Trzydzieści pięć

9.1K 539 122
                                    

Trzymając się kurczowo ściany, uporczywie próbowałam złapać równowagę, a ostatnio przychodziło mi to z trudem nawet na łaskich butach. Niestety albo stety dziś był dzień bankietu, więc byłam skazana na sukienkę i buty na obcasie. 

- Na pewno, nie chcesz zmienić butów? - zapytała lekko zaniepokojona Alex. 

- No co ty, świetnie się w nich czuje. - machnęłam lekceważąco ręką. - Po prostu muszę się przyzwyczaić.  

- Jasne, nie licz na to, że cię będę zbierać z podłogi. - wstała z łóżka i skierowała się do wyjścia z mojej sypialni. - Za chwilę ma być tu Clark, więc się zdecyduj z tymi butami. 

Spiorunowałam ją wzrokiem i puściłam się mojej wiernej podpórki, żeby pójść za swoją przyjaciółką i jej udowodnić, że mam zupełną rację. Jednak to nie był dobry pomysł, bo po dwóch krokach wywaliłam się na podłogę, bo obcasem zahaczyłam o brzeg długiej czarnej sukni, którą miałam zazwyczaj zakładać na imprezy, które organizowała Bianca dla całego zarządu. 

Na mój upadek Alex zareagowała śmiechem i zanim mi pomogła wstać, sama podniosłam się o własnych siłach. Może ten upadek był mi potrzebny, bo już bez problemu złapałam równowagę. Poprawiłam wpadające na moją twarz pasemka włosów i ruszyłam do salonu.

A tam prawie od razu się przewróciłam, prawie, bo wszedł do mieszkania Clark i mnie złapał o dziwo w odpowiednim momencie.

- Dzięki. - powiedziałam speszona i odsunęłam się na bezpieczną odległość od tego delikwenta. Co z tego, że coś się wydarzyło między nami parę dni temu, nie chciałam się jakoś szybko angażować w to "coś".

- Matt! - wykrzyknęła Ronnie, kiedy zobaczyła, że przyszedł jej towarzysz broni. Prawie natychmiast się do niego przytuliła.

- Sophie? - szturchnęła mnie rudowłosa, natychmiast na nią spojrzałam. Jednak ta jak gdyby nigdy nic podała mi średniej wielkości kopertówkę, którą otworzyłam i zauważyłam pokaźną ilość podpasek i tamponów. W tym jeden prawie mi wypadł.

Dlaczego mnie tak karacie?

Tak jak wspomniałam prawie wypadł, ale dzięki refleksowi przyjaciółki, tak się nie stało i tak oto moja godność, choć już po upadku ucierpiała, została uratowana. Rudowłosa nie dała o sobie nic poznać i po raz kolejny schowała delikwenta, który uciekł ze schronu. Posłałyśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęłyśmy się do siebie.

- To co idziemy? - zaproponował aktor, kiedy udało mu się uwolnić od sześciolatki. W sumie to nie jemu się udało, a Olivier'owi, który przekupił ją naleśnikami i popcornem.

Ja naprawę powinnam się zastanowić z kim i na jakich warunkach powierzam swoje dziecko.

- Ronnie. Pożegnaj się z mamą. - przykucnęłam i wystawiłam ręce, żeby przyjąć biegnącą w moim kierunku córkę. Jednak przez ten czas czułam na sobie palący wzrok Clark'a.

W końcu po długich i mocnych przytulasach sześciolatki, wyszliśmy z mieszkania. Kiedy poczułam przeszywające zimno, natychmiast pożałowałam swojej decyzji o wyjściu gdziekolwiek. Szatyn nie wyglądał na przejętego tą pogodą, ale coś go trapiło. Wsiedliśmy w ciszy i do samochodu aktora.

Naprawdę nie wiedziałam o co chodziło, ale ta cisza działała mi na nerwy. Była jednocześnie wkurzająca, jak i niepokojąca. Przecież nie będę rozmawiała o pogodzie, żeby przerwać tę katorgę.

- Beznadziejna ta pogoda. - odezwałam się przerywając nieprzyjemna ciszę. Spojrzałam w jego kierunku i zauważyłam, że poruszył się niespokojnie.

(Nie) Powiem TakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz