie
i podeszła do mężczyzny.

Wyciągnęła rewolwer z saszetki, jaką nosiła na biodrze i pokazała go policjantowi.

- Obiecałeś...- powiedziała oskarżycielsko- Obiecałeś, że tego nie zrobisz...- brunetka ściszyła głos do szeptu, czując łzy napływające jej do oczu.

- Wiem młoda, ale musisz zrozumieć... czas nie leczy ran. Nie takich. Jeśli jest mi pisane to zrobić to, to zrobię...- wypowiedź Andersona została przerwana, gdy Laura rzuciła bronią o ławkę.

Przedmiot wydał z siebie bliżej niekreślone brzdęknięcie i wylądował na śniegu.

Wtedy podszedł do nich RK800. Zapewne zaniepokoiła go ta sytuacja.

Czarnowłosa opatuliła się ciaśniej marynarką, którą dostała od androida
i odwróciła się plecami do towarzyszy.

Wpatrywała się w rzekę, której nurt raz po raz porywał malutkie gałązki.
Tym razem kobieta nie powstrzymywała łez.
Nie miała już na to siły, ani fizycznej ani psychicznej.
Jej konflikt z matką, sprawa defektów, myśli samobójcze Hanka... to wszystko ją przytłoczyło.

- Niezły widok, co?- zagaił porucznik do szatyna- Często tu przychodziłem, zanim...- Anderson zamilkł i upił łyk
z butelki.

- Zanim, co?- spytał RK800.

- Hmm?- mruknął jego rozmówca, po czym znów napił się alkoholu.

- Powiedział pan „ Często tu przychodziłem, zanim...". Zanim, co?- po tej kwestii Connora, zielonooka spodziewała się, że porucznik zareaguje agresywnie, ale nie usłyszała podniesionego tonu.

- Zanim nic...- padła odpowiedź.

- Mogę zadać panu osobiste pytanie?- słysząc to, czarnowłosa zaczęła się zastanawiać, po co androidowi wiedza na temat zarówno jej jak i policjanta.

Przecież to była tylko maszyna...
Nie wiedząc czemu, młodsza detektyw źle się czuła myśląc o Connorze jak
o maszynie.

Przecież on pomógł jej uratować Hanka.
Osłonił ją, gdy jej matka się na nią rzuciła. Nie zabił żadnego defekta,
z jakim do tej pory miał styczność, chociaż mógł.
Nawet swoją marynarkę jej oddał.

- Wszystkie androidy zadają tyle osobistych pytań czy tylko ty?
Co, Connor?- zielonooka ucieszyła się, dostrzegając kątem oka, że policjant odkłada butelkę.

- Chociaż tyle.- pomyślała.

- Widziałem zdjęcie dziecka na stole
w kuchni... To był pański syn, prawda?- słysząc te słowa z ust szatyna, kobieta odwróciła się.

- Con!- syknęła wściekle- Prosiłam cię przecież!-

- W porządku młoda.- stwierdził Anderson- Znając życie zaraz tobie też zada takie „ osobiste pytanie".-

Następnie mężczyzna westchnął ciężko i odpowiedział RK800.

- Tak, to był mój syn. Miał na imię Cole.- policjant ponownie złapał za butelke z napojem procentowym
i pociągnął z niego dość dużego łyka.

Y.E.A.R.  Z.E.R.O |dbh ff|Where stories live. Discover now