Rozdział 33

919 79 57
                                    

***

*Marinette*

Obudziłam się o siódmej, dokładnie jedną godzinę przed rozpoczęciem zajęć. Byłam wykończona. Spałam może z trzy godziny, a moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. ,,Będę musiała jakoś przeżyć ten dzień.'' - pomyślałam.

- Czas do szkoły, Marinette! - usłyszałam radosny głos Tikki, która latała w tą i z powrotem po moim pokoju, chcąc zwrócić moją uwagę.

- Idę. - westchnęłam i zeszłam po drabince na dół, po czym bardzo wolnym krokiem skierowałam się w kierunku mojej szafy. Momentalnie zauważyłam, że Tikki dziwnie mi się przygląda. - Czemu się tak na mnie patrzysz? Jestem brudna?

- Nie, nie o to chodzi. - zachichotała. - Masz niezłe worki pod oczami.

- Dziwisz się? Spałam tylko trzy godziny. - prychnęłam i zaczęłam przeglądać ubrania.

Wyjęłam z szafy jasne jeansy, białą koszulę i czerwony sweterek. Szybko się ubrałam i założyłam na nogi czerwone baletki, które idealnie pasowały do reszty stroju. Stojąc przy lustrze rozczesałam włosy i związałam je w dwie kitki. Przy okazji zrobiłam lekki, delikatny makijaż.

Podkład i puder przykryły moje worki pod oczami ze zmęczenia, a błyszczyk pokrył moje zaschnięte i lekko popękane usta. Szybko spakowałam do plecaka swoje rzeczy do szkoły, podręczniki, książki, zeszyty i piórnik. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i spojrzałam na swoje ramię. Nie było widać bandaża. Na szczęście. Adrien pomógł mi wcześniej z bandażem i odprowadził do domu. Postanowiłam, że resztę nocy spędzę w swoim pokoju, żebym później nie musiała wstawać wcześnie rano i wychodzić z posiadłości Agreste'ów o piątej nad ranem.

- Jak wyglądam? - zwróciłam się do Tikki.

- Ładnie. - uśmiechnęła się i przekręciła lekko głowę. - Jak zawsze.

Uśmiechnęłam się krzywo, próbując wyszczerzyć się do niej na siłę. Tikki wleciała do mojego plecaka, a ja zeszłam z nim na dół, chcąc zjeść moje śniadanie.

- Cześć, mamo! - krzyknęłam w stronę kuchni, myśląc, że tam się znajduje, jednak nie zastałam tam mojej rodzicielki. - Dziwne. - mruknęłam do siebie i podeszłam do blatu kuchennego.

Zobaczyłam tam talerz z croissantami i herbatą, czekającymi na mnie, aż się obudzę. Usiadłam przy stole ze swoim śniadaniem i włączyłam telewizor. Włączyłam wiadomości, chcąc zobaczyć, co obecnie dzieje się w Paryżu.

- Młoda dziewczyna, Camille Levittoux, studentka liceum zginęła dzisiaj w dziwnych okolicznościach w swoim własnym pokoju. Lekarze twierdzą, że umarła podczas snu, a przyczyny zgonu są nadal niewyjaśnione. - prezenter zaczął mówić, a ja zamarłam i odstawiłam croissanta na talerz.

Camille Levittoux nie żyje. Zabiliśmy Camille Levittoux.

Mistrz Fu wspominał, że niektórzy mogą nie przeżyć przemiany w normalną postać po mocniejszej akumie. Niektórzy mogli wyjść z tego cało, niektórzy mogli stracić wspomnienia, a niektórzy mogli... mogli umrzeć. I tak właśnie się stało z Camille. Umarła.

- Dzień dobry, Marinette. - usłyszałam radosny głos mojej matki. Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam ją przy ekspresie do kawy.

- Dzieć dobry. - lekko się uśmiechnęłam i wróciłam do jedzenia.

- Dawno wstałaś?

- Z dziesięć minut temu. A ty od której jesteś na nogach?

- Od szóstej, tak jak zwykle. - mrugnęła do mnie i spojrzała na ekran telewizora, po czym od razu spoważniała. - To ktoś z twojej szkoły? - zapytała.

if life was easier; miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz