4

4.8K 414 1.3K
                                    


Im szerzej otwierasz usta, tym bardziej wymuszasz show.

Cała ta uwaga sprawia, że czuję się ważny.

Kiedy Zayn obudził się ze swojej drzemki, została im trochę ponad godzina do otwarcia drzwi klubu, co oznaczało, że mieli niecałe dwie godziny do koncertu. Gdyby nie był tak nieprzytomny od snu, zacząłby się zastanawiać, dlaczego, do cholery nikt po niego nie przyszedł. Zamiast tego zaspany wyszedł na przód autobusu do ich prowizorycznego aneksu kuchennego i sięgnął do lodówki po energetyka. To oraz papieros i będzie jak nowy w przeciągu dziesięciu minut. Kiedy brał pierwszy łyk, przecierając sklejone oczy, do autokaru wpadł zdyszany Liam.

- Już jestem, jestem! – wykrzyczał z rękoma w górze, ale kiedy nikt mu nie odpowiedział, przystanął w miejscu i rozejrzał się dookoła. – Przepraszam, byłem na mieście. Proszę, powiedz, że Lydia nie jest wściekła. Straciłem poczucie czasu.

- Nie wiem, dopiero co się obudziłem – wzruszył Zayn, rozciągając usta w głośnym ziewnięciu.

Liam spojrzał na niego ze zmarszczonymi w zdezorientowaniu brwiami, analizując go przez moment i zastanawiając się, na ile mówi prawdę. Nic nie wskazywało, by go wkręcał, zresztą to był Zayn, był ponad wszelkie kawały i żarty. Gdyby był tylko bardziej przyjacielski i otwarty na ludzi, Liam znalazłby w nim wspaniałego przyjaciela, a tak zostało mu tylko ciche podziwianie jego dojrzałości. Tak naprawdę to skrycie się go obawiał. Zayn z natury był bardzo spokojny, ale zdarzało się, że tracił swoją cierpliwość, a wtedy bezpieczniej było trzymać się od niego z daleka. Louis się śmiał, że z powołania jest terrorystą i jego natura wychodzi na wierzch, kiedy robi się za gorąco. To tak, jak z uzależnieniem, stary. Wszystko jest w porządku, dopóki masz na czym ciągnąć. Co w ogóle nie miało sensu, ale to był Louis, który rzadko kiedy mówił logicznie, zwłaszcza kiedy był na haju.

- Gdzie są wszyscy? – zapytał, wyciągając szyję, żeby zerknąć na wąski korytarz za Zaynem, gdzie znajdowały się ich prycze.

- Nie wiem, do cholery, dopiero się obudziłem – powtórzył ostrzej. – Masz jeszcze jakieś głupie pytanie, na które nie będę w stanie ci odpowiedzieć?

- Nie rozumiem – jęknął, załamując ręce. Normalnie o tej porze powinni być już w klubie i rozchodzić adrenalinę związaną z występem, albo przynajmniej uciekać przed Lydią i jej wrzaskami o to, jak to zawsze są kompletnie nieprzygotowani. – Czy Lydia nie powinna za nami latać z kijem i poganiać, żebyśmy się szykowali? – Zerknął na Zayna, który już otwierał swoje usta. – Nie, czekaj, nie odpowiadaj. To było pytanie retoryczne. Po prostu je zignoruj.

- To po prostu przestań do mnie mówić, licząc, że coś wiem.

- Gdzie ta szmata?! – rozległ się krzyk, po którym do autobusu wparował rozeźlony Harry. Co właściwie przekładało się na normalny Harry.

- Rzygał do reklamówki, kiedy ostatnio sprawdzałem – odparł Zayn.

Harry przystanął na moment, by krótko spojrzeć na Liama, jakby dziwił się, że ten stoi obok niego, po czym jego wzrok przeniósł się na opartego o blat mulata.

- Nie Louis, tylko ta skrzecząca pizda. – Żaden z nich mu nie odpowiedział, nie wiedząc do kogo właściwie się odnosi. Z tym rodzajem złości i bogatym słownictwem, które niestety ograniczało się tylko do obelg, mógł mówić o dosłownie każdym, nawet o prezydencie Kuby. – Lydia, tępaki. Gdzie ona jest? Zadzwoń do niej – rozkazał, odwracając się do Liama. – Odwołuję dzisiejszy koncert! Nie będę pracował z takimi dupkami.

SUCK IT & SEEWhere stories live. Discover now