28

2.7K 291 717
                                    


To wojna, której nie możesz wygrać i zarówno pierwszą jak i ostatnią rzeczą jest to, że nigdy nie będziesz moim kochaniem.

Ciężko jest nie czuć się w takich chwilach jak dupek, ale nie dla tego dzieciaka, nie wtedy, gdy do ciebie przychodzi.

Całe szczęście, że mieli dwa dni przerwy i nockę spędzali w hotelu. Harry mógł zamknąć się w swoim pokoju i w spokoju obgryzać paznokcie, kiedy siedział na łóżku i udawał, że to co leci w telewizji rzeczywiście jest na tyle ciekawe, by odizolować się od wszystkich. Zupełnie nie wiedział co ma robić. To co powiedział Louis... Przeraziło go. Dosłownie czuł jak krew w jego żyłach zaczyna zamarzać ze strachu. Zupełnie jakby śmierć chuchała mu na kark.

Jak wyznanie miłości może kojarzyć się ze śmiercią?

Cóż, Harry nie doświadczył żadnej z tych rzeczy, więc właśnie tak.

Nigdy nie poznał swoich rodziców, ani tym bardziej ich rodzicielskiej miłości. W domu dziecka takie pojęcie nawet nie istniało. Każdy troszczył się tylko o siebie, bo to był jedyny sposób na przetrwanie. Ich opiekunowie udawali, że im na nich zależy, ale kiedy kończyła się ich zmiana, wracali do domu, do własnych rodzin i zapominali o istnieniu niechcianych bachorów. A potem? Potem Harry żył samotnie do czasu aż nie powiodło mu się w zespole. Wtedy pojawiła się dla niego szansa, by odwrócić własne życie do góry nogami. Z ofiary stał się katem, ale to było w porządku, bo chronił samego siebie.

Nie znał ciepła, które kojarzyło się z uczuciem. Wiedział tylko co to żar, który wiązał się z pożądaniem. Wiedział co to gorąco, które wiązało się z przypływem adrenaliny bądź alkoholu. Wiedział czym jest błogostan po tym, jak wchodził, bądź schodził ze sceny. Ale miłość? Nie wierzył w jej istnienie. Była dla niego równie nieprawdopodobna jak opowieści o jednorożcach i smokach. Bzdurna i niemożliwa.

Ale widział szczerość w oczach Louisa, kiedy z ogromnym bólem wyznawał mu, że się w nim zakochał. Wszyscy mówią, że miłość jest piękna. Wszyscy jej pragną. Ale dla Louisa była niczym wyrok śmierci, bo z wszystkich osób na świecie musiał wpaść akurat na Harry'ego. Osobę, która bardziej go zniszczyła niż uszczęśliwiła. Co tylko potwierdzało jego tezę, że miłość jest nieprawdopodobna. Nawet Louis nie był takim sadystą, żeby się zakochać w kimś, kto sprawiał mu ból.

Harry już nic nie wiedział. Był zdezorientowany i przerażony. Nie miał bladego pojęcia co powinien zrobić, więc unikał Louisa przez dwa dni, a potem zamknął się w hotelowym pokoju. Wbrew pozorom nie było to wcale trudne, bo szatyn również od niego uciekał. Zapewne ze strachu, że Harry rzuci w jego kierunku jakimś komentarzem, albo ujawni jego uczucia przed resztą zespołu. Cóż, brunet był dupkiem, ale nie zamierzał naśmiewać się z czegoś, czego sam nie rozumiał. Najpierw musiał to rozpracować, a jak na razie słabo mu to szło.

Nie mógł się jednak wiecznie ukrywać, nieważne jak bardzo by tego chciał. Właściwie to Harry był przekonany, że by mu się to udało, ale to właśnie Louis pokrzyżował jego plany, kiedy w środku nocy bez pukania wszedł do jego pokoju. Harry powinien był się zamknąć, ale zazwyczaj robił tak dopiero, kiedy kładł się spać. A nie spał prawie w ogóle w przeciągu ostatnich dni.

Harry spojrzał na jego niepozorną sylwetkę. Rozpoznał go po drobnych krokach i jak zwykle za dużej bluzie. Stanowiła dla niego pewnego rodzaju zbroję i nosił ją zawsze, kiedy czuł się niepewnie. Codziennie, odkąd wyznał swoją miłość. Liczył, że dzięki niej pozostanie niezauważony, ale Harry zawsze go dostrzegał. Zawsze kierował na niego swój wzrok, jakby Louis stanowił jakiegoś rodzaju magnes.

SUCK IT & SEEWhere stories live. Discover now