8

4.2K 344 550
                                    


I to jest tysięczny raz, kiedy widać to jeszcze wyraźniej.

Teraz już jesteś śmiały, a stajesz się jeszcze śmielszy.

- Pamiętacie jak Lydia pokazywała nam rozpiskę hoteli, w których będziemy nocować? – zapytał Louis, w odpowiedzi otrzymując niemrawe mruknięcia. – A pamiętacie byśmy w jakimkolwiek się zatrzymywali, odkąd zaczęła się ta trasa?

- Najwyraźniej masz cholernie słabą pamięć – zaczął Harry. Leżał rozłożony na jednej z kanap, oglądając jakiś film sensacyjny, który znalazł w zagraconej szafce z grami, które wziął ze sobą Louis. Chłopak nawet ani razu w nie nie grał, więc po jakiego chuja w ogóle je zabierał? Ach tak, żeby zaśmiecały przestrzeń jak wszystkie jego rzeczy. Jaki pan taki kram, racja? – Może powinieneś ją jakoś ćwiczyć? Na przykład liczyć ile razy cię pieprzyłem, albo ile razy wypowiedziałeś moje imię, błagając o więcej.

- Albo ćwiczyć pamięć jak normalny człowiek za pomocą chociażby gier umysłowych – zaproponował Liam, czekając przy blacie aż podgrzeje się jego makaron.

- Zapuszkowała nas w tym autobusie jak seryjnych morderców – jęknął Louis, opadając na kanapę, na której leżał Harry i usadzając się na jego nogach. Nawet się nie koncentrował na tym o czym mówiła ich dwójka. Łeb mu pulsował, a ciało nadmiernie pociło, przez co miał dreszcze i jeszcze na domiar wszystkiego chciało mu się rzygać. – Ile w ogóle jeszcze będziemy jechać?! – krzyknął sfrustrowany, uderzając o ściankę, za którą znajdowała się kabina kierowcy. – Zdycham z braku powietrza! Potrzebuję przerwy!

- Możesz się łaskawie zamknąć – warknął Harry, rozdzielając swoje nagi tak, by tyłek Louisa znajdował się na kanapie, a nie na nim. Czasami był tak bardzo irytujący.

Louis odwrócił do niego głowę i zmarszczył brwi, jakby dopiero teraz go zauważył. Nie wyglądało na to, by Harry miał jakieś ciekawe zajęcie poza tym głupim filmem, a mieli jeszcze kilka godzin jazdy, zanim dotrą do Mediolanu. Louis musiał się czymś zająć, bo jego głowa była o krok od wybuchnięcia, a nie było lepszej zabawy niż droczenie się z ich napuszonym wokalistą.

- Harry – mruknął, pochylając się w jego stronę i wspinając po jego ciele, aż nie dotarł ustami do jego szyi. – Potrzebuję prochów – szepnął mu do ucha.

- Dawałem ci je trzy dni temu – zauważył. Jego dłonie mimowolnie powędrowały na uda szatyna, by mimo wszystko mieć nad nim chociaż minimalną kontrolę. Właściwie to były tylko pozory, bo z jego ciałem tak blisko, potrafił myśleć tylko o tym, jak jego krocze ocierało się o jego brzuch. Kurwa, musiał mu zwalić i to teraz.

- Dokładnie! – Louis uniósł się do pozycji siedzącej, tyłek kładąc bezpośrednio na jego krocze. Wiedział co robi jak za każdym razem, dlatego uśmiechał się jak cholerny idiota. Louis mógł być uzależniony od kokainy, ale Harry był uzależniony od Louisa. Problem był tylko taki, że nigdy nie potrafiłby tego przyznać. – Uda ci się je załatwić? – zapytał.

- Zachłanna gnido, mówiłem, żebyś oszczędzał!

- Liam, a co z twoimi tabletkami? – Przeniósł wzrok na stojącego za małym blatem szatyna, który cały czas się im przyglądał, ale szybko odwrócił wzrok jak tylko Louis podniósł głowę. Nie wystarczająco szybko. – Udałoby ci się skombinować trochę więcej?

Zdawał sobie sprawę z tego, że palce na jego biodrach zacisnęły się trochę mocniej, a stłumione warkniecie, które usłyszał pochodziło od nikogo innego jak od Harry'ego.

- Louis – sapnął wokalista, unosząc się na łokciach i poruszając biodrami, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nie było, kurwa, mowy, że będzie prosił Liama o pomoc w zdobyciu tabletek. Harry przyniósł mu kokainę trzy dni temu, zrobi tak i teraz.

SUCK IT & SEEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant