- Chciałbym znaleźć chociaż jedną rzecz, która jest z tobą w porządku. Naprawdę.

- Czyżbyś się mną przejmował? – zagaił, szybko podłapując temat. Im dłużej z nim rozmawiał, tym wyraźniej widział irytację Louisa. – Gdybym wiedział, rozpłakałbym się wcześniej.

Zayn nie odpowiedział, bo kiedy zerknął ponad ramieniem Harry'ego, zauważył, że Travis i Louis zmierzają w ich kierunku, a on już wyczerpał swój limit życzliwości na ten tydzień. Nie będzie się podkładał do słów, które wypowie Harry, ale nie będzie też protestował. Po prostu się ulotni, a oni niech skaczą sobie do gardeł niczym stare małżeństwo. Zayn naprawdę miał to gdzieś. Miał kaca, bolała go głowa i jedyne czego potrzebował to długi sen, a z tego co było mu wiadome, to w najbliższym czasie nie będzie mu to dane, więc chociaż znajdzie jakiś sposób, żeby się wyciszyć.

Harry został przy drzwiach od pokoju, patrząc jak Zayn powoli odchodzi wąskim korytarzem. Poruszał się z pewną niechlujną tajemniczością i miał na sobie naprawdę dobrze skrojone jeansy. Jego nogi były szczupłe i długie, a tyłek ledwie co zarysowany, ale może Harry potrzebował tych przeciwieństw. Musiał zobaczyć, że nie trzeba być Louisem, by zawrócić mu w głowie.

- Harry... - O wilku mowa. Odwrócił się na pięcie, niby od niechcenia spoglądając na zbliżającą się do niego dwójkę. Szli tuż obok siebie, a Travis trzymał rękę luźno zarzuconą na ramieniu szatyna. Harry czuł, że zbliża się jego czas na wymioty. – Nie wróciłeś na noc do pokoju.

- Nie jestem fanem trójkątów ze zwierzętami. – Spojrzał znacząco na Travisa – Poza tym zdążyłeś zauważyć? – Przeniósł wzrok z powrotem na Louisa. – To zaskakujące, zważywszy na to, że kiedy jesteś pieprzony, cały świat przestaje dla ciebie istnieć. Ale z drugiej strony może tak być tylko, kiedy to ja cię pieprzę.

Uśmiechnął się prowokująco do Travisa, ciesząc się tym jak ten niepozornie zaciska dłoń, którą skrywał w swojej kieszeni.

- Zauważyliśmy tylko dlatego, że brakowało nam jakiegoś irytującego ujadania.

Harry prychnął prześmiewczo na to jak słaba była jego linia obrony. Serio, mógłby go zgnieść przy pomocy dwóch słów, tak marnym był dla niego przeciwnikiem. Albo po prostu był tak zły, że jego mózg się wyłączył. O ile takowy w ogóle miał. Pieprzony orangutan.

- Nie słyszeliście mnie przez ścianę? – zapytał, jakby faktycznie go to zaniepokoiło. Spojrzał na Travisa, który nie był wcale wzruszony. Louis natomiast odwrócił wzrok. – Och, następnym razem postaram się być głośniejszy, ale myślę, że mógłbym wtedy rozwalić łóżko. Zayn dał się wczoraj nieźle ponieść, ale nie chciałbym go od razu zajechać.

Szatyn zaskoczony uniósł głowę, ale tak szybko jak zorientował się, że Harry już na niego patrzy, odchrząknął i ponownie opuścił wzrok.

O tak, przetraw to wszystko i wyobraź sobie jak się pieprzyliśmy, kiedy ty marnowałeś swój czas z tym popaprańcem.

Harry poczuł pewną satysfakcję, że Louis zasmakował tego jak sam się czuł, kiedy to widywał go z Travisem. Potem jednak w jego wnętrznościach pojawiło się dziwne swędzenie, które postanowił zignorować. Louis zostawił go dla kogoś innego, a on nie zamierzał pokazywać mu jak to na niego oddziałuje. Wcale go nie potrzebował. Po prostu się przyzwyczaił i źle znosił porzucenie, ale był pewien, że zostanie nagrodzony za wszystko przez co teraz przechodził. Louis prędzej czy później znowu do niego przybiegnie i wtedy Harry znowu będzie panem sytuacji. To tylko mały kryzys, który musiał przeczekać, nieważne jak trudny może się wydawać.

- Ja, um, pójdę odnieść klucz do recepcji – odparł cicho Louis, uwalniając się spod ramienia Travisa. Na żadnego z nich nie spojrzał, tylko z pochyloną głową, ale w pośpiechu odszedł korytarzem.

SUCK IT & SEEWhere stories live. Discover now