Rozdział 79

242 31 37
                                    

***
*Adrien*

Serca waliły nam jak dzwony, jednak musieliśmy zachować zimną krew. Patrząc po owadach siedzących na ścianach pokoju, zastanawiałem się, co dalej. Oprócz nich i nas, nie było tu żywej duszy. Co tym razem zrobiliśmy nie tak? Czy popełniliśmy błąd po raz kolejny? To nie miało sensu. Papilio Ala, mapa, teraz ta fabryka i ta sala pełna ciem i motyli... Nie było innej możliwości, to musiało być pomieszczenie, którego od tak dawna szukaliśmy. Już miałem się odezwać do Biedronki, która stanęła obok mnie, gdy nagle drzwi za nami zatrzasnęły się z hukiem. Wzdrygnąłem i rozejrzałem się nieco zmieszany, kiedy owady zlatywały się na środek sali, tworząc pewnego rodzaju wir. Biedronka spojrzała w jego stronę, kręcąc swoim jojo. Była tak samo gotowa jak ja.

Wir zaczął kręcić się coraz szybciej i szybciej, w końcu zmieniając swoją barwę z białego w czarny. Owady przybrały kształt wysokiej męskiej sylwetki i wtedy zacisnąłem zęby z poddenerwowania. Dzieliło nas kilka sekund od spotkania się z Władcą Ciem twarzą w twarz. Tyle bitw, tyle ran, tyle łez i bólu zaprowadziło nas w końcu do naszego wroga.

Ćmy i motyle odleciały na swoje miejsca, pozostawiając na środku sali czarny cień odwróconego do nas mężczyzny. Był ubrany w czarno fioletowy frak z wystającymi końcami w kształcie motylich skrzydeł, a całą głowę pokrywała szara lateksowa maska. To był właśnie Władca Ciem. Mężczyzna, który zadał temu miastu tyle bólu i przykrości. W sali rozbrzmiał cichy, złowieszczy śmiech złoczyńcy, od którego Biedronka i ja nie odrywaliśmy wzroku.

- Widzę, że w końcu udało wam się znaleźć czas na pogawędkę. Przybyliście, otrzymując moje zaproszenie. Gratuluję. - niski głos mężczyzny wydawał mi się dziwnie znajomy. Słychać było w nim lekki sarkazm, ale i szyderczość.

- Pora skończyć ten teatrzyk, Władco Ciem. - po niskim basie, było mi dane usłyszeć słodki sopran mojej dziewczyny. Jej głos przepełniony był pewnością siebie i chęcią zemsty. Zemsty za wszystko, co ten mężczyzna zrobił nam i całemu miastu.

- Ależ kochana, przedstawienie dopiero się zaczyna. - powoli odwrócił się w naszą stronę, patrząc na nas nieco rozbawionym wzrokiem, zupełnie jakby cała ta sytuacja go bawiła. Zajęliśmy swoje pozycje, chcąc przejść do rzeczy.

Owady wzleciały w powietrze, krążąc po pomieszczeniu. Nagle spod dachu skoczyły dwie osoby, lądując obok Motylka. Szybko rozpoznaliśmy Nathaniela i Philippe'a, którzy patrzyli na nas prowokująco. A przynajmniej ten drugi, Nathaniel wydawał się być znudzony tym wszystkim. Zerknąłem ukradkiem na Władcę Ciem i zobaczyłem na jego ustach lekki uśmieszek zwycięzcy.

Naprawdę myślisz, że to koniec?

Za Władcą Ciem wylądowała jeszcze jedna osoba. Była to dziewczyna, której niestety nie miałem okazji od razu rozpoznać. Nathaniel zaatakował mnie, a ja szybko się obroniłem. W tym samym momencie drzwi sali ponownie się otworzyły, a do środka wbiegła reszta naszego składu. Perfekcyjne wyczucie czasu.

Mieliśmy dosłownie kilka sekund na wymianę znaczących spojrzeń. Wszyscy przytaknęli równocześnie, od razu było jasne czym mieliśmy się zająć. Miesiące wspólnej walki nauczyły nas współpracy i wzajemnego porozumienia. Znaliśmy słabe i mocne strony swoich sojuszników, co znaczyło o naszym zgraniu w zespole. Nie wątpiłem, że w Papilio Ala sytuacja wyglądała podobnie, jednak po stracie dwóch członkiń, można było wywnioskować pewien konflikt w drużynie przeciwników. Nie rozumieli się tak dobrze, nie zależało im na wspólnej pomocy i wsparciu. Ich jedynym celem było zadowolenie swojego pana, Władcy Ciem, który był zdolny owinąć sobie młodzieńców wokół palca. Papilio Ala nie byli zespołem, a jedynie przykrywką, iluzją. Widok ich wszystkich jako jedna drużyna miał nas przestraszyć, miał świadczyć o ich przewadze.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz