Rozdział 57

651 59 7
                                    

***
*Marinette*

Obudziłam się w południe, leżąc w łóżku naga przy Adrienie. Tej nocy wydarzyło się coś, czego żaden człowiek nigdy nie zapomina. Nasz pierwszy raz. Nie wiem, czego się obawiałam, czego tak bardzo nie chciałam. Tej nocy czułam się jak nigdy dotąd. Taka wolna, beztroska i szczęśliwa. Seks z Adrienem był cudowną rzeczą, która dała mi przepustkę do świata dorosłości. Nie byłam już dziewicą, nie byłam już nastolatką, po której przechodziły dreszcze, kiedy usłyszała o stosunku.

Podniosłam się lekko z łóżka, spoglądając na Adriena leżącego obok. Powieki nadal miał zamknięte, a jego oddech był równy. Spał głęboko, a na jego widok uśmiechnęłam się pod nosem. Wstałam z łóżka i zeszłam po drabince na dół. Sięgnęłam do komody po majtki, które szybko na siebie założyłam. Z szafy wyciągnęłam biały luźny t-shirt, założyłam go na siebie, zakrywając nagi tłów.

Zeszłam po schodach na dół i weszłam do łazienki. Woda z wczoraj, dalej znajdowała się w wannie. Spuściłam zimną wodę i posprzątałam po kąpieli. Wzięłam rzeczy Adriena i zaniosłam je na górę, kładąc je na krześle przy biurku. Wróciłam na dół, po czym zabrałam się za śniadanie. Włączyłam telewizor i podczas krojenia rzodkiewki, usłyszałam głos Tikki zza pleców, co mnie nieco przestraszyło.

- Mari? - lekko podskoczyłam, kiedy piskliwy głos kwami rozległ się po pomieszczeniu.

- Nie strasz. - uśmiechnęłam się, a Tikki podleciała do mnie przodem.

- Co się wczoraj tam działo? - spytała i zamrugała kilka razy. - Oczywiście, nie chcę się wtrącać, to twoje prywatne życie.

Nie odpowiedziałam, tylko dalej kroiłam rzodkiewkę. To moja prywatna sprawa, prawda? Nawet jeśli... Co miałabym jej powiedzieć? Z kolejnym plasterkiem warzywa, osuwającym się na deskę, czułam się coraz bardziej nieswojo w pobliżu istotki. Zupełnie jakbym była na przesłuchaniu lub na komisariacie. Próbowałam jednak ignorować towarzyszące mi dziwne uczucie w towarzystwie Tikki i zajęłam się robieniem kanapek. Położyłam plasterki rzodkiewki na żołty ser na bułkach i wzięłam obydwa talerze do rąk. Postawiłam je na stole i usiadłam przy nim.

Zaczęłam się za jedzenie, jednocześnie oglądając telewizję. Ignorowałam postać Tikki, latającą mi przed nosem. Nie chciałam z nią o tym rozmawiać, właściwie to w ogóle nie miałam ochoty z nią gadać.

- Marinette! - krzyknęła istotka, zdenerwowana moim zachowaniem. Uśmiechnęłam się złośliwie, widząc jak Tikki krzyżuje swoje łapki na piersi. - Czemu mnie ignorujesz? - wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.

Prychnęłam, przypominając sobie czego obawiałam się jeszcze wczoraj rano. Myślałam, że po tym pierwszym razie pokłócimy się. Głupia. Nie mów hop, zanim nie skoczysz. Wszystko jeszcze przede mną, prawda?

- Daj mi spokój. - westchnęłam ciężko, spoglądając spod ciężkich powiek na ekran telewizora, ignorując tym samym kwami.

- Widzę, że nie masz humoru. - Tikki wydawała się poirytowana. - Dobrze, zostawię cię samą. - powiedziała, po czym odleciała.

Spojrzałam na telewizor i wzdrygnęłam się. Zamrugałam kilka razy, aby sprawdzić, czy się nie przewidziałam. Na ekranie widniał napis ,,Nastolatka trafia do szpitala po ataku nożownika w hotelu Bourgeois". Cholera, to mogła być Chloé. Podgłosiłam telewizor, aby wsłuchać się w słowa reporterki.

- ...W hotelu Bourgeois została wczoraj zaatakowana siedemnastolatka, Chloé Bourgeois. Dziewczyna trafiła do szpitala, jest w stabilnym stanie. - W tym samym momencie zadzwonił mój telefon, który z jakichś powodów znajdował się na blacie w kuchni. Wstałam po niego i odebrałam połączenie, widząc, że jest to Nino.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz