7

103 8 46
                                    

Zdziwiona weszłam do mieszkania Clintona, czując jak moje serce wali niczym młotem. Byłam zdziwiona jego raptowną otwartością w stosunku do mnie. Czy to ja... Czy może chodziło o coś innego?

Nie wierzyłam bardzo w jego dobre intencje, po prostu moja intuicja mi na to nie pozwalała.

Usiadłam na kanapie w jego salonie, zerkając na okna mojego mieszkania. To co robiłam było idiotyczne, ale nie mogłam się powstrzymać. Uwielbiałam pakować się w kłopoty.

- Za dwie godziny zaczynam zmianę - westchnęłam, widząc jak Clinton wchodzi do salonu.

- Nie możesz zadzwonić, że jesteś chora? - zapytał, przekręcając oczami - Chciałem coś ugotować albo po coś zadzwonić...

- Miło z twojej strony, ale muszę iść do pracy - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Mogę zadzwonić po Christiana, jeśli przebywanie ze mną sam na sam cię niepokoi - zaoferował nagle co jeszcze bardziej mnie zdziwiło.

- Nie chodzi tu o niego - pokręciłam nerwowo głową - Lubię cię i z chęcią spędzę z tobą czas, ale po pracy, dobrze?

- Przyjdę po ciebie w takim razie - powiedział spięty I lekko rozczarowany, podczas gdy ja wstałam z fotela, kierując się do drzwi.

- Przyniosę Ci rzeczy - zaoferował się chłopak, wychodząc I zamykając mi drzwi swojego mieszkania przed nosem.

Nadal nie miałam pojęcia o co mu chodziło, ale cierpliwie zaczekałam aż wrócił, po czym poszłam się przebrać i żegnając się z nim nieśmiało wyszłam do pracy. 

Ten dzień był zaprawdę dziwaczny, a ledwo się zaczął.

***

Dzień w pracy minął mi zadziwiająco szybko. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Clintona wchodzącego do środka, podczas gdy na dworze było już ciemno. Możliwe, że za bardzo byłam pogrążona w pracy, żeby poczuć upływ czasu.

- Jak ci minął dzień? - zapytał chłopak, opierając się o blat kasy, jakby to był blat kuchenny w jego mieszkaniu. 

Mój szef obdarzył nas ganiącym wzrokiem, po czym zniknął w swoim biurze, chwilę później gasząc świetlówki, ponieważ już wychodził. Małe światełko lampy oświetlało nasze twarze. 

- Było jak zwykle - zaśmiałam się nerwowo, wzruszając ramionami - A tobie?

- Edytowałem to i owo - odparł jakby od niechcenia, wsuwając się za ladę, gdy zobaczył że mój przełożony opuścił budynek nie mówiąc nawet słowa pożegnania - Do widzenia panu! - krzyknął, a ja byłam w szoku, że był w stanie coś takiego zrobić. Rzuciłam się, żeby zatkać mu usta. Miałam wrażenie, że szef w każdej chwili może wrócić przez to co usłyszał. 

- Czy ty się w głowę uderzyłeś? - powiedziałam, wciąż trzymając dłoń na jego ustach. 

- Jak byłem dzieckiem upuściłem Mitchela na podłogę, ale samemu nigdy nie upadłem - odparł, uśmiechając się głupkowato, unosząc brew w górę w zaczepnym geście. Miałam wrażenie, że moje nogi były niczym z waty. Byliśmy tak blisko, on oparty tyłem o blat, a ja przyciśnięta do niego, żeby zatknąć mu usta.

- Jezu, Clinton - parsknęłam śmiechem, odsuwając się od niego.

- Jestem szczery - wzruszył ramionami. 

- Wystarczy z tą szczerością, idę się przebrać, zaraz przyjdę - odparłam, idąc do przebieralni. 

Weszłam do przebieralni, zamykając za sobą drzwi, zapalając rażące światło. Wyciągnęłam z szafki swoją codzienną koszulkę, po czym zdjęłam uniform, zatapiając swoje ciało w oversizowej białej koszulce, którą powpasałam w czarne dziurawe jeansy. Założyłam na siebie również swoje ulubione czarne Nike. Poprawiłam swój wygląd, rozpuszczając włosy, naprawiając makijaż, po czym wyszłam do głównej strefy, gdzie czekał na mnie chłopak.

THE DRUG // CLINTON CAVE PLWhere stories live. Discover now