Wróciłam :)

3.3K 731 46
                                    

13.01.18

Dzisiaj są urodziny mojego Misia, a zarazem nasza druga rocznica ślubu, ale przekładamy świętowanie na inny termin.

W Polsce głównie latałam po lekarzach. 

U ginekologa dowiedziałam się, że wszystko z małą jest ok, widać jedynie pozostałości po krwiaku w macicy. Nie zrobiła mi cytologii, bo byłam tak spięta, że nie za bardzo dało się mnie w ogóle zbadać - mam opory psychiczne, bo w końcu uprawiałam seks kilka dobrych lat, a nadal byłam dziewicą i każdy stosunek z początku nie był przyjemny (zbyt gruba i elastyczna błona dziewicza, moja mama miała to samo). Trzy lata temu miałam zabieg usunięcia błony (bolało jak cholera, ale warto było), seks zaczął być przyjemnością, ale nadal mam odruchy obronne na początku, bo nastawiam się na ból. Pani ginekolog nie naciskała, nie komentowała ani nic. Jest równocześnie psychologiem i bada dzieci molestowane i zgwałcone, więc musi mieć podejście i być delikatna. Świetna kobieta, u innych ginekologów zawsze słyszałam jakieś durne dogaduszki na ten temat... Dzięki badaniu USG przez pochwę mogłam dokładnie zobaczyć, jak Scarlet skacze i wierzga w środku ;) Mama nagrała krótki filmik, ale niestety włączyła za późno i moment największej aktywności został pominięty. Dostałam recepty na antybiotyk po cesarce, globulki w razie infekcji, relanium (mam brać tylko jak bardzo się zdenerwuję) i silne środki przeciwbólowe po cesarce (jeżeli nie będę karmić).

Wyniki badań krwi i moczu: niedoczynność tarczycy (TSH w ciąży aż 5,2!), zaawansowana infekcja dróg moczowych (dostałam antybiotyk), nie mam cukrzycy, nerki w porządku, morfologia ok.

U endokrynologa zostałam uspokojona, że z niedoczynnością się da żyć i to żadna tragedia ("tarczyca ulegnie całkowitemu zniszczeniu za około 150 lat"). W końcu ktoś mi dokładnie, na chłopski rozum wytłumaczył, jak to działa. Dostałam leki na niedoczynność, muszę co dwa miesiące na maila przesyłać lekarce wyniki badań, żeby w razie co zmieniać dawkę (mama będzie musiała latać po recepty i słać mi leki). W końcu w ciąży leczymy dwie osoby - dziecko na początku nie ma własnej tarczycy i "kradnie" z moich rezerw, które lekami trzeba uzupełnić.

Uspokoiło mnie to na tyle, że zamierzam we wtorek wrócić do pracy. Głowa boli strasznie (kupiłam sobie ciśnieniomierz, wychodzi, że ciśnienie w normie) i nadal wymiotuję, ale jest o niebo lepiej.

O tym się nie mówi [NA FAKTACH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz