Noc w szpitalu

3.5K 706 124
                                    

11.06.18
Wczoraj rano mąż mi kupił te zalecone przez położną skarpety uciskowe... Nie miałam pojęcia, ile stresu mi to przysporzy później. Kupił od razu dwie pary, 15 funtów za jedną. Rozmiar 37-40, czyli powinny być ok. Na początku ciężko było to w ogóle założyć, ale już po jakichś dwudziestu minutach poczułam wielką ulgę i zaczęłam czuć, że mi płynie krew w żyłach. Nosiłam je cały dzień, a ledwo po północy, zamierzając się położyć spać, zdjęłam je. I wtedy się zaczęło...

W ciągu kilku sekund moje obie stopy powiększyły się dwukrotnie, a między palcami nie było nawet widać przerw. Uderzył mnie bardzo silny, płonący ból w podbiciu stóp, szczególnie w lewej. Jednocześnie dostałam migreny, zaczęłam się dusić, czułam ból w klatce piersiowej i plecach. Coś mi mówiło, że zaraz stracę przytomność, a ja sama w domu. Wezwałam karetkę.

Dwóch przystojnych panów było na miejscu w 7 minut od wezwania pomocy. Przed ich przybyciem szybko zamknęłam zwierzaki w salonie i zostawiłam im prowiant, jakbym nie wróciła do rana. Byłam tak roztrzęsiona i otumaniona bólem, że na początku w ogóle się nie mogłam wysłowić. Ciśnienie krwi wysokie, ból przy każdym kroku i atak paniki. Zrobili wywiad, byli bardzo mili, powoli mnie jakoś zdołali uspokoić, ciśnienie było na granicy. Mieli dylemat, czy mnie zabierać czy nie, ale ostatecznie woleli, żeby to sprawdzili w szpitalu. W karetce sprawdzili mi serce i ciśnienie milion razy. Temperatura 38 stopni. Synek się też zdenerwował, bo kopał intensywnie. Zabrałam na szybko torebkę z wodą, telefonem, ładowarką, książką ciąży i długim rękawem. Jechałam do szpitala w klapkach, a właściwie raczej boso, bo stopy mi się nie mieściły nawet w nie. W karetce tak trzęsło, że odezwała się moja choroba lokomocyjna. Zwymiotowałam.

Dostarczyli mnie na maternity ward i przedstawili sytuację. Godzinę spędziłam pod ktg, a nogi myślałam, że mi eksplodują. Nikt do mnie nie zaglądał w tym czasie. Jak tylko mnie odłączyli, zwymiotowałam ponownie. Wzięli mocz do badania. Trochę to wszystko trwało, choć byłam jedyną pacjentką... W końcu przyszła lekarka, jedna z tych, z którymi już wcześniej rozmawiałam na kontroli. Pokazałam jej zdjęcia, bo kiedy przyszła, opuchlizna znacznie zelżała (choć spory ból czułam nadal). Zauważyła, że na jednym zdjęciu mam takie wgniecenia na skórze przy kostce. Stwierdziła, że skarpety były za ciasne, bo je się dobiera u położnej na podstawie obwodu kostki, a nie rozmiaru stopy...

W moczu brak białka, więc to nie gestoza, ale wyszła bardzo silna infekcja w moczu. No i zagadka chodzenia siku co piętnaście minut nawet w nocy wyjaśniona :/ Dostałam antybiotyk i specjalnie dobrane dla mnie skarpety uciskowe. Zator to też nie jest, bo wtedy tylko jedna noga/dłoń byłaby bardzo spuchnięta w porównaniu z resztą. Czyli dwie najgorsze rzeczy na szczęście zostały, przynajmniej na ten moment, wykluczone.

Mam się bać, jeżeli będę czuć ogromny ból pod żebrami (niespowodowany kopaniem przez dziecko) lub w łydkach, będzie mnie boleć głowa, no i opuchlizna będzie jednostronna. I trzeba jeszcze mieć oko na ciśnienie.

Spędziłam tam pięć godzin, padam na pysk... Po powrocie do domu zwymiotowałam jeszcze dwa razy. Umieram z głodu, a nie jestem w stanie zjeść...

Dobranoc :(

O tym się nie mówi [NA FAKTACH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz