1

272 11 28
                                    

U góry zdjęcie głównej bohaterki 😉

Kolejny nudny dzień w tym samym zatęchłym sklepie. Patrzyłam się w sufit na wirujący wiatrak, bawiąc się w ustach patyczkiem od dawno zjedzonego lizaka.

Myślałam o tym, jak będę dzisiaj wracać w środku nocy do mieszkania, gdzie znowu będę całkiem sama pośród cieni.

Obserwowałam co jakiś czas drzwi frontowe, czekając aż ktoś przez nie wejdzie. Dzisiaj o dziwo było bardzo mało osób. Rano wszedł podstarzały mężczyzna o długich włosach kupić wzmacniacz do gitary, potem przyszła mała dziewczynka, a na końcu przyszedł blondwłosy chłopak o idealnych prostych pasmach opadających na jego twarz. Co chwilę ogarniał je ze swojej twarzy ręką, zarzucając je do tyłu, podczas gdy rozglądał się za czymś po sklepie.

Jakoś długo nie podchodził do lady, co mnie odrobinę zaniepokoiło. Już kiedyś spotkałam się z próbami kradzieży i nie lubiłam potem liczyć się z ich konsekwencjami. Nie lubiłam policji i wkurzonego szefa.

Wyszłam zza lady, idąc w kierunku stoiska z gitarami, gdzie znajdował się ów chłopak.

- Przepraszam, mogę w czymś pomóc? - zapytałam lekko zaniepokojona, zarzucając do tyłu swoje długie jasne brązowe włosy.

- Przyszedłem właściwie po kostki, ale zawsze lubię dotykać gitar - wyznał chłopak, posyłając mi spędzony uśmiech.

- Grasz w zespole? - zapytałam go raczej stwierdzając fakt, nie zadając pytanie. Wyglądał mi na gościa, który był weteranem sceny.

- Tak, wiesz... - podrapał się po karku, rechocząc. To było przyjemne. On w ogóle był bardzo przyjemną osobą. Zarówno dla oka jak i dla uszu. W jego głosie wychwyciłam lekkie naleciałości. Miał australijski akcent, ale nadal był bardzo dla mnie zrozumiały - Nazywamy się Chase Atlantic i właśnie nagrywamy album w studiu niedaleko.

- To super - uśmiechnęłam się, opierając ciężar na ręce którą położyłam na stojącym obok rozłożony keyboardzie - Zawsze chciałam być w zespole. Uczyłam się grać na gitarze akustycznej, potem na perkusji, aż w końcu znalazłam swoją miłość w elektrycznej. Lubię czasem sobie siąść i pobrzdąkać po...

Nagle telefon w kieszeni chłopaka zaczął dzwonić. Ten posłał mi przepraszający wzrok, odbierając połączenie, rozmawiając z kimś lekko zirytowanym tonem, koncząc rozmowę słowami "ale z ciebie kutas".

Zachichotałam, rozglądając się po sklepie, czy nadal jesteśmy sami, czy może ktoś zdążył wejść do środka. Na szczęście byliśmy sami. Westchnęłam, z nerwów obdrapując czarny lakier z paznokcia.

- Przepraszam cię mocno... - zauważyłam jak zniżył wzrok do poziomu moich piersi żeby zobaczyć plakietkę z moim imieniem przyczepioną do mojej czerwonej koszulki polo, mojego uniformu -... Paige. Wiesz gdzie mogę znaleźć te kostki, bo się rozproszyłem, a muszę wracać do studia. Kolega się niecierpliwi.

- Oczywiście, że wiem - Zachichotałam prowadząc go za sobą - Są przy kasie. Mamy różne. Kolorowe, z nadrukami, czarne, białe... Niektóre nawet sama projektuje, ale takiej nie dostaniesz od ręki - posłałem mu oczko. Nie wiedziałam, dlaczego z nim flirtowałam. To było dziwne. Nie powinnam. Czułam się z tym źle. Był klientem... Ale za to jak bardzo przystojnym. Chociaż w sumie nie wiedziałam czy był w moim typie. Zwykle preferowałam brunetów.

- Mieszkam niedaleko, więc może zamówię taką, ale na razie potrzebuje jakichś na zastępstwo. Wszystkie pogubiliśmy - odparł, spuszczając wzrok na swoje spodnie, żeby obtrzepać je z kurzu. W tym sklepie mało kto robił porządki. Jakoś nikt bardzo się tym nie przejmował. Sprzątanie odbywało się jakoś dwa razy na miesiąc, co i tak było mało na taki sklep.

- Musicie mieć niezły bałagan w tym studiu, jeśli gubicie kostki - stwierdziłam, wyjmując spod lady pudełko z kolorowymi akcesoriami.

- Nie uwierzysz jak wielki - zarzucił włosami do tyłu, grzebiąc w pojemniku, żeby wybrać sobie parę kostek - A tak w ogóle jestem Christian - dodał po chwili, kładąc wybrane przez siebie kostki na ladzie.

- Miło mi cię poznać. Paige - pokazałam na siebie, śmiejąc się. Wiedziałam że widział, to było lekko żałosne, ale byłam oszołomiona i nie do końca wiedziałam co robię i jak się zachowuje. To było zdecydowanie bardzo żałosne. Cofam wcześniejsze słowa.

- Mogłabyś mi zrobić około pięciu kostek z logiem naszego zespołu? - zapytał blondyn, na co ja skinęłam głową, zapisując wstępne dane do zamówienia w komputerze.

- To na twojej koszulce? - spytałam niepewna.

- Tak - powiedział, opierając się o ladę.

- Powinny być gotowe zwykle w ciągu siedmiu dni, ale dla ciebie zrobię wyjatek i za trzy dni możesz je odebrać - wpisywałam dane do komputera, poprawiając sobie okulary na nosie. Nie patrzyłam na niego, ale czułam jego wzrok wpatrujący się we mnie.

- To wystrzałowo, Paige. Jesteś wielka - wyrzekl, na co ja lekko się uśmiechnęłam. Był taki miły...

- Dane zamawiającego? - powiedziałam, starając się być jak najbardziej profesjonalna jak się dało.

- Christian Anthony - odparł od niechcenia, następnie podając mi swój numer kontaktowy.

- Miło mi było z tobą rozmawiać Christian - powiedziałam, gdy odchodził do wyjścia.

- Z tobą też, Paige - pomachał mi, wychodząc.

Po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że nie zapłacił za kostki. Puknęłam się w głowę, samej płacąc za towar. Jak mogłam być taka głupia i nie przypomnieć mu ze ma zapłacić. Westchnęłam głośno, czakajac na koniec zmiany i powrót do domu.

***

Była godzina 23 gdy weszłam do mieszkania na piątym piętrze apartamentowcu, które dostałam od ojca, który nigdy wiele że mną nie rozmawiał. Wolał robić mi prezenty, niż że mną rozmawiać. To trochę bolało, bo zostawił moją mamę i tylko jeździł z nową żoną dookoła świata, nie dbając ani o mnie, ani tak na prawdę o nic. Ale na szczęście dawał mi pieniadze i dał mi to mieszkanie w Beverly Hills. Specjalnie żebym nie mogła się do niego przyczepić.

Weszłam do środka ciemnego mieszkania, rzucając torbę na podłogę w korytarzu.

Snopy światła wpadały do zaciemnionej sypialni, gdy zdejmowałam koszulkę. Stanęłam przy dużym na całą ścianę oknie, patrząc się na mieszkanie naprzeciw.

Blok był w kształcie litery 'u'. Bardzo ciekawy kształt. Mieliśmy wspólną siłownię i pływanie. Ale ogólnie nie widziałam nigdy nikogo. Jakby puste miasto. Ludzie mieszkający tutaj w większości przebywali tu jedynie przez parę miesięcy w roku.

W mieszkaniu naprzeciw nagle zapaliło się światło. Dawno nikt tam nie przebywał. Byłam odrobinę zdziwiona. Nagle zapaliło się kolejne, w pokoju naprzeciw mojego okna. Zobaczyłam jak do pomieszczenia wchodzi chłopak. Miał na sobie czarną koszulkę, a jego zapewne długie brązowe włosy zebrane były w koka. Jego postura była masywna, a on... Rozmarzyłam się, widząc jak zdejmuje koszulkę, po czym pozbywa się spodni. Mięśnie na jego klatce piersiowej, jego umięśnione ręce, jego ramiona i te plecy po których mogłabym obrysowywać paznokciami ich kontury. Był niczym żywe dzieło sztuki. Zobaczyłam ku mojemu rozczarowaniu że gasi światło i znika pod kołdrą.

Odwróciłam się, idąc do łazienki.

Wciąż nie mogłam wyrzucić chłopaka ze swojej głowy. Zamknęłam oczy, zsuwając koronkową bieliznę w dół swoich ud, dotykając się i wyobrażając sobie, że to tajemniczy sąsiad mnie dotyka. Rozchyliłam wargi, jęcząc głośno.

Nie potrafiłam zasnąć tej nocy. Ciągle patrzyłam w okno naprzeciw.

Jednak nic się nie działo.

////

Wracam do was z nowym ff o Clintonie yassss... kto jest podekscytowany?








THE DRUG // CLINTON CAVE PLWhere stories live. Discover now