25

2.8K 291 474
                                    


Wyświadcz mi przysługę i powiedz, jeśli potrzebujesz pomocy.

Wyświadcz mi przysługę i każ mi się wynosić.

- Masz, przyłóż lód do ręki.

- Czemu martwisz się o mnie, skoro sam wyglądasz jak miś panda?

- I tak jest już za późno.

Harry pochylił się na krześle i z podskakującymi ze zdenerwowania nogami wpatrywał się w zasłonięte przez żaluzje okno. Louis miał operację w środku nocy, która podobno przebiegła bez żadnych problemów, a kiedy w końcu się wybudził, to Lydia jako pierwsza wprosiła się do jego pokoju. Harry nie protestował tylko dlatego, że właściwie to go tutaj nie było.

Zerknął w bok na opartego o ścianę Zayna, który z rozciętą wargą i papierosem za uchem, powstrzymywał się przed tym, by nie wybiec z tego szpitala w cholerę i ulżyć sobie nikotyną. Z drugiej strony był natomiast Niall z podbitym okiem i workiem z lodem w dłoni. Harry mógłby żałować, że tak ich urządził, ale prawda jest taka, że wcale nie musieli się wtrącać.

Nie pamiętał zbyt wiele po tym jak rzucił się na Travisa. Dostał szału, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył i jeśli wcześniej ktokolwiek posądzał go o stratę kontroli, to powinien zobaczyć go w akcji z tym gnojkiem. Harry był pewien, że posłałby go do groby, gdyby Zayn z Niallem siłą go nie odciągnęli, przez co sami również oberwali. Nie patrzył wtedy kogo uderza, ani kto stoi obok. Jak ktoś mu przeszkadzał, po prostu z nim walczył.

Nigdy wcześniej nie czuł aż takiej złości. I im więcej uderzał, tym bardziej się wściekał. Nic nie dawało ujścia jego nerwom, nawet nie rozkwaszona i zakrwawiona twarz Travisa. Koleś skończył w tym samym szpitalu. Leżał piętro niżej na ostrym dyżurze, ale Harry nie dbał o to w jakim był teraz stanie. Zasłużył sobie na każdy cios, który otrzymał.

- Teraz to możemy robić za zespół specjalnej troski, a nie muzyczny – westchnął Zayn. Odchylił głowę do tyłu i przeczesał dłonią włosy. Jego palce musnęły o papierosa i Harry widział jak zatrzymały się przy nim na dłużej. – Równie dobrze możemy zbierać pieniądze na własne leczenie, a nie dzieci z rakiem.

- Po cholerę w ogóle tutaj siedzicie? – rzucił Harry. – To nie tak, że będę się pchał na ostry dyżur, by skurwiela dobić.

- Serio? Bo właśnie czegoś takiego, bym się po tobie spodziewał.

- Martwimy się o Louisa - odezwał się Liam. Według Harry'ego nawet nie powinno go tutaj być. Był cały i zdrowy z całej ich piątki i wcale nie pasował do obrazka. - Myślicie, że z tego wyjdzie?

- Ma tylko złamany nadgarstek – powiedział na spokojnie Niall. – Miesiąc i będzie jak nowy.

Liam westchnął, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało nie to miałem na myśli, ale Harry go zignorował, bo w tym właśnie momencie drzwi od sali, w której leżał Louis, otworzyły się, ukazując wnerwioną Lydię. Harry chciał ją minąć i ruszyć prosto do pokoju, ale ta zastąpiła mu drogę.

- A ty gdzie? – warknęła ostro, kładąc dłoń na jego klatce, by jej się nie wymknął – Musimy porozmawiać o tym, co żeś zmajstrował, imbecylu. Jak Travis wniesie zarzuty, to jesteś skończony.

- Mam to gdzieś. – Próbował ją ominąć, ale ta ponownie zastąpiła mu drogę.

- Jak wszystko, prawda? – Uniosła prowokacyjnie brew. – Prawie faceta zabiłeś, coś ty sobie myślał?

- Zejdź mi z drogi, głupia krowo, bo zaraz i ciebie wyślę do kostnicy.

Miał gdzieś Travisa i to jak będzie mu się teraz odgrażał prawnikami. Harry nie żałował niczego, co mu zrobił. Może poza tym, że nie zdążył gościa zatłuc na śmierć. Przepchnął się przez Lydię, która najwyraźniej nie zamierzała dłużej ciągnąć tej dyskusji, wiedząc, że i tak na nic się ona nie zda. Zresztą na razie i tak nie mogli nic zrobić, poza jakimś przekonywaniem Travisa, by nie ruszył z tym do sądu, a jakoś wątpliwe było, żeby Harry się przed nim ukorzył i go przeprosił.

SUCK IT & SEEWhere stories live. Discover now