Rozdział 7

1.7K 174 107
                                    

***
*Adrien*

Obserwowałem Marinette z dachu drugiego budynku. Mimo iż okno miała w połowie zasłonięte, niski dach, dawał mi możliwość świetnego widoku. Pewnie zachowywałem się jak stalker... Ta idiotyczna szczenięca miłość, powoli mnie w niego zamieniała.

Był sobotni wieczór. Tego dnia Chloè organizowała imprezę urodzinową, na którą wszyscy byli zaproszeni. Włącznie z Marinette. Ja również byłem zaproszony, ale pozwoliłem sobie spóźnić się na jakże niezwykle ważną uroczystość.

Patrzyłem na nie zdecydowaną Mari, wybierającą pomiędzy sukienkami, które mogłaby założyć. Wybrała białą sukienkę na ramiączkach, a do tego beżowy, zapinany na guziki sweter.
Odwróciłem głowę gdy Marinette zaczęła ściągać koszulkę. Przez przypadek zobaczyłem kawałek jej gołych pleców. Miała na sobie tylko stanik. Czułem, że się rumienię.

Po chwili Marinette była już ubrana i wyszykowana. Miała zamiar wyjść, ale zawahała się. Po chwili wyszła na balkon. Przeskoczyłem na inny budynek, aby mieć lepszy widok na moją ukochaną.

Wyglądała na smutną. Na bardzo smutną. Zauważyłem łzę. Moje serce wtedy stanęło. Patrzyłem na ukochaną mi osobę która cierpi. Ten koszmar się powtórzył. Poczułem ukłucie w sercu. Postanowiłem zakraść się od tyłu i ją pocieszyć. I tak też zrobiłem.

- Mari? - głos mi zadrżał.

Usłyszałem jej szloch. Po chwili ku jej stóp wylądowała łza. I kolejna. I jeszcze jedna. Szybko otarła swoją twarz i odwróciła się w moją stronę.

- C-Czarny Kocie... - jej słodki głos również nie brzmiał za dobrze. Była zdruzgotana. Kto mógł ją doprowadzić do tego stanu?

- Co się stało? Dlaczego płaczesz?

- Pamiętasz jak mówiłam ci o... O tym, że oszukuję samą siebie?

- Tak, pamiętam.

- Ja już dłużej nie mogę na nią patrzeć... Wiem... Wiem, że może być szczęśliwy tylko z nią... Ale to boli... To cholernie boli...

- K-Kim jest dziewczyna o której mówisz?

- To dziewczyna chłopaka który mi się podoba...

Moje serce przekroiło się w pół, a słowa były cholernie bolesne. Poczułem jakby ktoś wystrzelił do mnie z łuku, a strzała przebiła moje serce.
,,Kurwa. Zabolało."

- C-Chłopaka... K-Który ci się podoba?

- Tak naprawdę to... Nie wiem czy nadal coś do niego czuję... To nie ma sensu. Nigdy mnie nie zauważy. Po co miałby mnie zauważać? Jestem nikim. I zawsze taka dla niego będę.

Mimo cierpienia Marinette, poczułem ulgę. Ulgę, że może jednak mam szansę.

- Dla mnie zawsze będziesz kimś, Marinette. Nie ważne o czym mówią inni.

- T-To słodkie. - odwróciła się. - Jednak ważne jest też to, dla kogo się liczę.

,,Dla mnie się liczysz - i to cholernie." - myślałem.
Ponownie usłyszałem szloch Marinette.

- Nie przejmuj się nim... - podeszłem do niej bliżej.

- To boli... Mówię sobie, że tak nie jest... Ale to mnie zabija od środka...

- Kim jest ten chłopak?

Dopadnę go. Dostanie za swoje. Nikt nie ma prawa ranić mojej Kropeczki. Nikt nie ma prawa ruszyć mojej ukochanej.
Znajdę go. Znajdę i zabiję.

- Adrien Agreste.

Zamarłem.
A więc to ja byłem tym potworem? A więc to ja raniłem moją ukochaną przez cały czas? Nigdy sobie tego nie wybaczę.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz