Rozdział siódmy: POMARAŃCZ

158 13 0
                                    

- Gdzie my do cholery jedziemy?- moje źrenice znacznie się rozszerzyły

- Zaraz zobaczysz- Katie uśmiechnęła się zalotnie

Nie uciekłem, nie wyskoczyłem z samochodu, nie zatrzymałem jej, siedziałem podniecony czekając co się wydarzy. Pytałem siebie w myślach dlaczego nie zrobiłem nic by ją powstrzymać, to tajemnica kazała połykać mi motyle, które lokowały się w moim brzuchu delikatnie łaskocząc moje ego.

Pierwszy raz się tak poczułem, emocjonalnie rozkołysany na huśtawce życia, krzyczałem w duchu

"do orbity Katie, do orbity"

***

- Niespodzianka!

- Co? Jak? Co się stało?- mamrotałem zdziwiony

- We wrześniu wyruszamy w trasę światową a to wszystko dzięki tobie stary- Rocky poklepał mnie po ramieniu

- Żartujesz?!- Aż podskoczyłem podekscytowany

- Nie! nowe kawałki, które napisałeś podbijają świat- Riker przybił mi piątkę - A i dzięki za przywiezienie go całego i zdrowego- zwrócił się do Katie

- Nie ma sprawy- uśmiechnęła się do mojego brata

- Właściwie skąd się znacie?- szczerze zdziwiła mnie ich znajomość

- Poznaliśmy się kiedyś w klubie- Riker odpowiedział zanim brązowowłosa zdążyła otworzyć usta

- Czemu nic nie mówiłaś?- rzuciłem oskarżające pytanie

- Bo nie pytałeś- odwróciła się witając z pozostałymi osobami.

Dom Rikera był znacznie większy od mojego. Byli tutaj wszyscy, moje rodzeństwo, Ratliff, Kevin, Andre, promotorzy- każdy kto pracował z nami nad płytą i trasą. Drinki już się lały a muzyka rozładowywała napięcie.

Ciężka praca daje satysfakcję tylko jeżeli jest doceniona przez innych, niedoceniana zostaje wypompowana niczym przebity balon przez igłę rozczarowania.

Dzisiaj nie dam powietrzu ulecieć.

***

Stałem obserwując jak Katie sprawnie obraca się wśród towarzystwa, które właśnie poznała. Jej czar bezczelnie rozsypywał się na wszystkich powodując milion uśmiechów. Naturalność biła od niej promieniem, w którym chętnie każdy chciał stanąć. Właśnie opowiadała coś Kevinowi, który był wyraźnie zadowolony z obecności szatynki.

Z kolejnym łykiem whisky połykałem pyłki zazdrości, które w moim żołądku tworzyły kłębek niechcianego uczucia. Nie zdawałem sobie z tego sprawy myśląc, że to własnie alkohol pozwoli zneutralizować kłębek ale to on go tworzył.

Nie ma dobrej zazdrości, każda jest zła, każda ma takie same fundamenty i każda wali się z równie dużym hukiem pozostawiając same zgliszcza.

ćśordzaz.

- Podoba ci się? jest piękna- Rydel wyrosła jak spod ziemi

- Co? Kto?- wyrwała mnie z zadumy

- No Katie- tłumaczyła

- To tylko znajoma- próbowałem oszukać sam siebie

- Ross wyjdź w końcu, żebyś mógł wejść, pamiętaj, że drzwi są otwarte- przytuliła mnie szepcząc do ucha

To tylko znajoma- siedziałem w poczekalni przepisując te zdanie 250 razy na tablicy skarg i zażaleń.

***

- Załatwiłem to co chciałeś- Ryland podał mi pakunek

- Dzięki stary ile jestem ci winien?

- Gratis- uśmiechnął się wracając do gry w beer ponga

W środku były trzy pluskwy - Świetnie- pomyślałem obracając je w dłoniach.

- Co tam masz?- Katie zerkała przez moje ramię

- Nie ważne- zacisnąłem pięść chowając urządzenie

- No pokaż- śmiała się próbując otworzyć mi dłoń

- Daj spokój- starałem się zachować powagę

- Jak chcesz- odeszła dołączając do Rylanda

Chciałem co innego, chciałem, żeby otworzyła moją dłoń, żeby okazała mi większe zainteresowanie, żeby wyrzuciła te pluskwy do basenu razem z naszymi ubraniami, żeby zmyła troski i zmartwienia i zaopiekowała się mną.

Chciałem ją mieć,

być w niej,

być z nią.

*404 error podane myśli nie istnieją*

***

Wszedłem do domu szukając toalety, alkohol zrobił swoje a może to ten kłębek chciał wyjść na powierzchnię, opuścić moje ciało, czyżby zazdrość czuła się niegodnie?

Korytarzem mijałem niezliczoną ilość białych drzwi, żadnych nie otworzyłem, bałem się.

Otworzyłem oczy.

Korytarzem mijałem niezliczoną ilość czarnych drzwi, otworzyłem wszystkie po kolei, śmiałem się.

Zamknąłem oczy.

"Możesz wejść przez miłość albo gniew"- słyszałem za plecami.

- Ross obudź się- Rydel szturchała mnie w ramię - Już trzecia, Katie chce jechać do domu, jedziesz z nią czy zostawia ci auto i Kevin ją odwiezie?

- Jadę!- powiedziałem głośniej niż powinienem

***

Myślałem nad tym jak podłożyć pluskwy w klubie. Ta przeznaczona na bar nie sprawiała takiego problemu ale jak dostać się do gabinetu właściciela. Katie- to jedyna lina wiążąca. W dalszym ciągu jej nie ufałem ale nie miałem innego wyjścia. Sprawdzę czy jest lojalna i upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.

- Pamiętaj przyklejasz to w ten sposób na gładkiej powierzchni, najlepiej w miejscu, którego nie wycieracie i które nie przykuwa uwagi.- tłumaczyłem mocno gestykulując

- Ross dam radę- zapewniała mnie dziewczyna, wyraźnie znudzona moimi instrukcjami

- Drugą przyklej w gabinecie ojczyma, najlepiej koło telefonu, pamiętaj nie daj się złapać bo popłyniemy razem- starałem się przyjąć groźną minę.

Dojechaliśmy do mojego domu, resztkami sił wysiadłem, pozwalając Katie odjechać moim samochodem.

Starałem się stawiać proste kroki ale im bardziej się starałem tym trudniej było to wykonać. Na drzwiach była przyklejona POMARAŃCZOWA koperta, zerwałem ją szybkim ruchem i wszedłem do domu. Usiadłem na kanapie czytając:

Pomarańczowy to kolor beztroski i zabawy

ale czy niesłuszne są twoje obawy?

W kopercie był jeszcze rysunek przedstawiający małą brązowowłosą dziewczynkę trzymającą za rękę mężczyznę, nad ich głowami było wielkie czerwone serce. Obróciłem kartkę czytając: "Katie i Bruce"

- I jak?- pytałem dziewczyny po drugiej stronie słuchawki telefonu

- Udało się, właśnie montuje tę w gabinecie- powiedziała wyraźnie zadowolona z wykonanej misji

- Nie powinnaś być ciszej? ktoś cię może nakryć a co będzie jak wróci twój ojczym?- skarciłem jej lekkomyślne zachowanie

- Spokojnie jest na jakimś spotkaniu..- zapewniała mnie, nie widziałem jej ale mógłbym przysiąc, że przewróciła oczami

- Co ty tutaj robisz?- usłyszałem w swojej słuchawce męski głos

COLOURFUL LETTERSWhere stories live. Discover now