Czternaście

13.4K 601 87
                                    

Nerwowo stukałam palcem dłoni o blat kuchenny, słuchając rozmowy z moją mamą przez telefon i płaczu Ronnie do której nie chciała podejść Racia.

- Jak to nie możesz? - mój głos był wypełniony desperacją.

- Przykro mi, kochanie ale dostałam pilny telefon. Tata też nie może, bo jedzie z Jack'iem wybrać pierścionek dla Loli. Musi ktoś inny się nią zająć. Może Weasel?

- Nie, jadą z Irene załatwić formalności z salą czy coś. - tą samą dłoń przyłożyłam sobie do skroni.

- A Alex?

- Nie wiem, zadzwonię do niej.

- Jak nie będzie mogła, to musi z tobą pójść do pracy.

- Próbuje to wziąć pod uwagę, jako ostatnią możliwość.

- Muszę kończyć, do usłyszenia kochanie.

Mruknęłam ciche pożegnanie i się rozłączyłam. Płacz sześciolatki nie ustawał, a mi powoli zaczęła pękać głową.

- Ronnie? Jeśli przestaniesz płakać to jak wrócę pozwolę obejrzeć razem ze mną i ciocią Alex "Sherlock'a". - Jak na komendę czarnowłosa przestała płakać.

Przyznaję nie jestem dosyć odpowiedzialną matką, ale to było jedyne rozwiązanie. Już tak od roku, zawsze kiedy oglądałam z Alex Sherlock'a czy inne seriale, Ronnie zawsze próbowała zrobić coś żeby również obejrzeć to co my.

Lekko się do niej uśmiechnęłam i zawołałam Racie, która od razu przyszła do małej, ja między czasie wybrałam numer telefonu do Alex.

- Sophie? Coś się stało? - odezwał się lekko zaspany głos rudowłosej, nie dziwiłam się tym bo było w pół do piątej.

- Nie, to znaczy tak trochę. - słysząc ciche westchnienie. - Możesz zająć się małą?

- Jasne, a kiedy?

- Teraz. - powiedziałam lekko się krzywiąc.

- W sensie, że już?

- Tak, dokładnie.

- Przykro mi Soph ale o ósmej mam rozprawę, a Olivier'a już nie ma. Mogę ją po czternastej odebrać, jak coś.

- A mogła byś?

- Jasne, jak się postaram to wcześniej mogę ją odebrać.

- Dziękuję, jesteś wielka. - podałam jej dokładny adres studia i szybko się pożegnałam.

Spojrzałam na Ronnie, która była wniebowzięta tym, że: a) wreszcie przyszła do niej Racia i b) w końcu obejrzy Sherlock'a. Wypiłam resztkę herbaty i usiadłam obok sześciolatki.

- Ron, ubieraj się jedziesz z mamą do pracy. - spojrzałam na zegar w kuchni, który wskazywał, że najpóźniej musimy wyjść za dziesięć minut.

- Tak! - krzyknęła uradowana i poszła do przedpokoju zakładać buty, ja w tym czasie zaczęłam głaskać Racie, która po raz kolejny weszła mi na kolana i nie pozwoliła żebym wstała. Kiedy mi się udało podnieść, od razu poszłam zakładać buty i płaszcz. W ostatniej chwili Ronnie wpadła w histerie, bo nie chciała zostawiać w domu psa, po prostu cała zapłakana położyła się na Raci i trzymała się jej kurczowo. Skapitulowania i zdesperowana uległam jej i takim sposobem we trójkę jechałyśmy taksówką do mojej pracy. Dwie szczęśliwe i jedna załamana tym, że zapewne nas nie wpuszczą. Jednak jak się okazało dużo się myliłam.

***

Jadąc taksówką do umówionego stylisty moje oczy same się zamykały, jednak moja córka doskonale się spisała, żebym w ogóle nie zasnęła. Wysiadłyśmy w umówionym miejscu i co zobaczyłam zmroziło mnie doszczętnie. Nie byłyśmy pod jakimś tam atelier dwóch najlepszych stylistów, o nie... byłyśmy pod sklepem obuwniczym i to nie byle jakim, a pod Saks Fifth Avenue, co znaczyło tylko jedno: ten sklep był za drogi jak na mnie, czyli ja najprawdopodobniej nie będę płacić. Mój entuzjazm zniknął, kiedy zobaczyłam kto jest w środku budynku i siedział sobie na jednej z puchowych puf.

(Nie) Powiem TakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz