Epilog

9.3K 541 261
                                    

Patrząc na wydarzenia z trzech miesięcy, zdecydowanie można było zauważyć swoje błędne decyzje. W szczególności, kiedy te błędy wypomina wam siedemdziesięciotrzyletnia babcia Livia. Słysząc już wszystkie wyzwiska w swoją stronę od kochanej buni, postanowiłem coś zrobić. Dlatego już trzecią godzinę stałem w korku, uwięziony między innymi samochodami.

Co prawda mogłem wybrać inny środek transportu, ale tylko ten wydawał się najbardziej odpowiedni, bo w razie czego mogłem jak najszybciej się ulotnić. Zgadza się nie jestem taki odważny.

- Trąbienie nic ci nie da. - usłyszałem głos Lucy. - Matt! Głuchy jesteś?

- Zaraz ty będziesz głucha, kiedy się rozłączę. - ścisnąłem mocniej kierownice i po raz kolejny przycisnąłem klakson. - Jak dobrze pamiętam, to ty wszystko zepsułaś.

- Przecież cię przepraszałam, wiem, że głupio zrobiłam, ale chciałam się trochę powygłupiać. - w jej głosie może i można było usłyszeć skruchę, ale ją znałem nie od dziś i wiedziałem, że tego nie traktuje na poważnie. - A masz chociaż jakiś plan?

- Nie.

- A wiesz co masz jej powiedzieć?

- Nie. - wyznałem szczerze, jednak wiedziałem, że chce jej powiedzieć, że ją kocham.

Bez żadnego uprzedzenia rozłączyłem się, nie chcąc słuchać jej głupich pomysłów i teorii.

Kiedy tylko myślałem nad dniem w którym przyszła Sophie, miałem ochotę się mocno spoliczkować, jak i zamordować. Mogłem ją zatrzymać i wytłumaczyć wszystko, ale jak zwykle nic takiego nie zrobiłem, a obecność chyba już byłej przyjaciółki, doszczętnie wszystko zepsuła. Jednak do niczego wtedy nie doszło i nigdy nie mogłoby dojść. Nawet nie mógłbym sobie tego wyobrazić.

Niestety faktu dokonanego, nie mogłem zmienić. Owszem mogłem wyprosić Lucy, kiedy zauważyłam jej obecność w budynku, jednak ta chciała porozmawiać. Dlatego zaprosiłem ją do apartamentu, ta rozsiadła się wygodnie i powiedziała, że zamówiła jedzenie, nie pytałem jednak co to było, bo myślami nadal byłem w parku. Jak wiadomo ogrzewanie działało, więc było gorąco i musiałem zdjąć marynarkę. Na to prawie natychmiast zagregowania Lucy i zadeklarowała się, że jest jej zimno, dlatego też założyła moje okrycie. Później rozmawialiśmy, znaczy ona mówiła o sobie i właśnie wtedy usłyszałem pukanie do drzwi, nigdy nie przepuszczałbym, że będzie tam stała, Sophie. Gdybym tylko wiedział, jednak nic nie mogłem zrobić.

Spojrzałam na kokpit na którym był ekran, który pokazywał godzinę. Zostały dwie godziny do uroczystości zaślubin Weasel'a, a stałem w ogromnym korku, żeby wyjechać z ulicy, gdzie mieszkała Sophie. Mogłem się dowiedzieć od przyjaciela, czy nadal mieszka tam gdzie mieszkała. Niestety dowiedziałem się, że tak nie jest od starszej byłej sąsiadki, która za nią zbytnio nie przepadała. Cenne minuty straciłem, kiedy wredna sąsiadka mówiła, co nie podobało się jej w Sophie.

Siedziałem w ciszy, bo w radiu leciały same wesołe utwory, które w ogóle do mojego nastroju nie pasowały. Jak mogłem słuchać "Happy" Pharrell'a Williams'a, kiedy mogłem nie zostać wysłuchany. Dlatego też, zostało mi siedzenie w ciszy i co parę minut słuchanie wściekłego trąbienia kierowców. Stojąc w miejscu od dziesięciu minut, postanowiłem wybrać numer do Olivier'a, żeby dowiedzieć się jak miewa się sytuacja.

- Gdzie ty jesteś? - zabrzmiał poirytowany głos mojego przyjaciela. - Miałeś przyjechać przed ceremonią!

- Nie moja wina, że jest korek i nikt mi nie powiedział, że zamieszkała u rodziców! - miałem ochotę skakać że szczęścia, kiedy o dwa metry poruszył się korek. - Co z nią?

(Nie) Powiem TakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz